Pierwszy wywiad nowego prezesa Unii Racibórz. Sałajczyk: nie mam żadnych tajemnic
Piłkarska Unia stała się miejską spółką i w tej formule działa od początku lipca. Jak wyglądały pierwsze tygodnie nowej rzeczywistości i od czego rozpoczął rządzenie jej nowy prezes Krzysztof Sałajczyk – postać spoza środowiska raciborskiego futbolu?
– Dlaczego trzeba było zmienić Unię ze stowarzyszenia w spółkę?
– To są wytyczne przedłożone Miastu przez Marka Śledzia, nie tylko według mnie wybitnego fachowca od szkolenia piłkarskiego. W tych wytycznych chodzi o ratowanie raciborskiej piłki, jej rozwój. Ja znam parę osób w świecie polskiej piłki profesjonalnej i wiem, że M. Śledź jest dobrze kojarzony na rynku. Choć nie jest to postać medialna, pierwszoplanowa, to obecny Lech Poznań eksportuje kolejnych reprezentantów kraju do zachodnich klubów z grona wychowanków akademii, którą budował właśnie pan Śledź.
– Jak pan znalazł się w grze o fotel prezesa Unii jako spółki?
– Prezydent Polowy zaproponował mi tę funkcję, ale przyznam, że długo się wahałem w tej prawie. To była dla mnie niewiadoma, przecież nie zajmowałem się tym wcześniej. Owszem, wiem jak funkcjonuje klub, ale nie zarządzałem takim organizmem wcześniej. Dlatego spotkałem się z panem Śledziem, na cały tydzień pojechałem do Rakowa Częstochowa, i tam odbyłem rodzaj nieformalnego stażu, przyglądając się pracy prezesa klubu. Miałem też podobny kontakt ze znajomym, który pracuje w GKS Katowice. Zobaczyłem to zarządzanie klubami z bliska. Zdaję sobie sprawę, że jest różnica w prowadzeniu klubu z okręgówki a z Ekstraklasy, ale wzorce chciałem czerpać z samej góry. Nadal jestem w kontakcie z panem Śledziem, który jak dzwonię to zawsze porozmawia i podpowie co robić.
– Od czego zaczął pan pracę w klubie?
– Jak tylko 1 lipca przejąłem klub, zacząłem układać wszystko organizacyjnie. Ta drużyna się rozpadała. Zawodnicy chcieli już odchodzić, rodzice młodzieży byli zniecierpliwieni. To był klub w złym stanie, w rozsypce organizacyjnej. Poznałem prezesa Rachwalskiego i nawiązaliśmy dobry kontakt, dziś współpracujemy. On pomagał mi w fazie wdrożeniowej. Oceniam teraz, że on jako prezes miał za dużo na głowie.
– A pan już nie ma?
– Sztuką dobrego zarządzania jest obsadzenie stanowisk odpowiednimi ludźmi i nawet najlepsza jednostka sama niewiele zrobi. Podstawą dobrego klubu jest jego dyrektor sportowy i od tego stanowiska zacząłem budowę nowej struktury. Bo musi być rozdział między zarządzaniem, a działalnością sekcji sportowej. Potrzebowałem kandydata z doświadczeniem w zarządzaniu ludźmi, kontaktowego, ale z papierami trenerskimi. To musiał być pasjonat futbolu. wybrałem Macieja Kozickiego. Poznałem go wcześniej przez wypadek jego brata i już wtedy rozmowa nam się kleiła. Wiedziałem, że Maciej nadaje się do pracy w Unii. Namówiłem go, bo na początku się wahał. Jest teraz drugą najważniejszą osobą w klubie.
– Jak już wiadomo kto jest prezesem i dyrektorem, to rozumiem, że zabrał się pan za obsadę posady trenera pierwszej drużyny.
– W lipcu mieliśmy jeszcze czas na budowanie drużyny juniorskiej, ale seniorzy zaczynali sezon. Spotkaliśmy się z piłkarzami, zaproponowaliśmy im naszą wizję prowadzenia klubu. Najważniejsze było utrzymać tych co są w drużynie, bo nie chciałem rezygnować z kogoś, kto ma serce do tego klubu. Z pierwszej drużyny nikt nie odszedł, a jeszcze ją wzmocniliśmy. Co do trenera to potrzebowałem kogoś spoza środowiska i z dużym nazwiskiem. Pierwsza drużyna to młodzież, a pamiętałem ze swojego grania, że jak ma się kontakt ze znanym zawodnikiem, to traktuje się go jako autorytet. W doborze fachowca ograniczała nas kwota jego zarobków. Było 5 kandydatów, najlepszy okazał się dla nas Dawid Plizga. Jedyne ryzyko, że Unia to jego trenerski debiut w seniorskiej piłce, ale trzeba gdzieś zacząć karierę. Czas pokazał że trener Plizga to był bardzo dobry wybór.
– Jak pan postrzega nowego szkoleniowca Unii?
