środa, 20 listopada 2024

imieniny: Anatola, Rafała, Edmunda

RSS

Winiarnia Przyszkowskiego. Kawał historii do opowiedzenia

20.11.2018 00:00 red

Nowy film lokalnego dokumentalisty Adriana Szczypińskiego traktuje o dziejach niszczejącej winiarni przy ul. Zborowej. O pracy nad tym obrazem rozmawiał z nim Mariusz Weidner.

– Kiedy przechodzi się dzisiaj obok raciborskiej winiarni, to na widok jej stanu serce się kraje. Miałeś takie same uczucia i dlatego podjąłeś jej temat by przypomnieć jakim blaskiem była kiedyś dla Raciborza?

– Rozczaruję cię. Absolutnie nie planowałem tego filmu. Wówczas z Wojtkiem Mitręgą byliśmy w trakcie bardzo pracochłonnych zdjęć do „Raciborskiej Temidy” i usilnie namawialiśmy pana Pawła Newerlę na film o nim samym. Tak więc grafik mieliśmy napięty. Gdyby nie mój kolega Bohdan, który wpadł na pomysł zrobienia filmu o winiarni, pewnie nadal nie interesowałbym się tym obiektem. Natomiast Wojtek od razu zapalił się do tej idei, więc początkowo z ciekawości, jak obiekt wygląda w środku, dałem się przekonać. Wówczas do mnie dotarło, jaki to kawał historii do opowiedzenia. Opłakany stan winiarni nie miał więc większego znaczenia dla tej decyzji.

– Ze zwiastuna dostępnego w sieci wynika, że film będzie podróżą w czasie, z czasów wielkiej kariery jej bohatera po bardziej współczesne. Opowiedz o szczegółach.

– Podjęliśmy temat bardzo szeroko, ponieważ w historii wszystko z czegoś wynika. Opowiadając o winiarni, należało spojrzeć na winne początki w Raciborzu, wiążące się ze średniowiecznymi kupcami z południa Europy. Nasze miasto było swoistym centrum logistycznym eksportu dóbr na północ. Reformy pruskie doprowadziły do

tego, że na początku XIX wieku przybył do Ratibor żydowski przedsiębiorca Wilhelm Traube i założył hurtownię win przy Odrzańskiej. Kilkadziesiąt lat później zaczął w niej pracować młody Felix Przyszkowski, który po latach ją kupił i stworzył nowy zakład na Zborowej. Z kolei w 1945 roku winiarnia, dzięki alkoholowi, uniknęła spalenia przez Rosjan i przetrwała cały PRL. Opowiadamy także o historii przetwórni owocowo-warzywnej na Ocicach i octowni na ul. Bosackiej, gdzie dziś mieści się komenda policji. Dlaczego? Bo za PRL-u te zakłady, razem z winiarnią, tworzyły jedno przedsiębiorstwo. Cały nasz film składa się z takich powiązań dziejowych.

– Z twoich raciborskich dokumentów można stworzyć pokaźną, filmową biblioteczkę historii miasta. Czujesz się filmowym kronikarzem miasta?

– W sensie utrwalania codzienności obrazami – na pewno tak, bo jeśli chodzi o wiedzę, mogę najwyżej czyścić buty takim tuzom jak Paweł Newerla, Norbert Mika, Renata i Piotr Sputowie czy Grzegorz Wawoczny. Ale filmy to tylko czubek góry lodowej. W swoim archiwum mam znacznie więcej materiału, który tylko czasami trafia do filmów. Staram się być przy wykopaliskach archeologicznych, budowach, wyburzeniach, przebudowach, remontach czy dokumentować istniejące stany przed zmianami urbanistycznymi. Ostatnio latałem dronem nad miejscami, gdzie będzie budowana obwodnica. Teraz tam nie ma nic oprócz pól, ale za rok sytuacja może się zmienić. Wyłuskiwanie punktów zwrotnych w tkance miejskiej to fascynujące zajęcie.

– Śledzisz życie popremierowe swoich filmów? Odbierasz jakieś sygnały od widzów swoich starszych obrazów?

– Zawsze cieszą mnie sygnały, że ktoś po latach opowiada o moich starych filmach. Ja po premierze rzadko do nich wracam, bo wtedy już siedzę po uszy w produkcji kilku kolejnych filmów. Poza tym zawsze widzę w nich przede wszystkim własne błędy i wystarczy, że będę się starał ich nie powielać.

