Małe jest piękne: Pałac z medycyną w tle
Budowniczy pałacu w Wojnowicach doktor Karl Kuh zorganizował w nim klinikę, w której przeprowadzał operacje oczu. W latach 60. powstał tu funkcjonujący przez czterdzieści lat szpital chorób płuc, przekształcony potem w oddział podlegający szpitalowi w Raciborzu. Nic więc dziwnego, że wielu mieszkańców powiatu wojnowicki pałac kojarzy nieodłącznie z medycyną.
Lekarz filantrop
Pierwszy raz o Karlu Christianie Kuhu usłyszałam w 2002 roku, przygotowując do wydania słownik biograficzny „Raciborzanie Tysiąclecia”. Biogram o nim napisał wtedy raciborski historyk Piotr Sput. Ze zdjęcia umieszczonego obok patrzył na nas stateczny mąż i ojciec, którego życie tak wiele razy doświadczyło, że cenił je ponad wszystko i wszystko był w stanie poświęcić dla ratowania chorych pacjentów.
Urodził się we Wrocławiu i tam skończył studia medyczne, które kontynuował w Paryżu, specjalizując się w zakresie okulistyki i laryngologii. Jako 22-latek był już doktorem nauk medycznych i mimo dużych zdolności w dziedzinie administrowania majątkami i rolnictwa, to właśnie karierze lekarskiej i naukowej postanowił poświęcić swoje życie. W 1828 roku młody, mający zaledwie 24 lata lekarz, Carl Johann Christian Kuh nabył w wyniku spadku po ojcu (oraz cesji praw majątkowych od matki i rodzeństwa) w Wojnowicach 425 hektarów gruntów. W samym środku założonego przez siebie parku, dr Kuh wybudował pałac.
W 1831 roku otworzył w Wojnowicach niewielką klinikę chirurgiczną, w której zajmował się przede wszystkim okulistyką. W pierwszym tego typu ośrodku w okolicy przeprowadzał udane operacje katarakty, jaskry oraz usuwania bielma i niczym bohater powieści Żeromskiego doktor Judym, swoich ubogich pacjentów leczył bezpłatnie. Z ogromnym oddaniem i narażeniem własnego życia włączył się też w walkę z epidemią cholery, a później tyfusu. Dużo zawdzięcza mu również Racibórz, gdzie założył działający do dziś zakład dla głuchoniemych i przeforsował budowę linii kolejowej Wilhelma. W 1840 roku obronił pracę habilitacyjną i otworzył prywatną klinikę chirurgiczną we Wrocławiu, ale sukcesy zawodowe, które przysporzyły mu sporo wrogów, stały się w końcu przyczyną jej zamknięcia.
Ani problemy zawodowe, ani późniejsze rodzinne (śmierć pierwszej żony, a potem trzech synów i matki) nie załamały Kuha na tyle, by zrezygnował ze swej działalności społecznej i medycznej. Angażował się w prace związane z rozszerzaniem działalności zakładu dla głuchoniemych budując w Rydułtowach szkołę filialną, a w Raciborzu alumnat dla nauczycieli. Sfinansował również komfortowo wyposażony lazaret, w którym opiekował się rannymi żołnierzami, za co został odznaczony Orderem Koronnym.
Zmarł w grudniu 1872 roku, podczas krótkiej wizyty we Wrocławiu. Zostawił żonę, cztery córki i rzesze pacjentów, którzy nigdy nie zapomnieli o doktorze filantropie. Zgodnie z życzeniem, został pochowany w Wojnowicach, gdzie na placu kościelnym stoi dziś jego pomnik.
Od szlachciców do kursantów
Po śmierci doktora Kuha jego spadkobiercy sprzedali w 1875 roku wojnowickie dobra. Kupił je Heinrich Friedrich August Banck, który przebudował pałac, podwyższając go o jedno piętro. W 1908 roku rotmistrzowi pułku kirasjerów nadano tytuł szlachecki, ale nie cieszył się nim długo bo zmarł 18 sierpnia 1911 roku. Majątek przejął jego najstarszy syn, 30-letni Eduard Carl Christian Eugen von Banck. Warto dodać, że wdowa po Heinrichu – Anna Sofia, choć sama była ewangeliczką, po śmierci męża przekazała sporą darowiznę na budowę kościoła katolickiego w Wojnowicach.
42-letni Heinrich 3 marca 1924 roku poślubił 27-letnią córkę właściciela dóbr rycerskich w Kornicach i Ciężkowicach, Marię Adelheid von Dittrich. Małżonkowie dochowali się czwórki dzieci. Najstarsza, Gisela Anna Elisabeth urodziła się w 1925 roku we Wrocławiu, rok później w Wojnowicach przyszedł na świat jej brat Heinrich Georg Werner, który w ostatnich tygodniach wojny został zmobilizowany i poległ mając zaledwie 19 lat. W 1927 roku urodziła się w Wojnowicach Henrieta Maria Adelheid a trzy lata później najmłodszy Wolfram Christian Ginther. W marcu 1945 roku ostatni właściciele pałacu opuścili swoją siedzibę udając się w okolice Magdeburga. Dziś część potomków rodziny Bancków mieszka w Madrycie.
W 1946 roku do kompleksu parkowo-pałacowego przeniósł się z Koszęcina Kurs Zerowy Politechniki Śląskiej, przygotowujący przyszłych studentów na studia wyższe. – Zajęcia odbywały się w pałacu i barakach rozstawionych na terenie parku. To były takie czasy, że do 18.00 mieliśmy stróża, a potem, aż do 6.00 rano uczniowie dostawali karabiny i musieli przed bramą wjazdową do pałacu pełnić dwugodzinne warty w parach. Korzystaliśmy na tym, że obok działał PGR. Chodziliśmy tam do zaprzyjaźnionych dziewcząt po mleko – wspomina Eugeniusz Pawlik, który w Wojnowicach skończył 2,5-letni kurs, po którym studiował w Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie.
