Wtorek, 19 listopada 2024

imieniny: Elżbiety, Seweryny, Salomei

RSS

Wybraniec: w czeskim klubie wszyscy się szanują. To inaczej niż w Polsce

12.01.2021 00:00 red.

Nataniel Wybraniec jest wychowankiem Ikara Racibórz. Następnie grał w Unii Racibórz, Odrze Centrum Wodzisław Śląski i Piaście Żerniki. Teraz trafił do czeskiej ekstraklasy – Slezskiego Opawa. Raciborzanin ma 20 lat i jest na początku kariery zawodowego piłkarza.

– Jak się zaczęła Twoja przygoda z piłką?

– Gdy miałem 5 – 6 lat to mama zaprowadziła mnie na trening do trenera Tomasza Trzęsińskiego. Wytrzymałem tam może miesiąc, bałem się wtedy trenera, bo strasznie krzyczał na treningach. Zrezygnowałem, ale wróciłem po pewnym czasie, bo koledzy też zaczęli trenować u trenera Trzęsińskiego. Za ich namową zostałem, a do krzyku szkoleniowca się przyzwyczaiłem.

– Kilku trenerów miałeś na swojej drodze. Którego bądź jeśli jest ich kilku, wspominasz najprzyjemniej?

– U trenera Trzęsińskiego spędziłem najwięcej czasu. Jemu zawdzięczam najwięcej. On mnie nauczył grać. Dobrze wspominam też trenera Tomasza Owczarka, u którego trenowałem w seniorach Unii Racibórz. Później poszedłem do Odry Centrum Wodzisław Śląski i tam trafiłem na trenera Marcina Malinowskiego. Można powiedzieć, że jak trener Trzęsiński nauczył mnie grać w piłkę, tak trener Malinowski ukształtował piłkarsko, nastawił mi głowę, bo dosyć często pyskowałem. Trener Malinowski powtarzał: „Punkt 1: trener ma zawsze rację, punkt 2: nawet jeśli trener nie ma racji to patrz punkt 1”. Dobrze wspominam trenera Malinowskiego. Do teraz mam z nim dobry kontakt.

– W drużynie seniorów Unii Racibórz zagrałeś tylko raz w meczu z Czańcem wiosną 2017 roku, było to raptem kilka minut. Później przeszedłeś do Odry Centrum Wodzisław. Dlaczego tam?

– Do Unii byliśmy tylko wypożyczeni z Ikara Racibórz. Skończyło się nam wypożyczenie i trener Trzęsiński nie chciał go przedłużać. Objął wówczas Wicher Płonia w C klasie, ale nie chciałem wówczas iść grać do najniższej ligi w Polsce. Unia oferowała mi grę, dzwonił za mną prezes Jarosław Rachwalski. Wybrałem Odrę Centrum, za namową kolegi – Pawła Biedronia. Magnesem było też to, że zespół z Wodzisławia Śląskiego prowadził trener Marcin Malinowski. To legenda ekstraklasy, zagrał w niej 450 razy. Po kilku treningach i sparingu trener zdecydował, że chce mnie mieć w swojej drużynie. Miałem wątpliwości, ale ostatecznie tam wylądowałem. Nie dostawałem jednak szans w seniorach, tylko grałem w juniorach. Nie umiałem wtedy powstrzymać języka, a trener Bartłomiej Socha tego bardzo nie lubił. Teraz tak z perspektywy czasu uważam, że gdybym mniej wtedy pyskował, to bym grał częściej w IV lidze.

– Po Odrze Centrum przyszedł czas na grę w Piaście Żerniki. Przypuszczam, że wrocławski kierunek został wybrany ze względu na studia. Dobrze myślę?

– Tak jest. Wyjechałem na studia do Wrocławia i tam szukałem klubu. Mogłem wówczas trafić do trzecioligowej Ślęzy Wrocław, ale stwierdziłem, że nie mam dużego doświadczenia i trudno będzie się przebić do podstawowej kadry. Rozglądałem się i wybrałem czwartoligowy Piast Żerniki. W lipcu jak przyszedłem to było tam 15 chłopaków na testach. Zespół Piasta prowadził dobry trener – Marek Kowalczyk, debiutował w ekstraklasie w wieku 16 lat w Śląsku Wrocław. Z testowanych zawodników tylko mnie wybrano, choć wśród nich byli też chłopcy z Brazylii i RPA.

– Pół roku grania w Piaście i nastąpiła nieszczęsna przerwa spowodowana pandemią. Jak radziłeś sobie w tym czasie?

