Jubileusz misjonarza z afrykańskiego Konga
Ks. Jan Szywalski przedstawia.
Kościół św. Józefa w Ocicach odświętnie ustrojony, nad wejściem wita nas napis: „Boże, pełnię Twoją wolę”. W niedzielę 30 czerwca o. Piotr Handziuk święcił swoje ćwierćwiecze kapłaństwa. Jubilat jest w Polsce krótko, na trzy miesiące, potem wraca na miejsce swego duszpasterzowania: do afrykańskiego Konga. Rozmawiamy o jego pracy.
– Obliczyłem, że ojciec w chwili święceń miał już 31 lat.
– Wstąpiłem do seminarium ojców misjonarzy werbistów zaraz po maturze. Nasza rodzina mieszkała wtedy w parafii Wniebowzięcia NMP i list polecający napisał mi ks. Stefan Pieczka, dla mnie prawdziwy ojciec duchowny.
W 1984 r. przyjęto mnie do nowicjatu w Chludowie. Po roku złożyłem pierwsze śluby zakonne i rozpocząłem studia. Ale w 1987 r. dano nam okazję wyjazdu na trzyletnią praktykę misyjną. I korzystając z tej okazji, wyjechałem do Konga, wtedy zwanego Zairem, gdzie obecnie pracuję. W latach 60. ub. wieku, objął tam rządy prezydent Mobutu, który panował przez 31 lat. Jego programem był powrót do korzeni, dlatego zmiana nazwy Konga na Zair. Zwalczał chrześcijaństwo jako obcą naleciałość, nawet nie wolno było dawać dzieciom imion chrześcijańskich. To wszystko trwało do 1997 r. kiedy nastąpił przewrót. Rebelianci obalili rządy Mobutu. Nowy prezydent, Kamila, rządził pięć lat, został zamordowany, a władzę objął jego syn. Wróciła nazwa państwa Kongo i normalność. Kraj ten był kiedyś kolonią belgijską i należał do najbardziej wyzyskiwanych. Ludność miejscową traktowano jak niewolników.
– Kongo leży w środku Afryki.
– Tak, nad samym równikiem, ja już jestem po południowej jego stronie.
– Czyli nasze obecne upały w Polsce nie są dla ojca niczym nadzwyczajnym.
– U nas w Kongo dochodzi jeszcze wilgotność powietrza. Wychodząc np. z samolotu, wchodzi się jak do sauny. Człowiek momentalnie oblewa się potem.
– Ojciec jest tam 25 lat?
– Nawet więcej, jeżeli doliczymy trzyletnią praktykę jako kleryk. Wyświęcony zostałem w 1994 r. w Pieniężnie, prymicje były w farnym kościele, a do ołtarza prowadził mnie ks. Ginter Kurowski, który był obecny na moim jubileuszu. Przez rok byłem wikarym w Górnej Grupie, następnie wyjechałem do Konga.
– Na czym polega praca ojca?
– Przez dziesięć lat pracowałem w prawdziwie afrykańskich warunkach: sawanna, lasy tropikalne, rozsiane małe wioski daleko oddalone od siebie. Moja parafia rozciągała się na przestrzeni 200 km kwadratowych, obejmowała 60 wiosek. Docierałem do nich dżipem, motocyklem, łodzią i piechotą dwa, trzy razy do roku.
– To było zapewne dla nich święto?
– Byli zawsze przygotowani na mój przyjazd. W każdej wiosce były odpowiedzialne osoby, które przygotowały ludzi do chrztu, komunii św., czy małżeństwa. Przyjeżdżałem do nich na 2 – 3 dni, ludzie się schodzili, a ja chrzciłem, błogosławiłem nowożeńców, spowiadałem i sprawowałem Eucharystię.
– Obecnie ojciec już nie jest w buszu?
– Teraz jestem w mieście Bandund. Ciągle się rozrasta i ma obecnie już 200 tys. mieszkańców. Mamy tam sześć parafii.
– Bez pomocników byłoby ciężko.
– Nie wyobrażam sobie obecnie mojej pracy ani w buszu, ani w mieście bez pomocników. Mam ich obecnie 97. Są to ludzie odpowiednio przygotowani i prawdziwie zaangażowani. Spotykamy się raz w roku w niedzielę misyjną; jest wtedy pewna formacja, omawiamy stojące przed nami zadania i następuje rozesłanie: „Idźcie i nauczajcie”, przygotujcie do chrztu i Eucharystii.
– Robią to za darmo?
