Apel o presję na prezesa Ramety
– Źle się dzieje w Raciborzu, źle się dzieje w zakładzie budującym niegdyś wizerunek miasta. Zakładzie zbudowanym przez niepełnosprawnych – zaczęła swą przemowę na wrześniowej sesji, po pięciogodzinnym oczekiwaniu, posłanka Gabriela Lenartowicz. Wystąpili też zwolnieni pracownicy.
Pani poseł, która przyszła ze zwolnionymi na sesję rady miasta już o godz. 15.00 musiała z nimi czekać do godz. 20.00 by wystąpić przed radą. Członkowie koalicji Polowy – Fita nie zgodzili się, aby mieszkańcy wystąpili wcześniej, mimo, że wnioskował o to radny Mirosław Lenk.
Posłanka mówiąc do radnych, porównała los zwolnionych do starych mebli, które trafiły na wystawkę. Według niej zarząd Ramety wykorzystał słabość swych długoletnich pracowników, by zwolnić ich bez osłon socjalnych. – Zostali na bruku – skwitowała posłanka.
Złamana marka
Lenartowicz zwróciła się w sprawie grupy byłych pracowników do Państwowej Inspekcji Pracy oraz Rzecznika Praw Obywatelskich. Udzieliła im wsparcia prawnego, przy postępowaniu przed sądem pracy i ubieganiu się o unieważnienie porozumienia stron przy niedawnych zwolnieniach.
– Rameta jest marką Raciborza. Problemy gospodarcze się zdarzają, ale złamano tam przyzwoitość, podstawowy wizerunek tego miasta. To sprawa Miasta, bo godne życie mieszkańców to zakres kompetencji samorządu. Ponadto prezydent ma możliwość umorzenia zaległego podatku od nieruchomości, o co wystąpił do niego prezes Ramety. Interes publiczny został tu naruszony. Apeluję aby pan prezydent rozważył czy powinien pomagać firmie, która tak traktuje swoich pracowników. Gdy w „Nowinach Raciborskich” ukazał się artykuł „Wszystkie ręce na pokład” doszło do zwolnienia grupy pracowników. Dostali do podpisania porozumienie stron bez okresu wypowiedzenia, bez prawa do zasiłku – mówiła na sesji G. Lenartowicz. Powiedziała, że alternatywą była dyscyplinarka, bo ci co się nie zgodzili takową dostali. Zwolniono wieloletnich pracowników, o których posłanka mówiła, że dostawali premie i pochwały.
To nie flaszka na bulwarach
Lenartowicz wyjaśniła wielogodzinną obecność zwolnionych z Ramety na sesji, czekających na swoją kolej. – Oni nie przyszli tutaj aby się upominać o prawo obywatelskie do rozbicia flaszki na bulwarach. Oni tu są tyle godzin bo nie mają za co żyć. Muszą wyjechać do Niemiec do pracy, a część ma wilczy bilet – dyscyplinarkę – relacjonowała sytuację posłanka. Później radna Magdalena Kusy skrytykowała ją za pogardliwy jej zdaniem ton wobec projektu grupy radnych (NaM chciał strefy alkoholowej na bulwarach). Kusy powiedziała, że taki język posłowi RP nie przystoi.
Lenartowicz liczy, że reakcja prezydenta miasta co do umorzenia podatku od nieruchomości „wywoła refleksję u pracodawcy, który być może wycofa się ze swych decyzji”. – Być może ryzyko, że pan Ramecie tego podatku nie umorzy, pomoże tym ludziom – przekazała Dariuszowi Polowemu. – Mnie się to w głowie nie mieściło, że taka sytuacja jest możliwa w moim Raciborzu – oznajmiła Gabriela Lenartowicz.
Wykorzystana słabość
Posłanka zacytowała oświadczenie zwolnionej sprzątaczki, w którym ta podaje powody podpisania niekorzystnego dla niej rozwiązania umowy za porozumieniem stron: nieświadomość, emocje, strach i presja. – Nie zdawali sobie sprawy, przed jaką sytuacją stoją. Wykorzystano ich słabość. Zderzyli się z machiną bezduszności – oceniła Lenartowicz.
