Wehikuł czasu. To byłby cud
Czym zabijano czas w długie zimowe wieczory tysiąc lat temu? Gdzie przebiegała różnica między handlem a grabieżą? Czy na boga można było się zwyczajnie obrazić, jeśli nie spełnił naszej prośby? Ile bitew przeżywał wojownik? I gdzie się podziało oko Odyna? To tylko część pytań, na które odpowiedzi już wkrótce będzie można poznać zaglądając do chaty raciborskich Drengów. Budowla została wzniesiona nieopodal lasu Obora. Zajrzeliśmy do środka, aby zapytać nie tylko o dawne dzieje, ale również przyszłość raciborskiego grodu. Oto, czego się dowiedzieliśmy.
Jasne drewno, strzecha, brak okien. Tak wygląda chata Drengów z zewnątrz. Gdy padają na nią promienie słońca, całość połyskuje jeszcze nowością. Do środka wchodzi się przez jedno z dwóch wejść. Po przestąpieniu progu czuć zapach dymu, który wydobywa się z paleniska. To właśnie przy ognisku rozmawiam z Ivarem, Thorsteinem oraz Ragnaldem – przedstawicielami raciborskim Drengów. Mówimy o tym jak żyli kiedyś ludzie – co jedli, w co wierzyli, czym walczyli, z kim i w czym mieszkali, w co grali? Ale nie tylko...
Dom bez okien
Chata ma konstrukcję międzysłupową. Drengowie wyjaśniają, że to architektura najczęściej spotykana tysiąc lat temu na ziemiach słowiańskich oraz w Skandynawii. Wszystko zostało tak pomyślane, aby zapewnić ludziom przetrwanie na czas długich, mroźnych zim. W chacie nie ma okien, gdyż otwory okienne powodowałyby zbyt wielkie ubytki ciepła. Poza tym nie było szyb. – Długie zimy sprawiały, że ludzie gromadzili się w chatach, żeby grzać się jeden od drugiego. Po jednej stronie byli ludzie, po drugiej stronie było bydło – mówi Ivar.
Dom, który wzniesiono pod raciborską Oborą ma cztery metry szerokości i piętnaście metrów długości. Jednak tysiąc lat temu zdarzało się, że chaty tego typu były nawet sześć razy większe. Największe siedziby należały do skandynawskich jarlów czy słowiańskich kniaziów, którzy przez całą zimę gościli u siebie swych wiernych wojów wraz z rodzinami. – Ci wojowie przez pół roku żyli z pieniędzy jarla. On ich żywił, ubierał, utrzymywał. Razem jedli, pili, biesiadowali, opowiadali sagi o swoich bohaterskich przodkach i bogach – dodaje Ivar.
Dlaczego w Raciborzu wzniesiono chatę typu skandynawskiego? – Była tutaj autostrada, czyli Odra, którą można było przypłynąć z dalekiej północy – mówią moi rozmówcy. Nic dziwnego, że Słowiańszczyzna i Skandynawia utrzymywały w tamtych czasach ożywione kontakty. Czasem miały one charakter pokojowy, kupiecki, innym razem zbrojny. Na ślady wikingów natrafiono m.in. w Opolu.
Rolnicy, wojownicy, handlarze
Ivar, Ragnald i Thorstein podkreślają, że wikingowie to nie narodowość, ale styl życia. Czasem kupiecki, czasem wojowniczy. Trzeba pamiętać, że wojów służących w drużynie jarla lub kniazia było niewielu. W ówczesnych warunkach ekonomicznych utrzymanie dużej liczby zawodowych wojowników nie było możliwe. To była elita, którą było stać na miecz, hełm czy pancerz.
Gdy potrzeba było większej siły zbrojnej, zwoływano ting (Skandynawia) lub wiec (Słowiańszczyzna), podczas którego wojownikiem mógł stać się każdy wolny człowiek. – To byli rolnicy, którzy w zależności od potrzeb stawali się wojownikami. Wyprawy łupieżcze traktowali na zasadach dorobku. Brali ze sobą to, co mieli pod ręką – siekierę, kij pasterski, włócznię, czyli to wszystko co nadawało się do walki i ruszali – mówi Ragnald.