– Studia odbywały się on-line, więc przebywałem w domu mojej babci w Brzeziu. Przy domu był ogród, także miałem możliwości do treningu. Nie traktowałem źle tej przerwy, bo przerwa związana z wirusem dotyczyła każdego. Wykorzystałem ten czas, żeby poprawić swoje niedoskonałości. Gdy już można było wychodzić z domu, to chodziłem biegać z kolegami do parku czy też grać w piłkę na boisku. Jeszcze przed pandemią brałem udział w projekcie „Ty też masz szansę”. To było w styczniu 2020 roku. Zostałem zaproszony do Milanówka pod Warszawą. „Ty też masz szansę” – to projekt non-profit. Skauci wypatrywali zawodników z niższych lig i polecali do tego test meczu. Zostałem tam wybrany najlepszym zawodnikiem. Pojawiły się propozycje z klubów: RKS Radomsko, Concordia Elbląg czy też Miedź Legnica.

– Ostatecznie do żadnej z tych drużyn nie trafiłeś, więc co było dalej?

– W Piaście stwierdzili, że warto mnie przetestować też w Śląsku II Wrocław. Zostałem zaproszony na testy do rezerw Śląska. Trenowałem tam aż do czasu gdy nastała pandemia, poźniej znów wróciłem do treningów w Śląsku, ale wszystko się już posypało. Nikt mnie później nie informował co dalej ze mną. Od koordynatora moich przenosin do Śląska dowiedziałem się, że będzie trudno o granie w II lidze, a Śląsk II przez niedokończenie rozgrywek w tym czasie awansował z III do II ligi. Nie chciałem iść tam gdzie nie miałbym możliwości grania.

– A więc jeśli nie rezerwy Śląska to gdzie dalej? Wiem, że do Piasta Żerniki nie wróciłeś.

– Koledzy z Raciborza zadzwonili do mnie, że trener Janusz Pontus z WSP Wodzisław Śląski potrzebuje na weekend zawodnika do test meczu. Pojechałem, zagrałem, a następnie trener Pontus zaczął się bardziej interesować moją osobą. Porozmawialiśmy, przedstawił plan na mnie i wysłał do Opawy. Początkowo na testy miałem trafić z moim przyjacielem – Michałem Rycką, nie było powiedziane gdzie. Ostatecznie wyszło, że pojechałem na testy sam i wylądowałem w Opawie.

– Czyli dzięki trenerowi Pontusowi trafiłeś do Opawy.

– On mi umożliwił testy, ale też sobie mogę trochę zawdzięczać, bo treningi u trenera Pontusa dały mi inne spojrzenie na piłkę. Dużo rzeczy dzięki niemu zrozumiałem np. grając na dwa kontakty też można być wyróżniającym się zawodnikiem. Miałem do tej pory takie prymitywne myślenie, że wyróżniają się tylko ci co strzelają bramki. Granie na dwa kontakty coraz bardziej wchodziło mi w nawyk i dostrzegłem, że później mam więcej sił do odbioru piłki. Trener Pontus zwracał uwagę na technikę, więc dzięki niemu stałem się jeszcze lepszy.

– W Opawie gra też Bartosz Pikul, który ostatnio występował w Odrze Wodzisław. Jak Ty zostałeś przyjęty w czeskim zespole?

– Dołączyliśmy w trudnym czasie dla klubu z Opawy, bo właśnie walczył o utrzymanie w czeskiej ekstraklasie. Najpierw graliśmy w rezerwach Slezskiego Opawa. Podczas sparingu z mocnym zespołem – drugą drużyną Sigmy Ołomuniec przyglądali się nam trener i dyrektor sportowy. Myślę, że po tym meczu byli pewni, że nas chcą do pierwszej drużyny. Kolejne sparingi wychodziły w naszym wykonaniu bardzo dobrze. Wracając do pytania to przyjęci zostaliśmy bardzo dobrze. Dużo pomaga nam Lumir Sedlaczek, znany z polskich boisk. Lumir jest człowiekiem orkiestrą w klubie z Opawy. Jak jest problem to zgłaszam go do niego. Czesi generalnie są bardzo życzliwi. W klubie rodzinna atmosfera. Nie ma tam wielkiej presji, bo to mały klub. Nie zdarza się tam, że ktoś jest ważniejszy. Pani z pralni czy sprzątaczka jest tak samo równa jak trener. Panuje wzajemny szacunek, a więc troszkę inaczej niż w Polsce.

