środa, 20 listopada 2024

imieniny: Anatola, Rafała, Edmunda

RSS

Dziki mnożą się na potęgę i chorują. Dlatego trzeba do nich strzelać

11.02.2020 00:00 red

Czym jest afrykański pomór świń? Jaki jest związek tej choroby z polowaniami na dziki? Czy już wkrótce za wejście do lasu podczas polowania zapłacimy grzywnę? Ile dzików odstrzelono w minionym roku w naszych lasach? Czy tym pożytecznym zwierzętom grozi zagłada? To tylko część pytań, które zadaliśmy nadleśniczemu Robertowi Pabianowi z Rud oraz myśliwemu Gabrielowi Tworuszce z Koła Łowieckiego „Odyniec”. Oto co fachowcy mówią o afrykańskim pomorze świń, dzikach oraz polowaniach na te zwierzęta.

Wielki pochód ASF

Afrykański Pomór Świń pojawił się w Polsce w 2014 r. To właśnie wtedy na Podlasiu stwierdzono pierwsze przypadki ASF u dzików. W kolejnych latach choroba szybko rozprzestrzeniała się – zarażonych zwierząt przybywało i nadal przybywa lawinowo. Dość powiedzieć, że w samym tylko 2019 r. ASF potwierdzono u 2477 padłych lub odstrzelonych polskich dzików. W styczniu 2020 r. potwierdzono już prawie 500 przypadków zachorowań na ASF – nie tylko we wschodniej Polsce, ale również na zachodzie kraju – w województwie lubuskim.

ASF to choroba groźna dla dzików, świniodzików oraz świń. Śmiertelność zarażonych zwierząt sięga 100%. Choć choroba nie jest groźna dla ludzi, to świnie zarażone ASF nie są dopuszczone do spożycia. Stada, w których potwierdzono ASF przeznaczone są do wybicia. Choroba powoduje więc olbrzymie straty finansowe wynikające z jej zwalczania (zabicie zwierząt z zapowietrzonego stada i utylizacja ich zwłok, konieczność przeprowadzenia oczyszczania i dezynfekcji oraz badań laboratoryjnych), jak również z drastycznego ograniczenia możliwości sprzedaży i wywozu świń lub wieprzowiny zarówno w kraju, jak i poza jego granicami.

Lex Ardanowski

Wartość produkcji wieprzowiny w Polsce szacowana jest na 20 mld zł. Nic więc dziwnego, że walka z rozprzestrzenianiem ASF doczekała się specustawy, tzw. Lex Ardanowski (od nazwiska ministra rolnictwa), która weszła w życie 31 stycznia 2020 r. – Tam, gdzie pojawi się ASF, będą czynione starania o wystrzelanie wszystkich dzików, tak by choroba się nie rozprzestrzeniała. Do tego celu będą mogły zostać użyte policja, wojsko, straż graniczna, ale tylko ci funkcjonariusze, którzy mają odpowiednie uprawnienia – wyjaśnia na łamach „Nowin Wodzisławskich” Maciej Witt, Powiatowy Lekarz Weterynarii z sąsiedniego Wodzisławia Śl.

Polowania to jedna z metod walki z rozprzestrzenianiem ASF. – Wiemy, że w tłumie zarazić się łatwiej niż w dużym rozproszeniu. Założenia są takie, że na terenach komunikacyjnych (sąsiedztwo autostrad) oraz na terenach, gdzie stwierdzono ASF, na 1000 ha powinien występować 1 dzik. Czyli praktycznie nie powinniśmy dzika w lesie spotkać – dodaje nadleśniczy Robert Pabian z Nadleśnictwa Rudy.

Myśliwi nie rzucą się na spacerowiczów

O „Lex Ardanowski” zrobiło się głośno głównie za sprawą kar, jakie przewidziano wobec osób utrudniających polowania na dziki. Przepisy pozwalają sięgnąć w takic przypadkach po karę grzywny, a nawet ograniczenia wolności. Skoro tak, to czy mieszkańcy naszego regionu powinni się obawiać spacerowania po lesie, w którym może przecież trwać polowanie? Leśnicy i myśliwi przekonują, że nie.

