środa, 20 listopada 2024

imieniny: Anatola, Rafała, Edmunda

RSS

Moc słowa

11.12.2018 00:00 red

Ks. Jan Szywalski przedstawia.

Słowo jest jak kamień wrzucony do wody. Jej fale rozchodzą się i nigdy nie wrócą, by kamień wydobyć. Fale brudnej wody zanieczyszczają wszystko, co napotykają, w klarownej wodzie kręgi oczyszczają.

Potęga słowa

Św. Augustyn w pewnej chwili życia był rozdarty między namiętnościami i obrzydzeniem dotychczasowym życiem, gdy pewnego wieczoru usłyszał śpiewający głos dziecka za murem domu: „Weź i czytaj!’. Przyjął te słowa jako natchnienie, otworzył Pismo św. i trafił na słowa: „Żyjmy przyzwoicie jak w jasny dzień: nie w hulankach i pijatykach, nie w rozpuście i wyuzdaniu, nie w kłótni i zazdrości. Ale przyobleczcie się w Pana Jezusa Chrystusa i nie troszczcie się zbytnio o ciało, dogadzając żądzom” (Rz 13,13). To był początek radykalnej odmiany życia. Z lekkomyślnego młodzieńca, ojca nieślubnego dziecka, stał się człowiek święty.

O powołaniu do kapłaństwa papieża Franciszka zdecydowała cicha rozmowa w konfesjonale, gdy przypadkowo znalazł się w kościele podczas wagarów szkolnych w pierwszy dzień wiosny.

Jako kleryk byłem kiedyś w dołku duchowym: pewne kompleksy, brak wiary w siebie. Zapukałem do drzwi ojca duchownego. Krótka rozmowa, kilka słów otuchy, nawet pewne lekceważenie przedstawionych mu trudności, wyprostowały mnie, dały pewność siebie i … dalej do przodu, do celu, do kapłaństwa.

Wszyscy chyba mamy w pamięci pewne słowa, czy pewne rozmowy, które miały decydujący wpływ na całe nasze życie.

Pozytywny wpływ słowa

„Niech z waszych ust nie wychodzi żadna mowa szkodliwa, lecz tylko budująca” – zaleca św. Paweł (Ef 4,29).

Nasza mowa powinna mieć coś z wezwań Jezusa: „Wstań, podnieś się!”. U Niego słowa miały moc cudu uzdrowienia, czy nawet wskrzeszenia umarłych, my zaś możemy podnieść na duchu, dźwignąć z upadku, wzmocnić słabego.

Takie słowa jak: „Dasz sobie radę”, „Nie załamuj się”, „To trudne, ale podołasz” mogą sprawić cuda w duszy człowieka: wyzwolić energię, wyprostować drogę, dać pewność siebie. Człowiek, zwłaszcza młody, bardzo potrzebuje takich zachęt.

Podobnie ważne są słowa uznania, drobnej pochwały w rodzaju: „dobrze to zrobiłeś”, „tylko tak dalej, a będzie coś z ciebie”, „tak trzymaj”. Jeśli młody człowiek nie znajdzie uznania u rodziców, czy nauczycieli, będzie go szukać u kolegów. Od nich zaś może usłyszeć: „Ale masz mocną głowę”, „jesteś odważny, aleś mu dał czadu”.

Prawdziwe jest powiedzenie: „więcej much łapie się na kroplę miodu, niż na beczce octu”.

Naturalnie słowa pochwały muszą mieć pewne uzasadnienie, nie mogą robić wrażenia pochlebstwa, czy przymilania się. Czasem słowa zachęty trzeba będzie wiązać z pewnym warunkiem, jak było u Pana Jezusa „Nikt cię nie potępił? I ja cię nie potępiam, idź i nie grzesz więcej”. Czyli: „Już się

poprawiłeś, ale może być jeszcze lepiej”. Z drugiej strony niech zazdrość czy niechęć do osoby, nie zahamuje wyrażania kilku słów uznania. I rywalowi trzeba umieć pogratulować.

Czy powiedzieć prawdę prosto w oczy? Czy wygarnąć co o kimś myślę? Może to być akt odwagi cywilnej, ale też brak roztropności. Pan Jezus miał ostre słowa do faryzeuszów, a słowa miłosierne dla cudzołożnicy i łotra na krzyżu. Trzeba znaleźć takie słowa, które upominają, a nie obrażają, np, „przepraszam, ale muszę ci powiedzieć...”.

Niszcząca moc słowa

Nie wolno kimś gardzić, poniżać, podeptać czyjąś godność, ośmieszać – nawet dziennikarzom.