Pierwszym dyrektorem szkoły przygotowującej przyszłych studentów był pan Bijan, a po nim Antoni Przywara, który uczył również chemii. Historię starożytną wykładała pani Rościszewska, a nowożytną jej syn. Pani Ochojska, która była polonistką i matematyk pan Szymiczek dojeżdżali do Wojnowic z Rybnika, a reszta wykładowców mieszkała w pałacu na piętrze, gdzie znajdowała się również biblioteka. Na parterze mieściła się kuchnia, stołówka, gabinet dyrektora i sale wykładowe. – Wszyscy kursanci, wśród których byli tylko chłopcy, dostali najpierw piękne angielskie mundury: spodnie i bluzy, a potem jeździliśmy do zakładu krawieckiego w Krzanowicach, gdzie szyto nam ubrania na miarę. Wśród nas było dużo osób z Zagłębia i Francji. Każdy dzień zaczynał się apelem, po nim były zajęcia, potem obiad i popołudniowe korepetycje z wyznaczonych przedmiotów. Wykładowca prowadzący zajęcia z przysposobienia obronnego organizował przedstawienia słowno-muzyczne, na których śpiewaliśmy pieśni patriotyczne i recytowaliśmy wiersze. Jeździliśmy z występami do Kuźni Raciborskiej i Lekartowa. Mieszkaliśmy w barakach, a w jednym z nich mieściła się wspólna łaźnia z dużym piecem. Pamiętam też, że w parku rosły orzechy włoskie i stał grób żołnierzy radzieckich, od północnej strony pałacu, który ekshumowano i przewieziono w inne miejsce w 1948 roku – wspomina pan Eugeniusz.
Kursy w pałacu odbywały się do lat 50., a potem mieściły się tu biura dyrekcji i mieszkania pracowników PGR-u, którym kierowali kolejno: Władysław Kloc, Służyński, Dedek, Bolesław Ząbek, Teodor Kurpanek, Jan Późniak, Marian Kazimierczak, Anzelm Blacha, Marek Mielicki, Winiowski, Józef Gorzolnik, Jerzy Kuna i Władysław Martinek. Były tu również przychodnie lekarskie i świetlica dla młodzieży.
Przez pracę do zdrowia
W 1961 roku historia pałacu w Wojnowicach zatoczyła koło i w miejscu, które pamiętało jeszcze przeprowadzane przez doktora Kuha operacjach oczu, otwarto szpital chorób płuc, który uruchamiał jego pierwszy dyrektor Hipolit Baranowski. Żeby chorych nie trzeba było wozić na badania do innych placówek, zaczął od zorganizowania przyszpitalnego laboratorium, którego wcześniej nie było, oraz gabinetu z rentgenem. Był też pomysłodawcą szpitalnej kaplicy. W szpitalu powstał oddział detoksykacji, na który trafiali pacjenci uzależnieni od alkoholu. Potem w tej samej placówce, która została podporządkowana szpitalowi w Raciborzu, doktor Baranowski został ordynatorem oddziału chorób płuc i gruźlicy.
Pacjenci szpitala w Wojnowicach spędzali na oddziale wiele miesięcy. Bywało, że z tych miesięcy robiły się lata. Mężczyźni mieli warsztaty majsterkowania, a panie szyły, haftowały, robiły na drutach i naprawiały lekarskie fartuchy. W szpitalnej stolarni, która funkcjonowała wiele lat, naprawiano zużyte sprzęty i urządzenia, a wiele prac stolarskich, malarskich i budowlanych wykonywano własnoręcznie. Kierownikiem gospodarczym wojnowickiego szpitala był Michał Szyszko, ale doktor Lech Baranowski, który zanim poszedł na studia medyczne skończył zawodową szkołę mistrza malarskiego i tynkarza, spędzał w stolarni wiele godzin.
Przy szpitalu powstało niewielkie gospodarstwo, w którym hodowano barany i świnie. Żywiły się resztkami ze szpitalnej kuchni, a potem do niej wracały w postaci mięsa. W ogrodzie uprawiano warzywa, które wykorzystywano w kuchni. Kiedy przychodziła zima i brakowało opału, organizowano prace w parku. Pracownicy szpitala przyjeżdżali w sobotę do Wojnowic, karczowali krzaki i zbierali suche gałęzie na opał. Pacjenci dostawali na noc po dwa koce i nikt nie narzekał. Doktor Baranowski lubił pilnować wszystkiego sam. Często przyjeżdżał do szpitala w nocy gdy wiedział, że na dyżurze zostawał młody i niedoświadczony lekarz. Pewnego razu, gdy zjawił się niezapowiedziany w pracy, w kotłowni znalazł pozostawione bez nadzoru rozpalone do czerwoności piece. Palacza znalazł w jednej z pobliskich knajp. Wyciągnął go zza baru, wrzucił do samochodu i przywiózł do szpitala, bo zimą na żadną awarię nie można było sobie pozwolić. Podobno dostał za tę akcję spore brawa od reszty biesiadników z baru.
W roku 2001 oddział chorób płuc przeniesiono do nowego szpitala przy ul. Gamowskiej w Raciborzu, a dwa lata później pałac kupił Zbigniew Woźniak, który oprócz domu przyjęć uruchomił w nim Muzeum Dawnej Wsi i Muzeum Horroru. Obecnie obiekt wystawiony jest na sprzedaż.
Katarzyna Gruchot
Najnowsze komentarze