– Nowelizacja ustawy i kary za przerywanie polowań dotyczą przypadków celowego utrudnienia polowań zbiorowych, a więc nie spacerowiczów, rowerzystów, grzybiarzy czy innych korzystających z lasu kijkarzy. Chodzi o pewne grupy, które nie akceptują gospodarki łowieckiej, skrzykują się na portalach społecznościowych i celowo utrudniają wykonywanie polowania – wyjaśnia Gabriel Tworuszka, sekretarz Koła Łowieckiego „Odyniec” w Rudach.

Polowania zbiorowe trwają od listopada do połowy lutego. Zgodnie z nowymi przepisami myśliwi zobowiązani są do oznaczenia terenu objętego polowaniem zbiorowym. Ponadto używają sygnałów dźwiękowych, które informują o prowadzonym polowaniu.

– W naszych lasach mamy pełną symbiozę myśliwych oraz spacerowiczów. Mówię to ze swojego kilkudziesięcioletniego doświadczenia. To nie jest tak, że teraz myśliwi rzucą się na kogoś w lesie, bo ta osoba ma takie samo prawo tam przebywać jak oni – dodaje nadleśniczy Robert Pabian. – Mieszkamy na Śląsku, gdzie z lasów korzysta bardzo wiele osób i to się nie zmieni. Mieszkańcy nadal będą mogli to robić i nikt im tego nie zakaże. Informacja o prowadzeniu na danym obszarze zbiorowego polowania nie jest równoznaczna z zakazem wstępu do lasu. Nie ma takiego zakazu i nie będzie. Mieszkańcy nie mają się czego obawiać – podkreśla myśliwy Gabriel Tworuszka.

Ile mamy dzików w naszych lasach?

Polowania mają prowadzić do rozrzedzenia populacji dzików i tym samym ograniczenia rozprzestrzeniania ASF. A ile właściwie jest dzików w naszych lasach? Okazuje się, że podanie precyzyjnej liczby dla tego gatunku zwierząt nie jest możliwe. – Las to nie jest teren zamknięty, a dziki lubią pobuszować w kukurydzy i na nieużytkach, potaplać się w bagnie. Z racji tego, że dziki bytują nie tylko w lasach i przemieszczają się, trudno dokładnie oszacować ich liczbę. Tym niemniej staramy się to robić. W ostatniej inwentaryzacji wyszło nam, że na 1000 ha lasów przypadało około 30 dzików – mówi nadleśniczy Robert Pabian.

Nadleśnictwo Rudy Raciborskie zajmuje 18,5 tys. ha lasów. Jeśli szacunki rudzkich leśników były bliskie prawdy, to w zeszłym roku w lasach nadleśnictwa żyło około 555 dzików.Współczynnik 30 dzików na 1000 ha lasów jest trzydziestokrotnie wyższy od aktualnych wytycznych liczebności dzików w sąsiedztwie dużych szlaków komunikacyjnych (autostrad). Jednak zarówno liczebność dzików jak i teoretyczne założenia nie na wiele się zdają wobec prawideł przyrody. – Przyroda nie znosi pustki. Nie da się zrobić czegoś takiego, że na danym obszarze będzie przypadał 1 dzik na 1000 ha, a kawałek dalej, gdzie takich limitów nie ma, pozostawić kilkanaście czy kilkadziesiąt dzików na 1000 ha. Zwierzęta leśne są terytorialsami. Jak się im robi za ciasno, to rozpraszają się w poszukiwaniu nowych terenów. Zakładając nawet, że wybilibyśmy na naszym terenie wszystkie dziki, to przecież nasze nadleśnictwo sąsiaduje z Czechami. Gdy tamtejsze dziki wyczują, że u nas jest wolne mieszkanko, to przyjdą je zasiedlić. Tak to funkcjonuje – wyjaśnia nadleśniczy R. Pabian.

