Wtorek, 19 listopada 2024

imieniny: Elżbiety, Seweryny, Salomei

RSS

Z bronią w ręku, czyli przez zieloną granicę…

21.05.2019 00:00 OQL

To był zwykły poranek. Żołnierze Wojsk Ochrony Pogranicza jak co dzień wykonywali swoje rutynowe czynności przygotowując się do służby. Zwykle niewiele się działo w małej strażnicy WOP w Krzanowicach, jednak tego lipcowego ranka 1972 roku na patrol graniczny wyruszył dwudziestoletni żołnierz zasadniczej służby wojskowej Lechosław Lewańczyk – i to on będzie bohaterem naszej opowieści.

Na patrolu

Odkomenderowany został do tej małej miejscowości tuż przy granicy z Czechosłowacją w kwietniu 1972r. Zdążył już jednak poznać kolegów i panujące w tym miejscu zwyczaje. Tego lipcowego dnia patrol wymaszerował punktualnie i około godziny 8:00 grupa pojawiła się w okolicy nadgranicznej wsi Owsiszcze. Dowódca wysłał wówczas Lewańczyka do strażnicy przy wsi, by ten zameldował o pojawieniu się strażników, a w tym czasie żołnierze odpoczywali w odległości około 1,5 km od tej strażnicy. Jednak powrót młodego żołnierza nieoczekiwanie się wydłużał, czas, w którym powinien powrócić już dawno minął, i gdy było jasne, że Lewańczyk nie wróci, patrol wszczął poszukiwania na własną rękę. Żołnierz jednak zniknął.

Odsłużyć 2 lata

Lechosław Lewańczyk był kawalerem, urodził się w Kutnie w 1952 roku. Ukończył szkołę zawodową, był ślusarzem zatrudnionym przed powołaniem do wojska w Stoczni Rzecznej w Płocku na stanowisku ślusarz kadłubowy. Przymusową służbę wojskową, która trwała w PRL dwa lata (w marynarce trzy lata) rozpoczął w Sudeckiej Brygadzie WOP w październiku 1971 roku, a do Górnośląskiej Brygady WOP został przeniesiony w grudniu tegoż roku.

Uciec za wszelką cenę

Prawdopodobnie w momencie, gdy został wysłany do strażnicy w Owsiszczach, uznał ostatecznie, że nadeszła jego szansa, tak na znalezienie się w wolnym świecie, jak i ułożenie swojego życia na nowo. Ruszył do granicy. Tymczasem krajobraz wyznaczały pola i gwałtownie odcinające się prostokąty lasu, zielonych wysepek pozostawionych naturze. Zbieg szybko zmienił kierunek i głównie lasami kierował się na południe. Wszystko wyglądało podobnie, sam nie był już pewny, ani gdzie jest, ani gdzie powinien się skierować. Godziny mijały, mimo to, nie udało mu się oddalić zbyt daleko, choć z powodzeniem zmylił pilnującą granice Pohraniční stráž. Była ona, jak i WOP, częścią wojsk bloku sowieckiego, której głównym zadaniem było pilnowanie granic, tak wewnątrz bloku, jak i nade wszystko styku z wolnymi krajami, tzw. żelaznej kurtyny. Było to określenie Josepha Goebbelsa, które spopularyzował Winston Churchill, gdy użył go (iron curtain) w trakcie przemówienia w USA w marcu 1946 roku na określenie pojałtańskiego porządku. Była to linia granic, która wyznaczała tereny zajęte przez Związek Radziecki i przebiegała, jak powiedział Churchill, od Szczecina po Triest. Jednak chęć przedostania się do wolnego świata była tak silna, że wielu decydowało się na ucieczkę i podejmowało próbę jej sforsowania, narażając nie tylko własną wolność, ale nawet życie. Nie było tajemnicą, że pilnujący nie zawahają się użyć broni. Żołnierze formacji czechosłowackich zabili około 500 osób próbujących przedostać się na Zachód, tysiące ludzi aresztowano i skazano na kary więzienia. Lechosław Lewańczyk postanowił jednak zaryzykować, musiał już tylko dotrzeć do granicy z Austrią i ją szczęśliwie przekroczyć.

Graniczny element

Tak nazywano fachowo grupę patrolową, tego dnia „element” powrócił około 13:00 do macierzystej strażnicy w niepełnym składzie, wtedy to zameldowano dowódcy, że „młodszy element” Lechosław Lewańczyk zaginął. Natychmiast zawiadomiono sztab batalionu i wszczęto poszukiwania. Poinformowano także stronę czechosłowacką. W tym czasie uciekinier dotarł do Dolnego Beneszowa, wciąż był w mundurze z bronią na ramieniu. Wszedł do jednego z gospodarstw i poprosił o pomoc, zwłaszcza o ubranie cywilne, które otrzymał. Jednak gospodarz nie miał jakoby odpowiedniej koszuli, więc poszedł pożyczyć od sąsiada. Gdy już do niego dotarł, najpierw chwycił za słuchawkę telefonu i zadzwonił do odpowiedniej służby, informując o zbiegu. Potem powrócił z koszulą, a Lewańczyk się przebrał, pozostawił broń i wyruszył w dalszą drogę. Uszedł ok. 400 metrów, po czym został otoczony przez jednostki czechosłowackie.

W baonie WOP Racibórz

Już około godziny 18:00 nadeszła z zagranicy wiadomość, że WOP–ista był widziany z bronią w ręku w oddalonym o 12 km od granicy Dolnym Beneszowie, a ok. godz. 19:00 służby czechosłowackie informowały, że żołnierz został już pojmany. Najpierw został przesłuchany przez czechosłowacką Straż Graniczną i przekazany kolegom z WOP w Sudicach. Tu rozpoczęły się kolejne przesłuchania, wszczęto przeciw żołnierzowi sprawę karną. Kontrwywiad interesowało zwłaszcza treść rozmowy z obywatelem czechosłowackim, co mu powiedział i na ile Czechosłowak interesował się sprawami wojskowymi. Lechosław Lewańczyk wkrótce stanął przed sądem, przed którym tłumaczył się, że zdecydował się na dezercję i ucieczkę z powodów osobistych i dlatego, że był gnębiony przez kolegów ze strażnicy WOP. Wojskowy Sąd Garnizonowy w Gliwicach 15 listopada 1972 roku skazał Lechosława Lewańczyka na 5 lat więzienia.

  • Numer: 21 (1405)
  • Data wydania: 21.05.19
Czytaj e-gazetę