– Na spotkanie z nami przyjechał z Katowic. Pokazaliśmy mu nasz plan dla Unii na 3 lata, bo ten okres jest dla nas pewny – taki mamy kredyt zaufania od władz. Dawid pojawił się na pierwszym treningu i wkrótce się zdecydował. Wiem, że mogą nam go zabrać, bo on tu robi świetną robotę, ale jak przyjdzie propozycja z wyższych lig to nie będziemy mu robić przeszkód. To jest ktoś, kto wie czego chce i twardo stąpa po ziemi. Tym mi odpowiada. Może się już pochwalić paroma wynikami. Poprosił o wzmocnienia i przyszli do nas dwaj doświadczeni zawodnicy do defensywy i ataku. Dawid Plizga jest motorem napędowym Unii. Jak gra to robi niesamowitą różnicę, co widać przy każdym przyjęciu piłki. Nasza młodzież się od niego uczy.
– Unia to nie tylko pierwszy zespół. Prezydent Polowy mówił o priorytecie w szkoleniu dzieci i młodzieży. Co słychać w tej kwestii?
– Kiedy ułożyliśmy sprawy ekipy seniorów, to zajęliśmy się sekcją juniorów. Zatrudniliśmy trenera głównego, którym został Marek Hanzel, szkoleniowiec z licencją UEFA „A”. Bo muszą u nas pracować fachowcy, którzy albo grali w wyższych ligach albo mają papiery trenerskie. Akademia Unii była bardzo rozbita. Potwierdziło to spotkanie z trenerami i rodzicami w sali kolumnowej. Marek Hanzel dobrał sobie trenerów poszczególnych drużyn. Kilu z poprzedniej ekipy zostało, bo rodzice współdecydowali. Wrócił Andrzej Marców, widać, że kompetentny facet. Grupa juniorów starszych powstała od podstaw, ale było z kogo ją budować. Mamy dużo młodych zawodników, z których nie wszyscy łapią się do pierwszej drużyny.
– Wszystko przebiega tak łatwo z budową nowej Unii?
– Blokują nas sprawy formalne, bo w sądzie rejestracja spółki się przedłuża. Na razie nikt nie ma tu umów, nie ma wypłat i działamy na porozumieniu słownym. Miasto uwiarygadnia nas jako partnera. Podpisaliśmy umowę na dostawę sprzętu sportowego z niemiecką firmą Saller. Mam takie marzenie, żeby cały klub był ubrany w jednolite stroje, zawodnicy niezależnie od grupy wiekowej mieli te same koszulki i dresy. Widziałem to kiedyś w Bayernie Monachium i to był dla mnie taki pozytywny szok, że juniorzy wyglądają tak samo jak pierwsza drużyna. W grupach młodzieżowych to ma duże znaczenie, nie każdego rodzica stać na wydawanie na dziecko niemałych pieniędzy na sprzęt. Chodzi o to żeby nie było widać różnic w klubie. To jest kosztowne przedsięwzięcie, dlatego nie robimy tego naraz, ale sukcesywnie. Będziemy potrzebowali do tego partycypacji ze strony rodziców.
– Czego teraz potrzeba Unii?
– Będziemy budowali markę Unii na nowo. To mówił mi pan Śledź, że trzeba pójść najpierw w jakość działania. Żeby organizacja funkcjonowała jak najlepiej. A jak w otoczeniu to zobaczą, to będą chcieli do Unii przychodzić z mniejszych okolicznych klubów. Każdy ma w klubie swoje obowiązki i ma je wypełniać. Ja chcę o wszystkim wiedzieć, podwładni zdają mi regularnie relacje.
– Piłka nożna nie funkcjonuje bez pieniędzy. Ile ich potrzeba, żeby z Unią było lepiej?
– Są dwie metody budowania i prowadzenia klubu piłkarskiego – na dużych pieniądzach i na małych pieniądzach. Wiadomo, którą drogą my musimy teraz podążać. Unia ma być w przyszłości klubem półprofesjonalnym. Ten pierwszy rok traktuję jako przejściowy, bo uczymy się, układamy i przyglądamy. Pojawiło się wiele wydatków klubowych, których wcześniej nie przewidziałem w budżecie przedstawionym prezydentowi Polowemu. Uważam jednak, że te pieniądze z Miasta czyli 350 tys. zł powinny nam wystarczyć. Już mamy podział wydatków na zespół seniorów i grupy młodzieżowe. Co 3 miesiące planuję spotkania z rodzicami, którym będę zdawał finansowy raport.
– Jak wyglądają relacje Unii z pozostałymi klubami w mieście?
– Plan jest taki żeby Unia miała najsilniejsze drużyny w powiecie. Odbyły się spotkania ze wszystkimi klubami w Raciborzu, czego efektem są umowy o współpracy. Już przekazujemy sobie młodzież. Wcześniej brakowało zaufania i transparentności i to trzeba zbudować. Odbyłem po dwa spotkania z działaczami raciborskimi. Pierwsze o charakterze zapoznawczym, gdzie opowiedziałem im o sobie. Na drugim spotkaniu przedstawiłem plan współpracy, który zaakceptowano choć nie bez uwag. Chcę kolejnych spotkań, co miesiąc przy okrągłym stole, w sali Zegarowej urzędu miasta. Bo w magistracie jest na razie siedziba spółki. Ze względów oszczędnościowych, ale i pewnej wygody, bo wszystko jest na miejscu.
