Wtorek, 19 listopada 2024

imieniny: Elżbiety, Seweryny, Salomei

RSS

Zapiski z pamiętnika Łukasza podróżnika. Co najlepsze ofiarować Bogu

15.09.2020 00:00 red

Ks. Łukasz Libowski przedstawia.

Obcować z Wielką Sztuką

Szanowni Państwo, w zeszłe wakacje byłem w Niemczech i Anglii, o czym, jak się spodziewam, wielu z Państwa pamięta, gdyż na łamach „Nowin Raciborskich” dzieliłem się wówczas wrażeniami z tych wyjazdów i zdobytymi w ich trakcie doświadczeniami; było tego, muszę przyznać, całkiem sporo, bo aż osiem odcinków, które ukazywały się na przestrzeni kilku tygodni pod wspólnym tytułem „Zapiski z pamiętnika Łukasza podróżnika”.

W tym roku udało mi się natomiast, wirus nie pokrzyżował mi planów, wyjechać na cały wrzesień do Rzymu. Wzorem roku ubiegłego i w ogóle lat poprzednich, a więc lat moich studenckich, łączę tu przyjemne z pożytecznym właściwie rzec by trzeba, ponieważ taka jest faktyczna proporcja, że łączę tu pożyteczne z przyjemnym dlatego, iż w tygodniu uczestniczę w intensywnym kursie łaciny, a w weekendy, jak się łatwo domyślić, skwapliwie korzystając z przerwy w zajęciach, ile się tylko da i co się da zwiedzam; oczywiście nie sam, a wespół z kolegami, towarzyszami, tak to półżartem, półserio ujmę, mojej łacińskiej niedoli.

O kursie i o łacinie, Państwo wybaczą, pisać nie będę. Ale chciałbym podzielić się myślą, jaka naszła mnie wskutek pierwszego mojego wrześniowego tu, w Wiecznym Mieście spotkania się z Wielkim Pięknem; chciałbym podarować Państwu myśl, jaka zaświtała w mojej głowie, kiedy tu, w stolicy Italii kilka już dni temu dane mi było obcować z Wielką Sztuką.

Przemawia barok, ucząc

A zatem: Wielkie Piękno, Wielka Sztuka. Ponieważ mowa o Rzymie, wiadomym jest, że chodzi o barok, o ów wspaniały, arcybogaty, olśniewający barok, którego miasto na siedmiu wzgórzach piętrzące się jest kolebką. Mam tu jednakże na uwadze, muszę doprecyzować, wyłącznie barokową architekturę, przede wszystkim zaś, pragnąc być jeszcze ściślejszym, mam tu na uwadze barokową architekturę sakralną. Oto bowiem odwiedziłem kilkanaście bodaj jeśli nie kilkadziesiąt kościołów. Niektóre, nawet może większość z nich, jako że kiedy przed nimi stanąłem, to okazało się, że ze względu już to na koronawirus, już to na sjestę były zamknięte, zmuszony byłem oglądać wyłącznie z zewnątrz, podziwiając ich fasady; do niektórych natomiast mogłem wejść, by przyglądnąć się, jak przepysznie są urządzone, jak wnętrza ich są zorganizowane, jak oświetlone, udekorowane i wyposażone.

Czy architektura rozlicznych onych świątyń przemawia? Czy ów rzymski sakralny barok i barok sakralny jako taki, który znajdziemy przecież wszędy na świecie, bo był to pierwszy styl, który na cały okrąg ziemski się rozprzestrzenił czegoś uczy? Otóż śmiem twierdzić, że, owszem, tak i to rzeczy niemiernie ważnej.

Przemawia barok, ucząc, że ze wszystkiego, czym człowiek dysponuje, czym zarządza, czym obraca, to, co najlepsze, najwartościowsze w każdym możliwym znaczeniu tego słowa winien on złożyć w darze, winien on hojnie, wielkodusznie ofiarować Bogu. A jako w ten sposób uczący i tymi słowy przemawiający zachęca barok do tego samego, co, sądzę, dobrze nam wszystkim znana ewangelijna scena: ta, w której widzimy, jak w czasie uczty w Betanii kobieta imieniem Maria namaszcza Jezusa w relacji Jana namaszcza ona stopy Jezusa, z kolei w wersji Dobrej Nowiny Mateuszowej i Markowej głowę Jezusa szlachetnym i drogocennym olejkiem Jan i Marek podają, że był to olejek nardowy; ks. Andrzej Draguła, uogólniając rozmaite dane na ten temat, proponuje przyjąć, iż cena owego olejku wynosiła bagatela! tyle, co roczna pensja robotnika czasów Chrystusa (zob. Mk 14, 39; Mt 26, 613; J 12, 111).

