Ogień był bezlitosny. Pogorzelcy z Tworkowa potrzebują pomocy
– Nie umiem się jeszcze otrząsnąć. Kiedy wspominam ten dzień, chce mi się płakać – mówi Bernadeta Juraszek, poszkodowana w pożarze, do którego doszło w Tworkowie. Ciągłe wspomnienia o tych zdarzeniach przyprawiają ją o dreszcze i rodzą w niej ogromny smutek.
24 kwietnia, około godziny 19.00 strażakom z raciborskiej komendy zgłoszono pożar domu przy ulicy Zamkowej w Tworkowie, nieopodal gminnego zespołu oświaty, kultury, sportu i turystyki. W akcję gaśniczą, oprócz zawodowców z Raciborza, zaangażowano miejscowych strażaków – ochotników. Ogień i dym pojawiły się na poddaszu budynku. W trakcie akcji gaśniczej strażacy rozebrali część konstrukcji dachowej, ewakuowali część mienia, użyli kamery termowizyjnej oraz detektora niebezpiecznych substancji. Pożar ugaszono, a dach zabezpieczono plandekami. Wartość strat materialnych oszacowano wstępnie na kwotę 40 tys. zł, wartość uratowanego mienia to około 80 tys. zł. Jako przyczynę pożaru wskazano nieszczelność przewodu kominowego.
By nie kapało na głowę
– To był normalny, niczym nieróżniący się od innych dni dzień. Przyszłam do domu po pracy. Co prawda mamy już coraz cieplejsze dni, ale noce są chłodne. Zapaliłam w piecu. Wszystko było w porządku, więc zaczęłam sprzątać dom. Tego dnia był u mnie syn z wnukiem. Jako że było już coraz później, chciałam ich odprowadzić do domu, bo niedaleko mieszkają. Wyszłam przed dom. Wtedy usłyszałam na podwórku, że coś jakby się paliło. Nie pomyślałam, że to może być tak blisko mnie. Myślałam, że ktoś w sąsiedztwie coś rozpalił. Odruchowo podniosłam jednak głowę. Popatrzyłam na dach i wtedy już wiedziałam, że pali się mój dom. Zaczęłam panikować i płakać. Na całe szczęście był obok mnie syn, który zadzwonił na straż. Pomoc zjawiła się do 5 – 10 minut. Strażacy szybko przystąpili do działań – przytacza tamten dzień Bernadeta Juraszek. – Kiedy zobaczyłam płomienie, to ciągle chciało mi się płakać. Ogień był bezlitosny – opowiada z przejęciem.
Pani Bernadeta mówi, że kiedy widziała palący się dach, obawiała się, że ogień, wkrótce zajmie cały dom. Tak na szczęście się nie stało. Spłonęła część dachu. Akcja gaśnicza trwała około trzech godzin. Po zdarzeniu małżeństwo Juraszków przeprowadziło się do swojej córki. – Nie mogliśmy od razu wrócić do domu, tak polecili nam strażacy. Jednak kiedy przyszliśmy na drugi dzień tutaj, by posprzątać, to był taki brud, że nie wiedzieliśmy, od czego zacząć. Kiedy to widzieliśmy, to płakaliśmy – mówi ze smutkiem.
Najbardziej ucierpiało poddasze oraz dwa pokoje na piętrze. Jedno z pomieszczeń było składzikiem gospodarczym, drugie pokojem, w którym dawniej mieszkał syn małżeństwa. Na szczęście nie odnotowali sporych strat w sprzęcie. Sporych szkód nie wyrządziła również woda w pomieszczeniach poniżej, którą był gaszony pożar. Obecnie w domu jest już czysto, wyczuwalny jest jednak mocny zapach spalenizny. Jest też przeraźliwie zimno, jednak z racji na warunki, tak pozostanie na długi czas. Wpierw musi wszystko zostać doprowadzone do porządku. – Przede wszystkim musimy naprawić dach, by nie kapało nam na głowę – zwraca uwagę rozmówczyni. Wymienić trzeba też instalację elektryczną.
Na pomoc małżeństwu ruszyło sołectwo, na czele z sołtysem Andrzejem Bulendą. Zbiórkę pieniężną ogłoszono również w serwisie zrzutka.pl. Celem jest 25 tys. złotych. Pogorzelców można wesprzeć pod linkiem: https://zrzutka.pl/czhyau. – Pomoc zapowiedziała także gmina – dodaje kobieta.
Powrócić do normalności
Mimo trudnych warunków, małżeństwo Juraszków chce wrócić już do swojego domu. – Nie możemy ciągle mieszkać u córki, musimy iść na swoje – tłumaczy tworkowianka. Kobieta dostrzega, że z jednej strony będzie ciężko mieszkać w nieogrzewanym domu, z drugiej strony mówi, że nie jest tak tragicznie, bo nadchodzą ciepłe miesiące. Zauważa, że nie można ciągle się załamywać, trzeba wziąć się w garść. – Tylko żeby naprawić dach... ale to takie kosztowne – zadumała się w trakcie rozmowy.
Pani Bernadeta o swojej tragedii mówi, że miała ogromne szczęście, że do pożaru nie doszło późnym wieczorem. – Jakby się to w nocy stało i byśmy spali, to nie wiem, co by było. Może byśmy się zatruli, może dom cały by spłonął? – wieszczy czarny scenariusz. Kobieta, kończąc z nami rozmowę i zapraszając do oględzin domu, mówi, że jest wdzięczna wszystkim, którzy już ich wparli finansowo. Prosi również chętne osoby o dalszą pomoc. – Jesteśmy wdzięczni za każde, nawet najmniejsze wsparcie. Każda złotówka jest nam potrzebna – puentuje kobieta.
Dawid Machecki
Pogorzelców można wesprzeć poprzez zbiórkę internetową, pod adresem: https://zrzutka.pl/czhyau
Najnowsze komentarze