Niedziela, 19 maja 2024

imieniny: Iwa, Piotra, Celestyna

RSS

Wieś, dla której warto pracować

16.10.2018 00:00 red

Jeżeli przed wojną między ludnością polską i niemiecką były w naszej wsi jakieś tarcia, to dziś nikt już o tym nie pamięta. Preferencje ujawniają się tylko podczas meczów naszych reprezentacji. Mamy dwa domy, w których zawsze wisi wtedy niemiecka flaga – mówi ze śmiechem sołtys Budzisk Adrian Juraszek.

Największym wydarzeniem dotyczącym wsi, opisywanym przez przedwojenne „Nowiny Raciborskie”, była tragedia, która wydarzyła się na Odrze 15 maja 1890 roku. Zanim powstał kościół w Turzu, mieszkańcy Budzisk, Siedlisk, Turza i Rudy przeprawiali się na drugi brzeg Odry na tzw. Turskim Przewozie do parafii św. Jerzego w Sławikowie. Pamiętnego dnia przeprawa zakończyła się tragicznie. W rzece utonęły 43 dziewczęta wracające z popołudniowego nabożeństwa. Wśród nich były cztery mieszkanki Budzisk: 19-letnia Elisabeth Fros, 24-letnia Johanna Wilk, 29-letnia Augusta Willis, 18-letnia Franziska Willis. Wszystkie ofiary pochowano na sławikowskim cmentarzu, gdzie w 2015 roku stanął poświęcony im pomnik. Po sześciu latach od tragedii biskup wrocławski kardynał Georg Kopp erygował dzisiejszą parafię Turze. Budowę kościoła Najświętszego Serca Pana Jezusa zakończono w 1901 roku.

Mieszkańcy Budzisk pamiętają przedwojenną wieś, która miała swoją świetlicę, karczmę i trzy sklepy. Pierwszy należał do pana Pisarczyka i znajdował się na początku dzisiejszej ulicy Głównej. Drugi, mieszczący się w domu za szkołą, prowadziła Ema Jaskółka, która miała również piekarnię, a trzeci, który należał do Wincenty Jaskółki, stał zaraz za kapliczką, przy dzisiejszej ulicy Wolności. Masarnię miała Ema Czogała, a karczmę prowadziła Maria Brzózka, która wyszła później za mąż za Wiencierza. Jej lokal znajdował się przy dzisiejszej ulicy Szkolnej i organizowano w nim wszystkie wiejskie imprezy od wesel po festyny i dożynki. Przygrywał w nim zespół czterech niezwykle utalentowanych muzycznie braci Frosów z Budzisk. Kowalem był pan Kalemba, buty naprawiało się u Ignacego Jureckiego, a ubrania szyły szwaczki Łucja Kubik i Anna Czogała.  

Większość mieszkańców Budzisk dojeżdżała przed wojną do pracy w Kuźni Raciborskiej w fabryce Wilhelma Hegenscheidta, którą w 1930 roku przejął Adolf Schondorff (późniejszy Rafamet). Pracowali też w kuźniańskiej betoniarni i tartaku, a także w kędzierzyńskich Azotach. W latach 50. XX wieku przy dzisiejszej ul. Szkolnej w Budziskach powstała oranżadownia Gminnej Spółdzielni w Kuźni Raciborskiej, która produkowała butelkowane oranżady i wody.

Pierwszy samochód we wsi pojawił się w latach 50. w gospodarstwie Antoniego Kosteczki, a drugi miała Agnieszka Wątroba. Jeden telefon był w oranżadowni, drugi u jej księgowego – Mazura. Przed wojną kobiety rodziły w domach, a pomagała im położna z Turza Maria Gricman. Jak trzeba było zawieźć kogoś na porodówkę do Kuźni Raciborskiej, wtedy nie odmawiał pomocy pan Kosteczko.

Przedwojennymi sołtysami wsi byli Wilk i Grzesik, a po 1945 roku funkcję tę pełnili: Teodor Fojcik, Józef Jurecki, Ignacy Nibisz, Jerzy Fojcik (syn Teodora), Adam Staniszewski, Agnieszka Kłagin, Ernest Nibisz (syn Ignacego), Inga Depta i obecnie urzędujący Adrian Juraszek. – Dla mnie najważniejsze jest to, że mieszkańcy sami się garną do działania na rzecz wsi. W czynie społecznym udało się nam odnowić budynek straży pożarnej, postawiliśmy w parku wiatę, która przydaje się podczas imprez plenerowych, pogłębiliśmy staw, którego atrakcją jest fontanna, a niedługo stanie tam też pomost. Sam lubię działać i w domu nie wysiedzę, więc chciałbym jeszcze coś dla tej wsi zrobić – podsumowuje sołtys.

Katarzyna Gruchot

  • Numer: 42 (1374)
  • Data wydania: 16.10.18
Czytaj e-gazetę