– Oczywiście! To są ludzie, którzy normalnie pracują, mają swoje rodziny, a wspomagają kapłana dobrowolnie i nieodpłatnie.
– Czy są wśród nich także kobiety?
– Naturalnie. Mam dziesięć osób, które w każdą niedzielę odwiedzają chorych; dziewięć z nich to kobiety. Odwiedzają ok. 60 starych czy chorych. Pod koniec mszy św. otrzymują Najświętszy Sakrament i udają się w drogę. Kobiety są najczęściej członkami bardzo popularnego w Afryce Legionu Maryi.
– Ilu jest w Kongu chrześcijan?
– Około 60% ludności to chrześcijanie, choć różnych wyznań, wśród nich 40% to katolicy. Kościół katolicki jest największą religią w Kongo.
Wszyscy nasi biskupi to Kongijczycy, seminaria kształcą miejscowych kapłanów, biały misjonarz to już rzadkość. Przyjeżdżają misjonarze z Azji: z Filipin, Indonezji, ale z Europy rzadko. Czasem mówię moim parafianom, że my, misjonarze spełnialiśmy zadanie Jana Chrzciciela: przygotowaliśmy drogę dla waszych kapłanów, oni teraz mają wzrastać.
– Czy jest w Kongo seminarium duchowne?
– Każda diecezja ma swoje seminarium. Kandydatów jest dużo, trzeba ich przesiewać; chodzi o to, by pozostali najlepsi.
– Mówi się, że wiara w Afryce zachowała wiele elementów pogańskich.
– Jasne, że pozostały pewne stare wierzenia, np. strach przed czarami. Musimy jednak pamiętać, że chrześcijaństwo jest tam młode, w 1901 r. przybyli pierwsi misjonarze, niedawno obchodziliśmy stulecie. W Polsce chrześcijaństwo jest od ponad tysiąca lat i nie jest wolne od różnych zabobonnych i fałszywych wierzeń.
– Czy jest postęp w Afryce czy ludziom żyje się coraz lepiej?
– Kraj jest bogaty, posiada wiele bogactw naturalnych, ale zwykli ludzie z tego mało korzystają. Jest postęp: większość dzieci chodzi do szkoły, ale ludzie chcieliby, żeby było jeszcze lepiej i szybciej.
– Czy Kościół katolicki angażuje się również w pracy społecznej?
– Oczywiście. Ja mam na terenie parafii 11 szkół: 8 podstawowych, 2 średnie i jedno przedszkole. Są to szkoły katolickie. Uczy się w nich tysiące dzieci. Program jest ten sam co w szkołach rządowych, nauczyciele są opłacani przez państwo, ale szkoły katolickie stoją na wyższym poziomie. Poza tym są szpitale, często prowadzone przez siostry zakonne.
– Jakie są najbliższe plany Ojca?
– Myślimy o założeniu nowej parafii. Na razie zbudowaliśmy kaplicę poświęconą św. Janowi Pawłowi II. Będzie to parafia akademicka, dokoła bowiem wznoszą się budynki uniwersyteckie. Dlatego patronem kościoła wybraliśmy św. Jana Pawła II, był przecież profesorem.
– Czy Ksiądz wróci do Konga, do swoich?
– Jeszcze wrócę, choć mam świadomość, że powoli należy pałeczkę pracy duszpasterskiej przekazać miejscowym księżom. Przychodzi czas, aby się wycofać.
– Jesteśmy jednak innej kultury.
– Widoczne to jest w uczestnictwie w liturgii: Afrykańczycy biorą w niej udział ciałem i duszą: tańczą i śpiewają; cztery godziny nabożeństwa szybko mijają. Już samo wyjście do ołtarza trwa: formuje się procesja, śpiewa się kilka pieśni – to żywioł. Przy hymnie „Chwała na wysokości Bogu” wielbią Boga całym sobą. Kapłan z ministrantami otacza ołtarz, okadza go, wszyscy sławią Boga duszą i ciałem.
– Są chyba kolorowo ubrani?
– Naturalnie, ubierają się uroczyście na swój sposób.
– W jakim języku odbywa się liturgia?
– Urzędowym językiem jest francuski, ale są jeszcze cztery inne oficjalne języki: kikongo, lingala, suahili i cziluba.
– Czy trzeba znać wszystkie?
– Naturalnie trzeba znać język francuski oraz miejscowy; ja znam prócz francuskiego kikongo i lingala. Kazania głoszę w języku kikongo, władam nim lepiej niż polskim.
Najnowsze komentarze