środa, 20 listopada 2024

imieniny: Anatola, Rafała, Edmunda

RSS

Małe jest piękne: O wyższości Pogrzebienia nad resztą powiatu

18.09.2018 00:00 red.

Polska przyjęła chrzest w 966 roku, a należący do diecezji ołomunieckiej Pogrzebień dużo wcześniej. – Nawet nasza nazwa wywodzi się podobno od grzebienia, którym otaczamy pozostałe miejscowości. My patrzymy na wszystkich z góry, bo jesteśmy o 100 metrów wyżej od Raciborza – mówi ze śmiechem sołtys Eugeniusz Kura i podkreśla, że w parze z wiarą idzie zawsze miłość, a tej w Pogrzebieniu nie brakuje.

Najlepsze widoki na przyszłość

Mieszkańcy Pogrzebienia mówią, że jak się patrzy z góry, to wszystko lepiej widać. A jak się ma takie widoki jak oni, to i świat wydaje się piękniejszy. Z jednej strony dolina Odry z pocysterskimi stawami Wielikąt, z Beskidem Śląskim i Śląsko-Morawskim w tle, a po drugiej stronie Góry Opawskie. Nic więc dziwnego, że wielu mieszkańców starych Nieboczów właśnie Pogrzebień wybrało na miejsce, w którym chce spędzić resztę swego życia.

Dzisiejsza wieś w niczym nie przypomina tej, która została w pamięci mieszkańców z czasów, gdy ludzie gromadzili się wokół kościoła i stojącej obok niego karczmy u Burdzików. Do znajdującej się w niej sali tanecznej przyjeżdżali z pokazami cyrkowcy i objazdowe kino, swoją siedzibę znalazło w niej również kółko rolnicze. U Burdzików odbywały się też wesela, co oznaczało, że po przyjęciu, które urządzało się zawsze w domu panny młodej, goście weselni szli potańczyć do karczmy. Sala służyła też zebraniom wiejskim, na które sołtys wzywał mieszkańców Pogrzebienia obwieszczając to pod kościołem dzwonkiem. Eugeniusz Kura ma dziś inne sposoby na komunikację z mieszkańcami, więc ani on, ani jego poprzednik Teodor Staniek z dzwonka korzystać nie musieli.

Sołtys Kura pamięta za to z opowiadań dziadków, że przed parcelacją w majątku stały dwa domy. W jednym był szpital, a w drugim kuźnia. Pracował w niej Engelbert Koczwara, który wyprowadził się później na Wilchwy. Jego ostatnim uczniem był Franciszek Niestrój, który pełnił też funkcję kościelnego. – Największymi rolnikami w przedwojennym Pogrzebieniu byli: Leon Kłosek, Antoni i Franciszek Grim, Franiczkowie na Konopkach i Lazarowie przy ul. Lubomskiej. Przy dworze była duża owczarnia. Gdy wybuchł w niej pożar próbowano go gasić wodą z pobliskiego stawu, którą wożono rafiokami – opowiada Eugeniusz Kura.

Do majątku należały również domy pracowników, które mieściły się na tzw. Harendzie. Pochodzi z niej szefowa Koła Gospodyń Wiejskich Krystyna Lenort, której mama tam się urodziła. – Na Harendzie mieszkali moi dziadkowie, czyli jak się mówi w Pogrzebieniu starka i starzik: Matylda i Emil Kapuścikowie – wyjaśnia pani Krystyna, a Eugeniusz Kura dodaje, że jak jechał do rodziny mamy, która pochodziła z Raciborza, to do dziadków mówił opa i oma.