Łagodny klimat sprzyja dzikom

Wiemy już, że w 2019 r. na 1000 ha lasów Nadleśnictwa Rudy Raciborskie przypadało około 30 dzików. A jak było w poprzednich latach?  Szacunki dla 2013 r. mówiły o 3 dzikach na 1000 ha, później odpowiednio: 2014 r. – 26 dzików, 2015 r. – 60 dzików, 2016 r. – 40 dzików, 2017 r. – 6 dzików, 2018 r. – 10 dzików.

Jak widać, rozbieżność szacunkowej liczebności dzików może sięgać kilkudziesięciu sztuk w ujęciu rok do roku. Wynika to ze wspomnianej już przez nadleśniczego Roberta Pabiana mobilności tych zwierząt, ale również naturalnego przyrostu dzików, który w ostatnich latach jest bardzo duży. Wszystko przez łagodny klimat. – Ciepłe zimy powodują, że przychówek dzików odbywa się nawet w zimie. Wiele lat temu tego nie było, bo dwadzieścia stopni mrozu nie pozwalało na rodzenie się dzików. Obecnie dziki rodzą się dwa, a nawet trzy razy w ciągu roku – mówi nadleśniczy z Rud.

To nie eksterminacja

Znaczny wzrost liczebności dzików zestawiony z obostrzeniami wynikającymi ze zwalczania afrykańskiego pomoru świń, limitami liczebności tych zwierząt na terenach sąsiadujących z autostradami oraz brakiem naturalnych drapieżników decyduje o przeznaczeniu ich do odstrzału. Poziom odstrzału jest powiązany z szacunkową liczebnością zwierzyny. Wyznaczają go pracownicy nadleśnictwa i przekazują do kół łowieckich, które są zobowiązane do jego wykonania. – Rolą nadleśniczego jest ustalenie planu odstrzału poszczególnych gatunków zwierzyny. Dochodzimy do tego matematycznie na podstawie wiedzy, ile zwierząt jest w lesie oraz ile powinno ich być, aby mogły się wyżywić nie czyniąc szkody leśnikom i rolnikom – wyjaśnia nadleśniczy Robert Pabian.

Od marca ubiegłego roku do lutego tego roku w Nadleśnictwie Rudy Raciborskie założono odstrzał 250 dzików, czyli prawie połowy szacunkowej populacji dzika na tym obszarze. Plan zrealizowano. – To może brzmieć brutalnie – że w lesie odbywa się eksterminacja dzika, ale zapewniam, że tego nie da się zrobić. Dzik zawsze będzie mieć swoje miejsce w lesie. Nie da się go pozbyć w taki sposób. Za to dobrze byłoby przez jakiś czas utrzymać tę populację na rozrzedzonym poziomie, tak żeby zaraźliwość na ASF była mniejsza – mówi nadleśniczy Robert Pabian.

Aktualnie trwają prace przy opracowaniu planu odstrzału na kolejny rok myśliwski. Nowy rok myśliwski rozpocznie się w marcu 2020 r. i potrwa do lutego 2021 r. Jak już zostało wspomniane, poziom odstrzału będzie powiązany z szacunkową liczebnością dzików w naszych lasach.

Las jak akwarium

Gabriel Tworuszka z Koła Łowieckiego „Odyniec” podkreśla, że wbrew rozpowszechnianym w internecie nieprawdziwym informacjom, zwierzyny łownej w naszych lasach przybywa, a nie ubywa. – Na przykład dziki, których roczny przyrost to 200 – 300% stanu populacji. Zakładając nawet tę dolną wartość, łatwo policzyć, że w ciągu roku populacja 10 dzików osiąga liczebność 30 dzików. Rok później dzików będzie już 90. Wyobraźmy sobie jak wielka będzie populacja tych zwierząt po pięciu czy dziesięciu latach bez jej ograniczania poprzez odstrzał – mówi myśliwy.

