środa, 20 listopada 2024

imieniny: Anatola, Rafała, Edmunda

RSS

Kapłaństwo fascynuje, ale i zaskakuje

12.05.2020 00:00 red

Ks. Łukasz Libowski przedstawia.

Z Marcinem Jaśkowskim, diakonem pochodzącym z parafii Jana Chrzciciela w Raciborzu, który 30 maja zostanie wyświęcony na księdza, rozmawia ks. Łukasz Libowski.

Czuję pokój, ale i szaloną radość

– Marcinie, jak przedstawia się kwestia tegorocznych święceń kapłańskich? Odbędą się w zaplanowanym terminie?

– Święcenia kapłańskie od zawsze cieszą się niemałym zainteresowaniem. I tym razem nie jest inaczej. Odkąd jednak pamiętam, nigdy wcześniej nie pytano się o datę święceń, gdyż już od kilkunastu lat odbywają się one w naszej diecezji w Wigilię Uroczystości Zesłania Ducha Świętego. Dziś jednak, w czasie pandemii koronawirusa, pytanie to jest całkiem zasadne. Święcenia kapłańskie odbędą się w tym roku planowano, czyli 30 maja, ale nie w katedrze opolskiej, jak zawsze, lecz w naszych rodzinnych parafiach. W moim przypadku będzie to kościół św. Jana Chrzciciela w Raciborzu, na Ostrogu.

– Jak przygotowania do tej uroczystości? Jak się czujesz w przededniu święceń?

– Przygotowania do święceń i prymicji idą pełną parą. Za kilka dni zakończę swoją czteromiesięczną praktykę diakońską, którą odbywam w parafii św. Katarzyny Aleksandryjskiej w Ligocie Turawskiej. Przede mną jeszcze tygodniowe rekolekcje, które bezpośrednio poprzedzają dzień święceń. Już dziś jestem mile zaskoczony życzliwością parafian, a także wszystkich ludzi, którzy w tym czasie wspierają nas, kandydatów do kapłaństwa. To naprawdę niesamowite. A w sercu? Czuję wielki pokój, ale i szaloną radość z tego, co mnie czeka.

– Jak zapamiętasz czas praktyki? Czego w jej trakcie dowiedziałeś się o sobie, ludziach, wierze, Kościele, świecie?

– Praktyki diakońskie to czas, na który czeka większość kleryków. Po sześciu latach studiowania przychodzi moment skonfrontowania tego, czego się nauczyliśmy, z wcale nie tak szarą – a nawet bardzo barwną – codziennością, z ludzkim życiem. Przez ten okres odkryłem, jakim chciałbym być duszpasterzem. Niesłychanie ważna okazuje się być zwykła ludzka życzliwość i empatia. Mam nadzieję, że nigdy mi ich nie zabraknie. Utwierdziłem w sobie również przekonanie o tym, że historia życia każdego z nas choć byłaby nie wiadomo jak poturbowana, wciąż jest historią świętą, w której działa Pan. W tym czasie odkryłem też, że Kościół jest dla mnie „inkubatorem nadziei”, który uczy mnie zaufania do Boga – zaufania do końca, na wieczność. Doświadczenie praktyk zapamiętam na długo. Poznałem tu świetnych ludzi, z którymi miałem okazję wspólnie się pomodlić, wypić filiżankę kawy, a nawet pokosić trawę czy poszaleć na wspólnym wyjeździe. No i oczywiście uczniowie, którzy zaskakiwali mnie niemalże codziennie swoją kreatywnością i poczuciem humoru. To z nimi miałem okazję spędzić kilka godzin na sali, grając w koszykówkę. I co tu ukrywać: grają lepiej ode mnie.

Wchodzę ze swoim bagażem doświadczeń

– Czujesz się przygotowany do podjęcia posługi kapłańskiej? Do wykonywania rozmaitych zadań, jakie związane są z byciem księdzem?

– Kapłaństwo fascynuje, ale i zaskakuje. Nawet dobrze wyszkolony mechanik samochodowy, który ma na swoim koncie setki naprawionych samochodów, staje nierzadko przy dobrze znanym mu silniku i zastanawia się, co jest grane. Wydaje mi się, że w kapłaństwie czekają mnie podobne chwile. Będę się zastanawiać, co jest nie tak, co musiałbym zrobić, żeby było dobrze, żeby naprawić, wskrzesić wiarę w drugim człowieku czy w swoim sercu. Dziś z pełną odpowiedzialnością mogę powiedzieć, że czuję się wystarczająco silny, by podjąć posługę kapłańską. W powołanie to wchodzę ze swoim bagażem doświadczeń i ze wzorami piękna kapłańskiego życia.

– Zechciałbyś słowem o tych wzorach?...

– Pewnie. Tym, który wciąż towarzyszy mi w rozeznawaniu mojego powołania jest założyciel Zakonu Przenajświętszej Trójcy od wykupu niewolników – św. Jan z Mathy. Człowiek wierny charyzmatowi otrzymanemu od Boga. W tym duchu i ja chciałbym nieść Bożą wolność człowiekowi uwikłanemu w różnego rodzaju niewole. Drugim wzorem kapłana, którego poznałem w czasie mojej seminaryjnej formacji, jest ks. ppłk. Jerzy Niedzielski, wieloletni kapelan Wojska Polskiego i Międzynarodowych Kontyngentów Wojskowych ONZ i NATO, nade wszystko jednak mój przyjaciel w wierze i prymicyjny kaznodzieja. Swoim życiem, autentycznością i niedającą się w żaden sposób ukryć pasją, przyciągnął mnie jeszcze bardziej do Chrystusa i Jego pięknej, prostej, ale i wymagającej Ewangelii.