Po niej przed radą wystąpił dojrzały, niepełnosprawny mężczyzna, który przepracował w Ramecie 18 lat i został zwolniony dyscyplinarnie. Przedstawił się jako pracownik bez jakiejkolwiek nagany. Omówił okoliczności zwolnienia, które jego zdaniem było przygotowane – odmówił porozumienia, to dostał dyscyplinarkę. – W pięć minut straciłem pracę, a mam żonę, mieszkanie i córkę na utrzymaniu – stwierdził smutno. Pokazał swoje zwolnienie radnym NaM-u. Z jego wiedzy wynika, że w ten sposób zwolniono 3 osoby, z tym samym uzasadnieniem. Ogółem Rametę miało pożegnać ostatnio, według wiedzy zwolnionych, około 30 pracowników. Jedna ze zwolnionych podała, że plany zwolnień dotyczyły jeszcze 50 zatrudnionych.
Kto pomoże niepełnosprawnym?
Piotr Klima przyznał, że po tym co usłyszał, jest w głębokim szoku. Magdalena Kusy stwierdziła, że dobrze się stało, że radni poznali opowieść zwolnionych.
Gabriela Lenartowicz pomogła byłym pracownikom w sporządzeniu pism o uwolnieniu się od skutków zgody na rozwiązanie umowy o pracę, bo porozumienie zostało zawarte nieprawomocnie. Oświadczenia wysłano do zakładu, ale reakcji nie ma. – W sądzie ci ludzie wygrają – przekonuje posłanka.
– Apeluję o waszą presję na pracodawcę. Presję organu samorządowego. To jest sprawa publiczna, część mieszkańców znalazła się w trudnej sytuacji. Kto im pomoże? Niepełnosprawnym. Działamy publicznie, poprzez media, ukazał się artykuł w „Nowinach Raciborskich”, nadal nie ma reakcji prezesa. Rada może podjąć apel w tej sprawie, pan prezydent może nie udzielić zgody na umorzenie. Nie możemy pozostać bezradni. Wyraźmy swoją solidarność, oburzenie może sprzyjać refleksji. Czasami taka presja etyczna i moralna ma sens. Kiedyś taka solidarność zmieniła nasz kraj. Być może tak trzeba, po bożemu dać świadectwo, to ważna, dobra broń – podsumowała Gabriela Lenartowicz.
Załoga podzielona
Głos zabrała jeszcze matka jednego z zatrudnionych obecnie w fabryce. Prezes obciął mu pół etatu. Miał powiedzieć, że albo się zgadza, albo dyscyplinarka. – Teraz załoga jest podzielona. Na popleczników zarządu, którzy mają pracę i na tych co popierają zwolnionych, a oni są „be”. Źle się dzieje, jestem tym zbulwersowana – powiedziała kobieta. Piotr Klima spytał o zarobki zwalnianych. – Niewiele zarabiali, do dwóch tysięcy złotych – podała raciborzanka.
Prezydent Polowy podkreślił, że niczego nie obiecał szefowi Ramety w kwestii umorzenia podatku, bo nie mógł w świetle obowiązujących przepisów. – Nie mogę się wypowiadać jako organ, to delikatna materia prawna – mówił. Potwierdził, że wniosek z Ramety wpłynął do magistratu.
Mirosław Lenk powiedział, że umorzenie wymaga przeprowadzenia postępowania, czym zajmie się skarbnik miasta. – Podatnik powinien wykazać, że stanie jeszcze na nogi. Inaczej niech się pan pierwszy ustawia w kolejce do komornika – radził Polowemu.
Lenk dodał, że pamięta jak w Ramecie pracowało prawie 600 osób, a teraz mowa jest o 380. – Jak się traci 70% rynku to sytuacja staje się strasznie trudna. Rozumiem drugą stronę, ale sposób rozwiązania problemu jest całkowicie niecywilizowany. Jestem zszokowany. Znam prezesa i trudno w to uwierzyć – skwitował M. Lenk.
Mariusz Weidner
Najnowsze komentarze