środa, 20 listopada 2024

imieniny: Anatola, Rafała, Edmunda

RSS

Matka Boża Różańcowa w Sudole ze Sudołu

02.10.2018 00:00 red.

ks. Jan Szywalski przedstawia

Sudół jest wizytówką Raciborza od strony południowej. Czech, czy inny gość zmierzający do naszego miasta mija herb Raciborza i wjeżdża do pierwszej jego dzielnicy, do Sudołu. Dzielnica zachowała dużo z wiejskiego charakteru. Widzimy zadbane domy, podwórza z maszynami rolniczymi i górujący nad miejscowością parafialny kościół o jasnych ścianach i złoconym czubku wieży. Dom Boży nosi tytuł Matki Bożej Różańcowej, jedyny o tej nazwie na raciborskiej ziemi. Odpust ma 7 października.

Miejscowość

Sudół jest dzielnicą miasta dopiero od 1978 r., przedtem była samodzielną miejscowością gminy Krzanowice.

Słowo Sudół jest prawdopodobnie uproszczeniem pierwotnej nazwy „Suchodół”. Można przypuszczać, że były tu suche tereny w odróżnieniu od pobliskiej Studziennej. Inni wyprowadzają nazwę od „suchego Padołu”, a więc od spływu zbierającego wody deszczowe, który był przeważnie suchy. Ów „Padół” jest częściowo skanalizowany, schowany pod ziemią i wychodzi dopiero na powierzchnię na ul. Topolowej. Niemiecka nazwa wioski brzmiała Sudoll, a w latach 1936 –1945 przekształcono ją na Trachkirch.

Pierwsza wzmianka o Sudole pochodzi z 1335 r. Wtedy biskup wrocławski Nanker podarował siostrom dominikankom w Raciborzu dziesięcinę z pól suchodolskich.

Warto przytoczyć dla porównania dane o miejscowości z międzywojennych czasów, dokładnie z r. 1929 r., aby je porównać z obecnymi. Wtedy Sudół liczył 842 mieszkańców, miał 98 koni, 265 sztuk bydła i 29 uli pszczelich. Jak czasy się zmieniły!

Kościelnie Sudół podlegał do 1889 r. bieńkowickiej parafii. Jednak już 1771 r. istniała tu kaplica św. Mikołaja. Stopniowo ją później rozbudowano tak, że w latach 1802 – 1804 powstał kościółek pod wezwaniem Zaślubin NMP. Duszpasterz z Bieńkowic był zobowiązany przyjeżdżać tu 12 razy w roku odprawić mszę św. W inne niedziele mieszkańcy Sudołu pielgrzymowali do Bieńkowic.

Wkrótce zaczęły się kłopoty: kościółek był zbudowany przy rowie; gdy padały deszcze lub nastały roztopy, kościół stał w wodzie, mury były mokre i niszczały. Okazał się wnet za mały dla rosnącej liczby mieszkańców.

W drugiej połowie XIX w. zrodziła się myśl budowy większego kościoła oraz plebanii. Ludzie chcieli mieć swojego duszpasterza i parafię.

Powstanie parafii w Sudole

Nie duchowni byli kiedyś inicjatorami nowych parafii, ale wola ludzi; księża często byli przeciwni. Proboszcz z Bieńkowic nie chciał utracić cząstki parafii jaką był Sudół. Wobec biskupa wrocławskiego argumentował, że odległość ze Sudołu do Bieńkowic nie jest duża, że dochody ewentualnego proboszcza będą niewystarczające.

Kuria biskupia we Wrocławiu uznała Sudół jako samodzielną parafię w 1889 r. Na początku duszpasterzował tu ksiądz Ryszard Barnert, kapłan na urlopie zdrowotnym, ale już w 1890 został mianowany proboszczem przez biskupa wrocławskiego ks. August Haack.

Nowy kościół

Teraz był czas, by pomyśleć o nowym kościele. Miał stać wyżej niż poprzedni, obok cmentarza. Rysunki sporządził, znany z neogotyckich kościołów, architekt Ludwik Schneider, prace zaś prowadził również szeroko znany w Raciborzu budowlaniec Franciszek Klose. Naturalnie pomagała cała wspólnota parafialna.

Dziś wydaje się to niemożliwe, by bez pomocy dźwigów i innych maszyn budowlanych, wystawić wielką budowlę w niecały rok: budowę zaczęto w 1904 r., a już w styczniu 1905 r. „Nowiny Raciborskie” donosiły, że „pozostało już tylko malowanie”. Konsekracja nastąpiła 31 maja 1905 r., dokonana przez kardynała Jerzego Koppa, arcybiskupa wrocławskiego. Nowej świątyni nadano tytuł Matki Bożej Różańcowej.