Zrobiono kiedyś eksperyment: Podzielono grupę wychowanków na trzy grupy. W jednej tylko chwalono, czyli stosowano metodę marchewki; w drugim użyto metody bata, czyli ganiono i karano; w trzeciej grupie wychowawcy zachowali się biernie, byli obojętni na dobro i zło. Najlepsze wyniki osiągnięto w grupie pochwały, najgorsze tam, gdzie zachowano się obojętnie. Wydaje się, że mądry wychowawca będzie zarówno pochwalał jak i przyganiał, jednak zawsze z miłością.

Niedopuszczalne są słowa wrzucania w czarną dziurę: „jesteś zerem”, „nic z ciebie nie będzie”, „nic nie jesteś wart”, „zawiodłeś mnie na całej linii”. Z takich słów wyrastają osoby z kompleksami, a takie są bardzo groźne. Jeżeli w przyszłości nadarzy się im sposobność pokazania, że jednak mogą się wykazać, nie nie będą miały hamulców. Z takich ludzi wyrośli zbrodniarze i tyrani, oskarżani przez historię nawet o zbrodnie ludobójstwa. Pokazali światu, że nie są zerem, ale są panami życia i śmierci.

Innym skutkiem poniżania są depresje. Dziewczyna, dla której ojciec miał tylko pogardliwe słowa tego rodzaju co: „Nic nie umiesz, a wyglądasz jak beczka.”, doprowadziły ją do skraju samobójstwa. Zniknęła za granicą.

Pozwólcie na pewną historię zasłyszaną w dzieciństwie, która utkwiła mi głęboko w sercu. Powtarzali ją ludzie w naszej miejscowości jako ostrzeżenie, że „tak nie można”. Pewien gospodarz przyjął do swego domu sierotę. Może w tym geście była litość, ale też wyrachowanie: dziewczynę uważano za narzędzie pracy. Jej zadaniem było m.in. paść gęsi, częste wtedy zajęcie dla dzieci. Pewnym późnym wieczorem – jak wspominali ludzie – dziewczyna wróciła do domu zalękniona i drżąca, bo gęsi popłynęły rzeką w dal. Gospodyni była bezwzględna; „Idź, i nie wracaj bez gęsi!” Słowa miały fatalny skutek, dziewczyna poszła do wody i … już nie wróciła!

Liczmy się ze słowami, przewidujmy ich skutki, wypowiedziane lub napisane, rozchodzą się jak fale, które czyszczą lub brudzą.

Słowa słuchane

O nasze uszy odbija się potok słów: sączą się z nieustannie włączonego radia, pochodzą od osób nas otaczających, czasem dołącza jeszcze głos z telefonu. Z tego gąszczu słów tylko czasem wychwytujemy jedno, które każe nam nastawić ucho. Porusza mnie ono pozytywnie lub negatywnie, złości lub raduje, zniechęca lub dopinguje.

Lubimy słuchać wyrazów uznania i pochwały, lecz baczmy, byśmy się nie dali usidlić przez pochlebców i klakierów. Z drugiej strony nie powinniśmy się obrażać na krytykantów. Wprawdzie nie zawsze mają rację, czasem są to złośliwe osądy, ale mogą dać powód do zastanowienia się, czy jednak nie powinienem się zmienić?

Wyróżnione miejsce dla moich uszu i serca musi mieć Słowo Boże, „przenikające nas, jak miecz obosieczny”. Słyszymy je w kościele, albo czytamy w domu i mają być niejako przeżute rozmyślaniem. To one powinny stać się drogowskazem życia. Będzie pod górkę, bo są wymagające, ale prowadzą w dobrym kierunku.

Słowo ciałem się stało

W Boże Narodzenie usłyszymy tajemniczo brzmiące słowa: „Słowo ciałem się stało i zamieszkało między nami”. Chodzi o narodzenie się Chrystusa w ludzkim ciele. On jest Słowem Bożym – przez Niego niewidzialny Bóg przedstawił się nam takim, jakim jest. Nie tylko przez to, co Jezus mówił, co głosił słowem, ale także przez to kim był i co czynił, cała Jego osoba przemawiała. Św. Jan Apostoł, który Go obserwował przez trzy lata z bliska, doszedł do wniosku, że „Bóg jest miłością”. Definicja krótka – zważywszy nieskończoną wielkość Boga – ale ujmująca Jego istotę, bo Jezus „przeszedł przez świat dobrze czyniąc”.

Powiedzenie: „Kocham cię”, jest może najmilszym słowem, którym możemy kogoś obdarzyć, albo które możemy usłyszeć. To wyznanie nie może być tylko słowem, ale musi wyjść z serca, a dowodem będzie gotowość do ofiary – tak było u Jezusa.

  • Numer: 50 (1382)
  • Data wydania: 11.12.18
Czytaj e-gazetę