Tylko odwaga nas uratuje
Arkadiusz Gruchot prezes Zarządu Wydawnictwa Nowiny.
Wiemy już z grubsza (bo procesy legislacyjne wciąż trwają), jak polski rząd i lokalne władze chcą ratować gospodarkę. Niestety, z tego wypieku nie będzie chleba, który uchroni nas od głodu. Będzie tylko najpierw rozczarowanie, a potem katastrofa. Mam wrażenie, a nawet pewność, że autorom tych pomysłów brakuje przede wszystkim dwóch rzeczy: wiedzy i odwagi.
Przez wiedzę rozumiem nie zatęchłe, nieadekwatne do współczesności (a nawet mało aktualne) wskaźniki i liczby GUS-u, dane z urzędów skarbowych nakierunkowane wyłącznie na skuteczne ściąganie podatków czy analizy makroekonomistów, z których ogromna większość ani przez jeden dzień swego życia nie prowadziła własnej firmy. Wiedza, której teraz brakuje, aby skutecznie pomóc przedsiębiorcom i uratować miliony miejsc pracy, to przede wszystkim znajomość mechanizmów działania polskich firm. To wiedza o ich różnorodności, strukturze organizacyjnej, kosztowej, przychodowej, o sezonowości działania, o specyfice zatrudniania pracowników, itp. Gdyby taka rzetelna wiedza była, to może decydenci nie karmiliby teraz siebie, a przede wszystkim milionów Polaków, okrutnymi w swych potencjalnych skutkach mrzonkami, że zwolnienie garstki firm z ZUS-u, czy odroczenie go innym na 3 miesiące, albo danie kilkaset złotych ulgi w czynszu, czy podatku od nieruchomości, uratuje polskie firmy od katastrofy. Tej wiedzy nie zbudujemy jednak w miesiąc, więc cała nadzieja w odwadze!
Niestety odwagi, przynajmniej na razie, politykom bardzo brakuje. A niezbędna jest im odwaga, żeby stanąć przed lustrem i powiedzieć: „tak, rozdając pieniądze na prawo i lewo, doprowadziliśmy wydatki państwa do skraju jego możliwości. Tak, żyliśmy w złudnym przekonaniu, że zawsze będzie świecić słońce, że gospodarka będzie kwitła w nieskończoność, podatki będą zasilać budżet szeroką rzeką, a każdy kto chce w Polsce pracować, bez trudu znajdzie pracę i to za coraz lepsze pieniądze. Ale widzimy już tę chmurę, która coraz bardziej to słońce zakrywa i nie udajemy, że zniknie za dwa czy trzy miesiące. Dlatego musimy zrobić więcej, o wiele, wiele więcej niż nas na to stać mentalnie i finansowo. I musimy to zrobić uruchamiając prawdziwą pomoc, a nie pomoc na papierze, czyli pompując w polską gospodarkę prawdziwe pieniądze, a nie jakieś tam majaczące na odległym horyzoncie gwarancje, dopłaty do odsetek, raty, odroczenia na trzy miesiące, zwolnienia z opłat prolongacyjnych i inne instrumenty, których liczba ma się nijak do wartości. Musimy to zrobić szybko i w prosty sposób, a nie jak zwykle u nas, opakować w biurokrację i niejasności w przepisach” (dla przypomnienia: wg stanu na 30 marca, z planowanego pakietu ponad 200 miliardów pomocy dla przedsiębiorców, pomoc gotówkowa to niespełna 40 miliardów, a reszta to raczej „możliwości”, z których wiele przedsiębiorstw i tak nie będzie w stanie skorzystać).
Takiej odwagi teraz wszyscy potrzebujemy, choć może nie wszyscy jeszcze sobie tę potrzebę uświadamiamy. I w tym celu, a piszę to jako zaciekły przeciwnik zadłużania państwa, musimy wyjątkowo zaakceptować znaczne zwiększenie długu publicznego. Innego wyjścia nie ma. Bo to nie jest jakiś kolejny kryzysik, tylko prawdziwa wojna, która wymaga uruchomienia broni nadzwyczajnej. Bez niej ją przegramy, a zrównoważony budżet i tak legnie w gruzach przygnieciony koniecznością płacenia zasiłków dla bezrobotnych, niezapłaconymi podatkami i składkami ZUS od firm, które splajtowały.
Panie i panowie ministrowie, posłowie, senatorowie! Namiastkę wiedzy o Polsce, której tak wam brakuje, możecie zdobyć bardzo łatwo. Wyjdźcie na chwilę z gabinetów, ale nie po to, aby błyszczeć w blasku kamer. Wyjdźcie bez towarzystwa doradców utwierdzających was w słuszności wszystkich waszych działań. Wyjdźcie, aby porozmawiać z normalnymi ludźmi, których wciąż jeszcze można spotkać mimo przeraźliwie pustych ulic. Dowiecie się od razu, a nie po miesiącu, czy kwartale z oficjalnych sprawozdań, jak wiele ludzi już straciło pracę, ile małych firm nie doczeka, aż wy im wspaniałomyślnie dacie szansę na odroczenie ZUS-
-u czy podatku. Których zresztą i tak by nie zapłacili, bo niby z czego? Dowiecie się też, że firmy (ze strachu) przestały już płacić sobie nawzajem faktury i że coraz mniej z nas wierzy, że za miesiąc czy dwa wszystko wróci do stanu sprzed epidemii. Bo już nigdy, albo przynajmniej przez kilka lat, nie wróci.
Są na stole o wiele lepsze pomysły, co należy teraz zrobić, aby ratować gospodarkę, bez której istnienia wszystko się zawali. Są kosztowne i bolesne (dla budżetu), ale odważne i konkretne, a nie bazujące wyłącznie na nadziei i liczeniu na cud. Zgłaszają je zarówno organizacje pracodawców, jak i zespoły doświadczonych ekspertów i praktyków. Moim skromnym zdaniem przedsiębiorcy, jednym z najsensowniejszych jest propozycja (aktualnie zamieniana w pakiet rozwiązań systemowych) Centrum im. Adama Smitha – niezależnego instytutu od 1989 roku zajmującego się polską gospodarką. Jej bazą jest wydłużenie pomocy firmom w czasie, zwiększenie liczby uprawnionych do niej podmiotów, rezygnacja z tych państwowych inwestycji i wydatków, które nie są obecnie niezbędne, w tym ograniczenie kosztów administracji państwowej (więcej na: www.smith.pl).
Dlatego wracam do mojego apelu sprzed tygodnia, apelu do nas wszystkich. Oprócz wyczekiwania na kolejne informacje o ofiarach koronawirusa, oprócz wyławiania z przekazów medialnych różnych okruchów nadziei, oprócz codziennych zmagań z paraliżującym lękiem o zdrowie, zróbmy coś konkretnego. Naciskajmy wciąż i wszelkimi sposobami naszych ministrów, posłów, senatorów, prezydentów, burmistrzów, wójtów, aby byli odważni. Róbmy to tak, jak kto potrafi. Wykorzystajmy wreszcie w dobrym celu te wszystkie nasze fejsbuki, tłitery, fora, sieci znajomych i inne komunikatory. Przekonajmy polityków, że zapewne nigdy w ich karierze odwaga nie była tak cenna jak teraz i, daj Panie Boże, oby już nigdy nie była. Mogą tę szansę wykorzystać lub na zawsze stracić.
Najnowsze komentarze