– Grając jeszcze w Ikarze, albo też przez chwilę w Unii Racibórz... przeszło Ci przez myśl, że możesz zagrać kiedyś w czeskiej ekstraklasie?

– Jak byłem mały to miałem nadzieję, że zostanę piłkarzem, później im starszy tym coraz bardziej rozumiałem jak trudno dostać się na sam szczyt. Trener Trzęsiński zawsze powtarzał, że bańka z roku na rok coraz bardziej pęka. Jak się jest dzieciakiem to bańka marzeń jest ogromnych rozmiarów, a później staje się coraz mniejsza i mniejsza. Jak już trafiłem do IV ligi do Unii Racibórz i zobaczyłem, że tam są już tak dobrzy zawodnicy, to o ile lepszym trzeba jeszcze być, żeby trafić do ekstraklasy! Nie wyobrażałem sobie, że tak się to potoczy. Przejście z piłki juniorskiej do seniorskiej to była prawdziwa próba charakteru.

– Co czułeś gdy stanąłeś już przy linii i za moment miałeś wejść na boisko, aby zadebiutować w czeskiej ekstraklasie? Był stres?

– Przywołali mnie z rozgrzewki. Krzyknęli „Nelson” albo „Vibra”. Przy stanie 1:0 dla Banika Ostrawa trener nakreślał mi plan na ostatnie minuty meczu. To była 85. minuta meczu. Trener zdecydował, że mam wejść na boisko. Nie stresowałem się. Stres to może mieć lekarz, który robi operację. Ja robię to co kocham. To moja praca. Owszem odczuwalna była presja, bo to derby – najważniejszy mecz w sezonie. Straciliśmy gola w ostatniej minucie. Mimo przegranej to dla mnie indywidualnie był to pozytyw. Praca, którą wykonywałem przez ostatnie miesiące przyniosła oczekiwany efekt. Ciężko na to pracowałem, żeby zadebiutować w czeskiej ekstraklasie.

– W momencie gdy miałeś szansę zagrać więcej to na przeszkodzie stanął wirus.

– Myślę, że jak dalej będę konsekwentnie pracował i robił swoje, to przyjdzie czas, że dostanę więcej minut w ekstraklasie. To nie jest tak, że przyszło mi to za darmo. Wcześniej grałem też w sparingach przeciw znanym markom jak Rapid Wiedeń czy Sturm Graz. Pół roku wcześniej nawet przez myśl mi nie przeszło, że mogę zagrać przeciw tak utytułowanym klubom.

– Jak wyglądają treningi w Opawie? Czy są dużo trudniejsze od tych z jakimi miałeś styczność do tej pory?

– Okres przygotowawczy był bardzo specyficzny, bo krótki. Trenowaliśmy dwa razy dziennie. Pierwsze dwa tygodnie to cierpiałem niemożliwie. Nawet nie miałem wielkiej radości z piłki, bo treningi były mocno fizyczne. Nie chciałbym przeklinać, ale tam się już pracuje solidnie. Po miesięcznej przerwie spowodowanej kontuzją trudno było się przyzwyczaić do wielkiego wysiłku, a wcześniej na niższych stopniach rozgrywkowych mogły być dwa miesiące przerwy i wracało się w normalnej dyspozycji. Miałem wrażenie po tej niedawnej kontuzji, że nie grałem przez rok.

– Gdyby nie udał się transfer do Opawy, to co byłoby dalej?

– Myślę, że byłaby szansa trafić do innego dobrego klubu. W wakacje w jednym ze sparingów drużyny trenera Pontusa, bardzo młodym składem graliśmy z trzecioligowym ROW-em 1964 Rybnik. Po bardzo dobrym meczu przegraliśmy 3:1. Wtedy Sebastian Paulus z agencji menedżerskiej 90.11 mówił, że jeśli nie wyjdzie transfer do Opawy to będą kolejne propozycje. Dzwonili także inni menedżerowie, którzy proponowali testy w pierwszoligowej Termalice Bruk-Bet Nieciecza.

– Na koniec zapytam o Unię Racibórz. Interesujesz się tym, co się teraz dzieje w klubie? Miasto Racibórz postawiło na piłkę nożną.

– Byłem na kilku meczach Unii w rundzie jesiennej. Trzymam kciuki za Unię, mam tam kolegów i myślę, że pójdzie to w dobrym kierunku. Widać, że trener Dawid Plizga robi tam dobrą robotę, a gra Unii zmienia się na lepsze.

Rozmawiał Maciej Kozina

  • Numer: 2 (1497)
  • Data wydania: 12.01.21
Czytaj e-gazetę