– Przekształcenie Unii w spółkę miało w samorządzie paru sceptyków. Jak jest dzisiaj?
– Prezydent Polowy i wiceprezydent Fita bardzo się zaangażowali w ten proces. Chodzą na mecze i treningi. Ich postawa też mnie przekonała, żeby się zgodzić na zostanie prezesem. Spotkałem się również z radnymi koalicji rządzącej, bo chciałem żeby mnie poznali. Zawsze stawiam na relacje międzyludzkie. Wcześniej miałem na takie działania mało czasu. Prowadzenie fundacji wymagało więcej wysiłku. Prezydent Polowy trafił na dobry moment. Fundacja działa już bez mojego większego zaangażowania w sprawy organizacyjne. Prowadzenie klubu to praca od rana do wieczora. Trzeba się poświęcić żeby to robić porządnie.
– Jak pana przyjęli kibice unitów?
– Takich stałych kibiców jest na razie garstka. Oni mówią, że nie pamiętają tak dobrej atmosfery w zespole jaka jest teraz. Ja wiem, że ten klub jest też dla kibiców i będę z nimi współpracował. Nam zależy na kibicach, już wprowadzamy na trybuny katering, kiełbaski. Chcemy zachęcać do rodzinnego kibicowania. Żeby chcieli przyjechać, posiedzieć, spotkać znajomych, wspierać swoją drużynę. Fajną akcję zrobiliśmy dla chorującego piłkarza Arka Górszczyka, wspólnie z Borucinem. Udało się uzbierać ponad 5 tys. zł i mieliśmy w Raciborzu takie święto sportowe bo przyszło 300 kibiców.
– Co pan sądzi o marketingowym potencjale piłkarskiej Unii?
– Z podróży po Polsce wiem, że jak mówię Racibórz to najczęściej przychodzą właśnie skojarzenia na Unię. A także na Browar Racibórz. Ta rozpoznawalność Unii to pewnie także zasługa zapasów i piłki kobiet. Musimy pracować nad wizerunkiem. Nowa strona internetowa jest nam potrzebna. Już wykupiłem domenę „uniaraciborz.pl” i przekażę ją nieodpłatnie na spółkę. Deklaruję, że nie będzie się różniła poziomem od stron klubów ekstraklasy. Troszkę będzie kosztowała, ale to nasza wizytówka.
– Wyznaczył pan sobie jakieś terminy swej działalności?
– Podstawy organizacyjne powinniśmy mieć gotowe do początku przyszłego sezonu. Do końca roku uruchomimy nową stronę internetową i chciałbym ubrać Unię w jednolite stroje. Później przyjdzie czas żeby znaleźć porządnego sponsora. Wiem, że Miasto nam nie wystarczy, by realizować cele. Zaproszę do współpracy Huberta Kostkę jako honorowego członka klubu. Już z nim o tym rozmawiałem. Dalszym celem jest powstanie Fundacji Sportowy Racibórz, żeby sięgać po dotacje i granty. Tu może skorzystać nie tylko piłka, inne dyscypliny też.
– Jak istotny będzie dla klubu wynik sportowy w najbliższym czasie?
– Unia powinna dominować w piłkarskim powiecie, ale żeby tak było, potrzeba czasu. Ważne, że ci zawodnicy, którzy z nami zostali nie patrzyli na pieniądze tylko, bo dokonaliśmy cięć płacowych, ale kierowali się dobrem klubu. Oni też zyskają, bo współpracujemy z Rakowem Częstochowa i kto się u nas wybije tam będzie mógł się sprawdzić, a to jest szansa zostać zawodowym piłkarzem. Trener wie, że na dziś nie chodzi o awans nade wszystko. Że ma być radość z gry, rozwój umiejętności, a wyniki przyjdą. Dawid Plizga czeka na zimę żeby przepracować cały okres przygotowawczy. Chce zagrać sparingi z zespołami z III i II ligi. Naszym szczytem marzeń w ciągu kilku lat byłaby walka o awans do III ligi. Gdyby ten poziom rozgrywkowy był w mieście, to byłby plus dla całego środowiska futbolowego z tego powiatu.
– Ile pan zarobi na posadzie prezesa?
– Za darmo nie będę tu pracował. Nie ma jeszcze żadnych umów w tej kwestii. Czekamy na pełną funkcjonalność spółki. Usiądę wtedy z radą nadzorczą i z prezydentem. Nie mamy jeszcze konkretnych ustaleń. Wiadomo, że prezesi spółek miejskich w Raciborzu zarabiają średnio po 10 tys. zł, nawet więcej. Unia to nie będzie moje jedyne źródło dochodu więc ja się tak mocno na tej kwestii płacowej nie skupiam.
Rozmawiał Mariusz Weidner
Najnowsze komentarze