Wyprawy łupieżcze często łączono z handlem, w szczególności handlem ludźmi, który przynosił duże zyski.
Kasza, ryby i grzyby
Wracamy do rozmowy o wyposażeniu domu i życiu dawnych ludzi. W chacie znajdują się dwa paleniska. Wykonano je z ziemi, gliny oraz kamieni, które z zewnątrz obite są belkami brzozowymi. Paleniska znajdują się dość nisko, tak aby ciepło rozchodziło się po chacie, a ogień nie buchał zbyt wysoko. Dym zbierany jest przez dwa drewniane kominy.
Oprócz źródła ciepła, było to również miejsce przyrządzania posiłków. Dieta ówczesnych ludzi opierała się głównie na zbożach (kasza) oraz rybach, w które obfitowały rzeki i jeziora. Mięso rzadko gościło na stołach. Pochodziło ono z polowań lub z własnej hodowli. – To nie było tak jak dzisiaj, że my delektujemy się jedzeniem. Wtedy patrzono na to praktycznie, czyli przygotowywano coś na tyle kalorycznego, aby człowiek mógł przetrwać – wyjaśnia Ragnald. Dietę uzupełniano tym, co udało się zebrać w lesie – grzybami, jeżynami, jagodami.
Skoro są paleniska, to są również kociołki. Drengowie zapewniają mnie, że to nie są rekwizyty. – My tego używamy. Nasze kobiety w dwóch dużych garnkach i na dwóch patelniach są w stanie ugotować posiłek dla dwudziestu – trzydziestu osób – mówi Ivar.
Dodajmy, że tak opłacalny dziś biznes śmieciowy w tamtych czasach nie miał prawa bytu, gdyż ówcześni ludzie nie wyrzucali niemalże niczego. Każdy kawałek skóry czy kości był wykorzystywany. Z rogów wykonywano trzonki noży, z jelit wytwarzano cięciwy do łuków. – Tak naprawdę wyrzucano tylko rozbite naczynia gliniane, bo glina raz wypalona nie daje się ponownie wypalić – wyjaśnia Ragnald.
Jednooki bóg
Centralne miejsce w chacie, naprzeciw solidnego krzesła, które spełnia funkcję tronu, stoi dwumetrowy posąg nordyckiego boga Odyna. Skąd to wiadomo? – Odyn nie ma jednego oka. Oddał je swojemu wujowi Mimirowi, aby móc zaczerpnąć ze źródła wiedzy – mówi Thorstein. To jeden z idolów posiadanych przez Drengów. Częścią ekspozycji na Zamku Piastowskim jest z kolei posąg słowiańskiego Światowida.
Czy takie posągi znajdowały się w chatach dawnych mieszkańców Słowiańszczyzny i Skandynawii? – Raczej nie. Temu służyły specjalne miejsca kultu. My trzymamy tutaj ten posąg bardziej ze względów praktycznych – wyjaśnia Ragnald.
Tysiąc lat temu pogańskie wierzenia były wciąż bardzo silne, jednak stopniowo ustępowały miejsca chrześcijaństwu, z którego rozwojem wkraczało piśmiennictwo i nowoczesna jak na owe czasy organizacja państwa w zachodnim stylu. Pogańskich bogów traktowano raczej jako towarzyszy i przyjaciół. – Każdy w miarę potrzeb modlił się do boga, ale jeśli prośba nie została wysłuchana, jakieś przedsięwzięcie się nie powiodło, to reakcją była obraza na boga. Bo tamci bogowie, tak jak ludzie, często bywali kapryśni – dodaje Ivar.
Do dwóch bitew sztuka...
W chacie Drengów po prawicy i lewicy Odyna można podziwiać pancerze, hełmy i miecze. – Najczęściej ludzie właśnie tak wyobrażają sobie wikingów, ale tak absolutnie nie było. Oni bardzo często walczyli bez nakrycia głowy. Często szli do walki z siekierą. Bo kogo było stać na miecze? Tylko tę wąską przyboczną drużynę jarla, o której już wspomnieliśmy. Żelastwo było drogie, a na wykonanie toporka czy siekiery potrzeba było go o wiele mniej niż na miecz – mówi Ivar.
