Sobota, 18 maja 2024

imieniny: Eryka, Aleksandry, Feliksa

RSS

Wypędzeni w Urzędzie

14.05.2019 00:00 red

Na stronie Urzędu Miasta można przeczytać, że naszego prezydenta kurtuazyjnie odwiedziła delegacja partnerskiego niemieckiego miasta Leverkusen. No cóż, przyznam szczerze, że wolałbym, żeby to była (najlepiej niekurtuazyjna) delegacja z BMW, ale o to do prezydenta nie mam pretensji, bo akurat on budowy fabryki BMW w Raciborzu nie obiecywał.

Na czele niemieckiej delegacji stał Rüdiger Scholz – nauczyciel i pełnomocnik frakcji CDU parlamentu lokalnego Nadrenii Północnej Westfalii ds. Wypędzonych, Przesiedleńców oraz Mniejszości Niemieckiej. Że prezydent przyjął niemieckiego nauczyciela to rozumiem i podziwiam jego wizjonerstwo, bo przecież jak ci nasi znów zastrajkują to można będzie zaimportować jakiś kontyngent belfrów z Niemiec na zastępstwo. A sytuacja jest po temu sprzyjająca, bo jak czytamy w urzędowym komunikacie, Leverkusen obecnie przeżywa kryzys. Ale pojęcia zielonego nie mam, o czym tu gadać z przedstawicielem Wypędzonych*!

A skoro już o wypędzeniach mowa, to zdziwiło mnie bardzo, że w spotkaniu w Urzędzie nie wzięła udziału radna Anna Ronin. Pasowałaby tu podwójnie, bo po pierwsze sama została kiedyś „wypędzona” z raciborskiej Mniejszości Niemieckiej, a po drugie jako biegła tłumaczka niemieckiego mogłaby się naszemu prezydentowi konkretnie przydać. Może w tym kontekście jej obecność była ciut niewygodna? A może po prostu zaważył wyłącznie fakt, że fucha tłumacza była już obsadzona przez Leonarda Malcharczyka. Też zresztą dawno temu „wypędzonego”, tyle że z Pietrowic Wielkich przez Henryka Marcinka. Gwoli ścisłości należałoby dodać, że tego ostatniego z kolei, po wygranych wyborach, „wypędził” z pietrowickiego samorządu wójt Andrzej Wawrzynek. No, ale kończę już z tymi „wypędzeniami”, bo jak widać temat ten można ciągnąć, może nie w nieskończoność, ale co najmniej tak długo, jak przenoszenie asfaltowni z Płoni.

Na koniec muszę jeszcze napomknąć, że jeden z wiernych czytelników podzielił się ze mną swym rozczarowaniem, że na zdjęciu ze spotkania brakuje mu jeszcze posła PiS Arkadiusza Mularczyka, byłego raciborzanina, choć akurat znikąd niewypędzonego (bo przypomnę, że z PiS odszedł z własnej woli, ale szybko przywdział worek pokutny i wrócił na łono partii). Aż by się prosiło, żeby zamiast ciągle gadać tylko do Polaków, że nam się należą od Niemców odszkodowania za II wojnę, poszedł wreszcie dalej, czyli zagadał do prawdziwego niemieckiego posła (niechby nawet i lokalnego). Czuję, że wtedy to dopiero byłoby o czym pisać, choć obawiam się, że już nie na urzędowej stronie…

bozydar.nosacz@outlook.com

* W Republice Federalnej Niemiec jest to termin prawny.

Określa się nim obywateli Niemiec lub osoby uznające się za Niemców, które w następstwie II wojny światowej utraciły miejsce zamieszkania, pobytu lub stałego wykonywania zawodu na terenach utraconych przez Niemcy. Status „wypędzonego” uprawnia m.in. do odszkodowania za utracone mienie. Dotyczy to np. mieszkańców Śląska, którzy opuścili swoje domy przed nadejściem frontu lub też zostali zmuszeni do ich opuszczenia po wojnie, a także obywateli Niemiec osiedlonych w trakcie wojny na terenach zagarniętych Polsce – w majątkach odebranych Polakom podczas okupacji. „Wypędzeni” oraz ich potomkowie zrzeszają się w związkach, np. Związku Wypędzonych. Działalność tego ostatniego od momentu powstania w 1958 r. budziła kontrowersje zarówno w samych Niemczech jak i poza granicami Niemiec, m.in. ze względu na nazistowską przeszłość wielu jego założycieli.

  • Numer: 20 (1404)
  • Data wydania: 14.05.19
Czytaj e-gazetę