– Z jakimi problemami – jak uważasz – musi mierzyć się dziś wiara? I – tak będzie pewnie łatwiej, bo zdecydowanie konkretniej – Kościół?

– Dziś wiara każdego człowieka musi zawalczyć jeszcze bardziej o swoją autentyczność. Co ciekawe, o teologii wiary – ale także, paradoksalnie, i o teologii ateizmu – pisałem w swojej pracy magisterskiej. Staram się w niej pokazać, że trzeba pobudzić wiarę ludzi już wierzących, by nie bali się odkrywać Prawdy, by pomagali także innym w szukaniu Boga. Stąd ciekawy wydaje mi się plan duszpasterski zaproponowany przez czeskiego księdza Tomáša Halíka: „W dzisiejszych czasach najskuteczniej będziemy proponować bliskość Chrystusa wtedy, gdy jako Jego uczniowie staniemy się ludźmi, którzy szukają z szukającymi i pytają z pytającymi. Ludzi głoszących, że już są u celu, i oferujących gotowe, ale często zbyt łatwe odpowiedzi, jest nadmiar – niestety także wśród tych, którzy powołują się na imię Jezusa”. Natomiast jednym z ważniejszych wyzwań, przed którymi stoi Kościół w Polsce, a więc i Kościół opolski, jest ukazanie piękna kapłańskiego życia oraz wskazanie na potrzebę codziennego życia wiarą.

Jaśkowski, ty to pójdziesz do seminarium

– Jak to było z Twoim powołaniem? Opowiedz, proszę, swoją historię.

– Z pewnością są osoby, które oczekują, że powiem, że któregoś pięknego, słonecznego dnia dostałem telefon prosto z Watykanu – i to w dodatku od samego papieża – z informacją: „Słuchaj, Jaśkowski, ty to pójdziesz do seminarium i zostaniesz księdzem”. Niestety, wszystkie te osoby muszę rozczarować. Powołanie odkrywa się latami. To nie kwestia kliknięcia klawisza enter. Gdybym jednak miał określić, kiedy pojawiła się w mojej głowie myśl o kapłaństwie, to wskazałbym na czasy gimnazjum i przygotowywania się do bierzmowania. Do dziś z uśmiechem wspominam moment, kiedy to zdając egzaminy u ks. Wojciecha Janusa, mojego wikarego z Ostroga, zostałem odesłany z kwitkiem, ponieważ pomyliłem się w jednej z aklamacji: „Chrystus umarł, Chrystus zmartwychwstał, Chrystus powrócił”. Wtedy usłyszałem: „I ty powróć jutro”. Długo zastanawiałem się, co było nie tak, aż wpadłem na to, że przecież Chrystus dopiero powróci! Ten niezdany egzamin sprowokował mnie do tego, żebym zapytał samego siebie o to, dlaczego ja w ogóle wierzę. To był początek mojej drogi. Później doszły do tego raciborskie czuwania młodych organizowane w klasztorze Annuntiata, częstsze uczestnictwo we mszy świętej i coponiedziałkowa koronka do Ducha Świętego, bez której nie wyobrażałem sobie tygodnia. Co ciekawe, nigdy jednak nie byłem ministrantem. Nawet przez jeden dzień – oczywiście przed wstąpieniem do seminarium. Były również inne wydarzenia i momenty, które zostawiły trwały ślad na mojej życiowej drodze, one jednak są już zapisane głęboko w sercu i dostępne dla nielicznych.

– No tak... Jakie słowa zamieścisz na swoim obrazku prymicyjnym?

– „Jezus spojrzał na niego z miłością” (Mk 10, 21).

– Dlaczego te?

– Wydaje mi się, że każdy z nas chciałby na sobie doświadczyć tego miłosiernego spojrzenia Pana. Ja go doświadczyłem. Co więcej, ono wciąż mi towarzyszy.

– I niech Ci towarzyszy zawsze! Powiedz jeszcze, co lubisz.

– Odpowiedzi no to pytanie udzieliłem w moim pierwszym kazaniu wygłoszonym w Ligocie Turawskiej. Na drugi dzień w szkole dzieciaki przyniosły mi naleśnika, a kilka dni później mogłem skosztować pysznego sushi – to z rzeczy do jedzenia. Lubię także psy, o ile tylko te nie chcą mnie ugryźć. Poznawanie nowych ludzi i zwiedzanie ciekawych miejsc sprawia mi również wiele radości. No i coś, o czym zaświadczyć może cała moja rodzina: uwielbiam jeździć samochodem, szczególnie tym od rodziców, bo swojego nie posiadam.

– No i druga strona medalu: czego nie lubisz?

– Nie lubię – a raczej: boję się – pająków i węży. Jeśli natomiast chodzi o jedzenie, to zjem, ale niekoniecznie z wielką rozkoszą, placki ziemniaczane i kaszankę. I to chyba byłoby na tyle...

– Tak, to będzie na tyle. Myślę, że to mamy. Dzięki, Marcinie.

– Dzięki wielkie.

  • Numer: 19 (1462)
  • Data wydania: 12.05.20
Czytaj e-gazetę