Czasy obecne

Przed trzema latami dokonała się w parafii wymiana personalna. Na emeryturę odszedł ks. radca Józef Przywara, który był tu proboszczem aż 41 lat, a na jego miejsce przyszedł ks. Norbert Nowotny. Jest gorliwym kapłanem, ale ma też swoje hobby: jest wybitnym tenisistą.

– Czy ksiądz jest naprawdę mistrzem świata w tenisie ziemnym? – pytam, choć znam odpowiedź.

– Ks. Norbert Nowotny: Tak, lecz tylko wśród duchowieństwa. Księża rozgrywają między sobą zawody. W 2014 r. zdobyłem na Filipinach mistrzostwo świata w kategorii wiekowej 40 – 50 lat.

– Spośród ilu zawodników?

– Uczestników ogółem było 80, w naszej kategorii wiekowej 32. Finał rozegrałem z ks. Filipem Ferdinandem Suarezem. Tamtejszy klimat dał we znaki, koszulę można było wyżymać, choć jak długo się gra nie myśli się o tym.

– To było cztery lata temu lecz niedawno wrócił ksiądz z nowym pucharem.

– W 2016 r. rozegraliśmy mistrzostwa świata w Żywcu. Wtedy w grze pojedynczej byłem wicemistrzem, a w grze podwójnej zdobyliśmy mistrzostwo. W tym roku w Loretto zostałem mistrzem Europy.

– Zanim ksiądz przyszedł do Sudołu już był proboszczem…

– Poprzednio przez 11 lat byłem proboszczem w parafii św. Andrzeja w Makowicach pod Nysą. Pod opieką miałem dwa kościoły, a dorywczo odprawiałem też nabożeństwa w Nysie dla osób niesłyszących.

– Jako duszpasterz osób niesłyszących jesteśmy sobie bliscy. Czy był jakiś szczególny powód, by ksiądz zajął się osobami głuchymi?

– Jako kleryk w Seminarium w Nysie zostałem kiedyś zaproszony do pomocy przy urządzaniu wigilii dla niesłyszących. Załapałem wtedy kilka pojęć w języku migowym. Nieco później, będąc w domu w Komprachcicach, odwiedziłem sąsiadkę, staruszkę. Była u niej pewna dziewczynka, głucha, uczennica szkoły we Wrocławiu. Zamigałem do niej kilka słów i pamiętam jej zdziwione oczy: była uradowana tym, że może się z kimś porozumieć. Czułem, że muszę się tym zająć szerzej. W Seminarium więc stałem się członkiem koła Effatha, które przygotowuje przyszłych kapłanów do duszpasterstwa głuchych.

– Sudół nie jest dużą parafią, ile ma obecnie mieszkańców?

– Tylko 630, kiedyś było blisko tysiąca. Parafia, choć mała, jest jednak bardzo żywotna.

– Zaangażowanie parafian można było zauważyć na ostatnich miejskich dożynkach. Uroczystość świetnie przygotowana.

– Chyba po raz pierwszy były to dożynki wspólnie urządzone przez dwie dzielnice Sudół i Studzienną. U nas była część kościelna, Studzienna zaś udostępniła boisko na festyn. Szczytowym punktem był, wg mnie, długi korowód z jednej dzielnicy do drugiej: bryczki, konie, maszyny rolnicze... Było barwnie i hucznie.

– Ma ksiądz chyba dużą pomoc w Ochotniczej Straży Pożarnej; o niej ostatnio dużo pisano.

– Jest to bardzo aktywna grupa. Przy kościele czyszczą rynny, kierują ruchem podczas procesji; są na zawołanie. Inna aktywna grupa to „Koniorze”, którzy organizują procesję konną na Wielkanoc. Nie tak łatwo dziś o konie, a jednak było ich w tym roku znów ponad osiemdziesiąt; przybyły z różnych stadnin i gospodarstw.

– Z waszej małej parafii pochodzi wielu kapłanów. Ilu dokładnie?

– Książka o parafii wydana w 2005 r. z okazji jej stulecia, autorstwa Anny Bindacz, wymienia ich trzynastu, ale trzeba dodać jeszcze o. Tomasza Kozę, który miał prymicje w 2013 r., kapłana w zgromadzeniu ojców salwatorianów. Jest duszpasterzem na Ukrainie.

– Jakie ksiądz ma najbliższe plany?

– Myślimy o innym ukształtowaniu prezbiterium i nowym ołtarzu. Na nim chciałbym rozmieścić różańcowe tajemnice światła. Do rozważań różańca dołączył je dopiero św. Jan Paweł II, dlatego nie ma ich w starej nastawie ołtarzowej, która ma przecież ponad sto lat.

– Życzę księdzu tak długiego i owocnego pobytu w parafii jak poprzednik, ks. Przywara.

– To niemożliwe. Mam już 50 lat, a staż aktywnej służby kapłańskiej jest ograniczony wiekiem.

  • Numer: 40 (1372)
  • Data wydania: 02.10.18
Czytaj e-gazetę