– Wróćmy do najnowszej produkcji, uchyl rąbka tajemnicy jak powstawała, kto zaangażował się w jej tworzenie?

– Najbardziej zaangażowany był oczywiście Wojtek Mitręga, bez którego ten film by z pewnością nie powstał. W tym temacie czuł się jak ryba w wodzie i często szybciej ode mnie ogarniał jakieś zawiłości historyczne. Wojtek z filmu na film bierze na siebie coraz więcej zadań logistycznych, szybciej wynajduje odpowiednich ludzi, ma lepiej wydeptane ścieżki do różnych instytucji, np. policji, sądu, RCK-u, Zamku Piastowskiego czy konserwatora zabytków. Potrafi także znaleźć fantastyczne materiały archiwalne, co zresztą wynika z jego pracy w Archiwum Państwowym w Raciborzu, do którego zasobów mamy stały dostęp dzięki dr. hab. Piotrowi Greinerowi z Archiwum w Katowicach. To wszystko sprawia, że mam więcej czasu na czysto filmową robotę, w której wszystko, od projektu plakatu po reżyserię, ogarniam sam. Przy pracy nad „Winiarnią Przyszkowskiego” nieocenioną pomocą i konsultacją służyli nam Małgorzata Boczula, ostatnia kierownik winiarni, oraz Hanna i Feliks Mayerowie, ponieważ pradziadkiem Feliksa Mayera był Felix Przyszkowski. Jak zwykle korzystaliśmy z ogromnej wiedzy i zasobów Pawła Newerli, Grzegorza Wawocznego, Grzegorza Nowaka, Henryka Sowika, byłych pracowników Prodrynu i wielu innych osób.

– Czy spotykasz się z prośbami o podjęcie jakiegoś raciborskiego tematu z przeszłości miasta? Jeśli takie są, to co o nich myślisz?

– Propozycje bywają naprawdę ciekawe, ale przeważnie odmawiam, mówiąc, że tematy mamy zabukowane na kilka lat naprzód, co zresztą jest szczerą prawdą. Nasze filmy robią się po około dwa lata, a ich produkcje nakładają się na siebie w różnych stadiach rozwoju. Kiedy jeden film czeka na premierę, drugi jest już od dawna w zdjęciach, a do kolejnego zbierane są materiały. Ale czasami warto zrobić roszady w grafiku, czego dowodem jest film o winiarni lub dokument o Pawle Newerli, który zastopował prace nad winiarnią na cały rok.

– Jesteś znany z zamiłowania do stosowania jakiś unowocześnień w swoich kolejnych produkcjach. Czy tak było i tym razem?

– Temat winiarni był tak „gęsty” historycznie, że tym razem nie było czasu na fajerwerki formalne. Momentami film przypomina pracę reporterską. Poza tym już chyba wyrastam z „natchnionego zadęcia”, które momentami

zatruwało moje poprzednie filmy. No wiesz, bombastyczna muzyka, zwolnione tempo, sztuczny patos, itp. Przy zwiastunie do filmu o winiarni jeszcze słychać muzykę jak z filmów Michaela Baya, ale w samym filmie takiego zadęcia nie będzie. Najważniejsze jest ciekawe opowiedzenie historii, a wszelkie fajerwerki nie zawsze są do tego potrzebne. Poza tym film ma dwie godziny, więc nie można widza usypiać.

– Czy chciałbyś w przyszłości wyjść dalej poza Racibórz i przenieść na ekran dzieje miejscowości powiatu?

– Przy jednym z naszych kolejnych filmów chcemy pojechać na zdjęcia do Berlina i okolic. Ale to nadal będzie opowieść o Raciborzu, a jej bohaterem będzie ks. Carl Ulitzka. W naszym mieście jest tyle trudnej i fascynującej historii, że wszelkie wyjazdy i pokazywanie innych miast zawsze będzie dotyczyło dziejów Raciborza. Inne miejscowości muszą liczyć na swoich, takich samych pasjonatów małych ojczyzn, jakimi Wojtek i ja jesteśmy wobec Raciborza.​

Projekcja filmu odbędzie się w czwartek 22 listopada o godz. 18.00 w sali widowiskowej RCK, przy ul. Chopina 21 w Raciborzu. Seans towarzyszy konferencji dedykowanej raciborskim zabytkom pt. „Zobacz Znaj Zachowaj”, która odbędzie się tego dnia na Zamku Piastowskim w Raciborzu.

  • Numer: 47 (1379)
  • Data wydania: 20.11.18
Czytaj e-gazetę