Ponadto G. Tworuszka zwraca uwagę, że dziki są również uciążliwe dla rolników. – Natomiast jelenie, daniele i sarny wywierają presję nie tylko na uprawy rolne, ale również na las i sami leśnicy chcą utrzymać tę populację w ryzach. To najlepiej porównać do akwarium. Jeśli ktoś kiedyś je miał i rozmnażał choćby gupiki, to w końcu dostrzegł, że więcej tych rybek nie może przebywać w tym jednym akwarium i trzeba albo ograniczyć ich liczbę, albo kupić większe akwarium. Tak samo dzieje się z populacjami zwierząt łownych. Pojemność łowiska pod tym względem jest ograniczona – dodaje G. Tworuszka.

– Zastępujemy drapieżników, bo ich nie ma. Chodzi o to, żeby ta populacja nam się nie zwiększyła na tyle, że jelenie czy dziki będą chodzić po śmietnikach na osiedlach, bo tak już na Śląsku bywało – dodaje nadleśniczy Robert Pabian.

Zdanie leśników i myśliwych podzielają również przedstawiciele służb weterynaryjnych. – Gdyby do dzików nie strzelano, to za chwilę były one w miastach. Jakaś gospodarka, regulacja ich liczby musi być, bo te zwierzęta nie mają naturalnych wrogów, a w ciągu roku mogą potroić swoją liczbę. Nawet gdyby teoretycznie udałoby się wystrzelać na danym obszarze wszystkie dziki, to za parę miesięcy pojawią się w tym miejscu dziki z innych terenów, np. z Czech. Ale wszystkich dzików wystrzelać się nie da. Myśliwi byli cały czas, cały czas strzelali. A zwierzyny przybywa. Czy kiedyś ktoś widział dzika? A teraz wystarczy iść na pole z kukurydzą i niemal pewne jest, że spotka się dzika – mówi na łamach „NW” wspomnianych już Maciej Witt z Wodzisławia Śl.

Co z martwymi dzikami?

Dotychczas w województwie śląskim nie stwierdzono przypadków ASF u dzików oraz trzody chlewnej. Mimo to służby weterynaryjne, leśnicy oraz myśliwi są postawieni w stan najwyższej gotowości. – Jesteśmy w stałym kontakcie z powiatowym lekarzem weterynarii. Na szczęście w naszym regionie nie mamy tego wirusa, ale w każdej chwili może się to zmienić. Dlatego przeszukujemy tereny leśne i polne pod kątem padłych dzików. Od każdego padłego dzika pobierana jest próba i przesyłana do badania pod kątem ASF. Realizujemy to profilaktycznie – mówi myśliwy Gabriel Tworuszka.

Te działania są potrzebne, gdyż ASF rozprzestrzenia się właśnie przez kontakt z mięsem padłych dzików. Jeśli truchło zarażonego przez ASF dzika zostanie zjedzone przez innego dzika, to taki dzik również zachoruje na tę chorobę. Jeśli nieprzebadane mięso chorego dzika zostanie przerobione na kiełbasę, to również taki wyrób będzie nośnikiem wirusa ASF. – W tej chwili są bardzo poważne podejrzenia, że ptaki również mogą przenosić ASF w swoim kale. Można sobie wyobrazić sytuację, że padłego dzika rozdziobują kruki. Można sobie wyobrazić, że ten kruk trafi w okolice chlewni. Jest już nawet podejrzenie takie, że muchy również mogą roznosić ASF. Dlatego uważam, że dzik owszem, ma swoje miejsce w tym całym łańcuchu chorobowym, ale jest ono trochę niesprawiedliwe – mówi nadleśniczy Robert Pabian.

W takim razie co dzieje się ze szczątkami dzików upolowanych przez myśliwych (w szczególności tzw. patrochami, a więc wnętrznościami dzików)? – Myśliwych oraz leśników obowiązują zasady bioasekuracji. Oznacza to, że na terenach wolnych od ASF patrochy można pozostawić w lesie, ale trzeba je zakopać, tak żeby nie dostały się do nich inne zwierzęta – wyjaśnia nadleśniczy z Rud. Na terenach objętych ASF szczątki upolowanych zwierząt należy utylizować.