Bóg godzien jest tego

Zasada, którą formułuję tu jako, by tak rzec, orędzie barokowej architektury sakralnej, nie jest, szczerze mówiąc, żadnym odkryciem: jest ona człowiekowi z dawien dawna, od wieków i stuleci doskonale znana. Pomimo tego ważę się żywić przekonanie, że w jakimś jednak sensie zasada ta może być nowa. Mianowicie, że może być ona nowa dla nas. A to dlatego, iż nie wydaje się, żeby była ona nam tak bliska jeśli użycie pojęcia bliskości jest tu w jakimkolwiek stopniu usprawiedliwione jak bliska była naszym przodkom, zarówno tym bardzo od nas w czasie odległym, jak i tym przodkom naszym niedawnym, to jest naszym czy to dziadkom, czy rodzicom. Co więcej, zasada ta jawi mi się jako mocno przez nas zaniedbana, by już nie stwierdzić, że jako przez nas zarzucona i zapoznana; ba, skory byłbym skonstatować, że nasze postępowanie względem Boga reguluje zasada wprost przeciwna do tej zwiastowanej przez barok czyli taka: co najlepsze zostawić dla siebie, tym się cieszyć, tym się nasycić, z tego skorzystać, Bogu dając ewentualnie z tego, co zbywa, co do niczego niepotrzebne, na czym nikomu nie zależy, co nie przedstawia żadnej wartości. A jeśli tak rzeczywiście jest, to naukę, jaką obwieszczają i przynoszą wzniesione w stylu barokowym budynki sakralne, potrzeba nam na nowo odkryć i wprowadzić w życie.

Gwoli jakiej przyczyny miałby człowiek tak czynić to jest: dlaczego miałby człowiek to, co ma najznakomitszego, składać w ofierze Bogu? Odpowiadając na to pytanie, sformułować wypada przede wszystkim argument teologiczny. Mógłby on brzmieć tak: bo Bóg godzien jest tego, co człowiek ma najlepszego; argument ten może mieć, jak sobie wyobrażam, wiele rozmaitych wersji, można mu nadać, uważam, różny kształt, zależnie od kontekstu, w jakim przyjdzie go osadzić. Przyznać tutaj trzeba, że argument ten jest ze wszech miar poprawny i relewantny, donośny. Ponieważ wszelako jest on dość oczywisty, pozwolę sobie dłużej przy nim się nie zatrzymywać.

Człowiek tego potrzebuje

W odpowiedzi na postawione zapytanie można by sporządzić przynajmniej jeszcze jeden argument; pewnie można by stworzyć w odpowiedzi na wskazane pytanie więcej argumentów, lecz jeszcze ten jeden tylko mi się w tym momencie nasuwa. Nazwałbym argument ten antropologicznym czy humanistycznym. Przedstawiałby się on następująco: człowiek winien oddawać Bogu to, co ma najlepszego, gdyż czyniąc to, samego siebie widzi we właściwej optyce, samego siebie postrzega we właściwy sposób.

Cóż rozumieć przez ową właściwą optykę i ów właściwy sposób postrzegania człowieka przez niego samego? Otóż to: że jest on wobec samego siebie i wobec swoich dokonań i przedsięwzięć pokorny; że jest świadomy swojej małości i ograniczoności, tego, że jest zależny w swoim istnieniu i w swoich dziełach od tego, na co nie ma wpływu, od rzeczywistości, nad którą nie panuje, i nad którą nie ma kontroli, od rzeczywistości, która go przerasta i przekracza; że zdaje sobie sprawę z tego, że wielkiej nadziei w sobie i swoich siłach pokładać nie może, że nie może sobie ufać, że nie może na siebie liczyć; że wie on, iż jest robakiem, liściem, który łatwo ginie, kruszyną, pyłkiem, niczem i że nie należy się mu chwała, cześć i uwielbienie. Albowiem, zaiste, najżałośniejszy jest człowiek zachwycony sobą i swoimi osiągnięciami zresztą, jest to też człowiek groźny i niebezpieczny, człowiek, którego należy się bać; najprzykrzejszy to widok człowiek narcyz zauroczony samym sobą, w sobie samym zakochany, człowiek rozkoszujący się swoją potęgą i mocą, swoją wielkością.

Powinien zatem ofiarować człowiek Bogu co ma najlepsze dlatego, że on sam, człowiek, nie, nie Bóg, on sam, człowiek, tego potrzebuje potrzebuje tego bardzo, bardziej niż czegokolwiek innego. Dla swojego zdrowia i dla zdrowego swego rozwoju.

  • Numer: 37 (1480)
  • Data wydania: 15.09.20
Czytaj e-gazetę