Ragnald zauważa w tym pewien paradoks, bo dziś to skórzane elementy ubioru Drengów i innych podobnych im miłośników historii są drogie, a miecze, choć mają swoją cenę, są o wiele tańsze. – Wtedy posiadanie kawałka stali, to było coś. Dzisiaj stal jest tania i o wiele łatwiej jest nam kupić przedmiot ze stali niż ze skóry – wyjaśnia.
Żywoty ówczesnych wojów były burzliwe, ale zazwyczaj nie trwały długo. – Przeciętny wojownik dożywał dwóch dużych bitew, a więc wieku około dwudziestu lat. Wiek czterdziestu lat uchodził za sędziwy – mówi Thorstein.
Dla zabicia czasu
Czym zajmowano się w długie zimowe wieczory? Głównie rzemiosłem. Wykonywano przedmioty codziennego użytku, elementy strojów oraz uzbrojenia. Chętnie oddawano się grze w tafle, czyli takim wikińskim szachom. Niemniej ważne dla budowania tożsamości były opowieści o bohaterach, bogach, przodkach, świecie. – Wiara i tradycje rodziły się ze słuchania starszych, którzy opowiadali bajki i legendy. Dzieci tego słuchały aż zasnęły. Współczesnym ludziom takiego wspólnego spędzania czasu i rozmów brakuje – zauważa Ivar.
Najpierw palisada, potem reszta
Kilka lat temu pod Oborą wzniesiono budynek bramny. Teraz nakładem dwustu tysięcy złotych z budżetu obywatelskiego powstała średniowieczna chata. Jednak aby można było mówić o początkach raciborskiego grodu, potrzeba jeszcze palisady. Drengowie starają się pozyskać pieniądze na ten cel. – Chodzi nam tylko o zakup materiałów. My tę palisadę możemy zrobić samodzielnie – mówi wspomniany w artykule Ragnald, prywatnie Marek Mansz, szef Stowarzyszenia Drengów znad Górnej Odry.
A co będzie dalej? – Planów mamy mnóstwo. W grodzie znajdą się chaty rzemieślników. Będzie chata garncarza, będzie kuźnia, będzie chata rymarza, będzie dom wikliniarza. Każdą z tych chat chcemy budować w inny sposób. Jedna zostanie wykonania z witek wiklinowych, inna będzie gliniana, niektóre będą miały dachy z trzciny, inne z gontu. Będzie też półziemianka pełniąca funkcję spiżarni. Chcemy zrobić wczesnośredniowieczną saunę, z której będziemy można skorzystać. Oprócz tego tory łucznicze i do rzutów toporem, miejsca kultu pogańskiego i chrześcijańskiego, odzwierciedlające wygląd wczesnośredniowiecznych świątyń. To będzie jak wehikuł czasu – zapowiada Marek Mansz. Na zakończenie dodajmy, że osoby zainteresowane wsparciem budowy grodu w Raciborzu mogą pomóc Drengom w zakupie drzewa do wzniesienia palisady. Zbiórka prowadzona jest w internecie. Szczegóły na stronie www. pomagam.pl/drengowie
Wojciech Żołneczko
Majówka i wakacje z wczesnym średniowieczem
Drengowie powiedzieli nam o tym jak zamierzają wykorzystać chatę w nadchodzących miesiącach. W trakcie długiego weekendu majowego zamierzają urządzić „Majówkę z wczesnym średniowieczem”. Potężny wojownik Egil z właściwą sobie swadą będzie opowiadał sagi o dawnych bohaterach. Oprócz tego zaplanowano turniej łuczniczy, a także poczęstunek potrawami, które przyrządzą kobiety Drengów.
Od 5 do 7 czerwca zostanie zorganizowany Raciborski Festiwal Średniowieczny, na który zjadą odtwórcy historii z całej Polski. Na czas festiwalu chata zmieni się w karczmę z prawdziwego zdarzenia, w której dojrzali kandydaci na wojów (oraz ich połowice) będą mogli zakosztować piwa serwowanego w glinianych kuflach.
Ponadto Drengowie starają się o środki finansowe na prowadzenie zajęć i warsztatów w każdą niedzielę wakacji. Oprócz wiedzy historycznej, będzie można nabyć umiejętności obróbki gliny, skóry czy podstaw kowalstwa.
Najnowsze komentarze