Pożyteczne stworzenia

Nadleśniczy Robert Pabian przyznaje, że dzik to bardzo pożyteczny i pożądany lokator lasu. – Jest amatorem mięska w lesie. Uwielbia pędraki czy larwy chrabąszczy, które są groźne dla lasu. Chrabąszcz majowy potrafi w ciągu kilku dni ogołocić dębinę z liści, powodując tym samym chorobę lub śmierć drzewa. Pędraki chrabąszcza rozwijają się na korzonkach. Jeśli drzewo będzie młode, to one je zjedzą. Dzik również przez tzw. buchtowanie, czyli poszukiwanie larw, kopie ryjem w ziemi przygotowując ją na przyjęcie nasionek. Dzięki niemu mamy glebę przygotowaną do naturalnego obsiewu, bezpłatnie. Jest pożyteczny i bardzo nam szkoda, że w tej chwili cierpi z powodu ASF. Ale rzeczywiście – jego truchło jest źródłem zakażenia dla świń i nie ma od tego odwrotu... Warto spróbować rozrzedzić tę populację na kilka lat – kończy nadleśniczy Robert Pabian.

Wojciech Żołneczko, Artur Marcisz


Europoseł z Rybnika podpowiada „jak nie dać się myśliwym”

Do redakcji Nowin wpłynęło pismo europosła Łukasza Kohuta z Rybnika (Wiosna Roberta Biedronia). Wskazuje on, że „Lex Ardanowski” zobowiązuje marszałków województw do wytyczenia nowych obwodów łowieckich. – W wielu miastach i gminach obwody łowieckie mogą przebiegać przez strefy zielone, takie jak parki czy lasy, co stanowi zagrożenie dla bezpieczeństwa korzystających z nich mieszkańców. Mogą również obejmować tereny, na których zlokalizowane są gospodarstwa rolne i agroturystyczne, co naraża te gospodarstwa na znaczne straty ekonomiczne. Dodatkowo, prowadzony na masową skalę bestialski odstrzał bezbronnych zwierząt może nieść za sobą znaczący spadek lub nawet wytrzebienie ich populacji, czego skutkiem byłoby zachwianie równowagi ekologicznej w regionie – wskazuje Ł. Kohut i podpowiada samorządom, że mogą wystąpić o wyłączenie terenów gmin z granic obwodów łowieckich.

A jak do tej sprawy podchodzą sami zainteresowani? Gabriel Tworuszka z Koła Łowieckiego „Odyniec” przyznaje, że samorządy wojewódzkie mogą wyłączyć obszar danej gminy z obwodu łowieckiego, jednakże przestrzega przed skutkami takich decyzji. Wziąwszy pod uwagę przyrost populacji np. dzików, w krótkim czasie może dojść do sytuacji, gdy zwierzęta zaczną zbliżać się niebezpiecznie blisko zabudowań. Dodatkowy aspekt to straty w uprawach, które powodują dziki.


Jak postępować w przypadku znalezienia padłego dzika?

1. Jeżeli to możliwe, oznakuj miejsce znalezienia zwłok dzika w celu ułatwienia ich odnalezienia przez właściwe służby.

2. Powstrzymaj się od dotykania zwłok dzika i pozostaw je w miejscu znalezienia.

3. Zgłoś fakt znalezienia padłego dzika do właściwego miejscowo powiatowego lekarza weterynarii (lub najbliższej lecznicy weterynaryjnej, straży miejskiej, miejscowego koła łowieckiego). W zgłoszeniu należy podać miejsce znalezienia zwłok (np. charakterystyczne punkty orientacyjne lub współrzędne GPS), dane osoby zgłaszającej (w tym numer telefonu kontaktowego), liczbę znalezionych zwłok dzików w danym miejscu, ewentualnie stan zwłok padłych dzików.

Podajemy telefon alarmowy do Powiatowego Lekarza Weterynarii w Raciborzu: 665 829 485

  • Numer: 6 (1449)
  • Data wydania: 11.02.20
Czytaj e-gazetę