Po wojnie buty naprawiało się w zakładzie szewskim Karola Dudy, a ubrania szyło u Depty albo Zdrzałka. Kłosek miał kaflarnię, a w latach 70. powstał we wsi punkt kasowy. – Należał do Banku Spółdzielczego i znajdował się w domu u pana Kolorza za ulicą Nową. Naprzeciwko był skup żywca, warzyw i owoców – mówi naczelnik OSP Pogrzebień Henryk Gorywoda i pokazuje nam album z drzewem genealogicznym i zdjęciami, który przygotowany został na rodzinny zjazd. Na jego podstawie poznajemy koleje losu dwanaściorga dzieci Pawła Gorywody i jego żony Anny. Archiwalne fotografie prezentują kolejne pokolenia Gorywodów, ale autorzy wielu profesjonalnych sesji zdjęciowych pozostają nieznani. – Pierwszy aparat fotograficzny miał we wsi kierowca automobila w majątku Antoni Grim. Fotografował wiele ważnych wydarzeń i okolicę. Od kiedy powstał u nas punkt widokowy, jest co oglądać, a chcielibyśmy jeszcze stworzyć wieżę, która byłaby atrakcją turystyczną. Wtedy będziemy mogli z góry zobaczyć wszystko, od Pradziada po Babią Górę – podsumowuje sołtys Kura.

Prekursorzy zmian

Pionierami myśli technicznej byli w Pogrzebieniu Wiktor Kura i Antoni Krasek, którzy w latach 20. XX wieku zapoczątkowali elektryfikację wsi. – Ojciec opowiadał, że w majątku była maszyna parowa, którą robiło się omłoty. Jak im się zepsuła, to przyjechali do nas, bo mieliśmy już prąd. Dwór nie chciał się do elektryfikacji przyłączyć, dlatego doszła do nich dopiero podczas wojny – tłumaczy pan Kura.

Po wojnie nowoczesne myślenie potrzebne było przede wszystkim rolnictwu. Zaczęto od przekształcenia Koła Związku Samopomocy Chłopskiej w Kółko Rolnicze, co miało miejsce w 1957 roku. Jego pierwszym prezesem został Wincenty Kowol, sekretarzem Korneliusz Gorywoda, skarbnikiem Józef Krasek, a członkami Andrzej Kura, Antoni Kolorz i Antoni Grim. Po roku Wincentego Kowola zastąpił Andrzej Kura, który funkcję prezesa piastował do 1968 roku oraz od 1972 do 1998 roku. Pan Andrzej był również wieloletnim radnym, który w samorządzie gminy udzielał się głównie w sprawach rolniczych. Zabiegał o remonty dróg rolnych oraz modernizację wsi. Nie bez powodu w latach 60. został prezesem Powiatowego Związku Kółek Rolniczych. – Ojciec był prekursorem mechanizacji. Sprowadził do Rzuchowa pierwszy traktor i pierwszy opryskiwacz konny. Z tamtych lat zostało mi kilka maszyn o wartości historycznej. Mam starą młocarnię firmy Frankenstein oraz prasę do słomy – podsumowuje pan Eugeniusz.

W 1958 roku na bazie statutu kółka rolniczego powołano Koło Gospodyń Wiejskich, które w tym roku będzie obchodzić 60-lecie swojej działalności. – Niestety w kronice nie zachował się zapis kto był jego pierwszą przewodniczącą, ale działała w nim Agnieszka Cuber, a potem Anna Staniek. W czasach kryzysu panie kupowały małe kaczki i kury, które udostępniały potem do sprzedaży gospodyniom i prowadziły przedszkole – tłumaczy Krystyna Lenort, która jest przewodniczącą KGW od 2001 roku.

Dziś, oprócz sołtysa Kury tylko z rolnictwa utrzymuje się Wojciech Krasek, Jacek Gorywoda, Tomasz Glens i Marek Kowol. – Rolników mamy dużo, ale pozostali mają jeszcze dodatkowe źródła dochodu – wyjaśnia sołtys Kura i dodaje, że Pogrzebień, za sprawą księdza Długołęckiego, stał się też prekursorem organizowanych tu odpustów św. Krzysztofa. – Najpierw powstał u nas pierwszy w diecezji katowickiej ołtarz św. Krzysztofa, a potem upowszechnił się zwyczaj święcenia samochodów i motocykli. Pierwszy odpust odbył się w 1960 roku, a milicja skutecznie uniemożliwiała dotarcie kierowcom na miejsce. Ludzie sobie radzili dojeżdżając do Pogrzebienia polami – opowiada pan Eugeniusz.

Bez spoiwa ani rusz

Jedyny kataklizm mieszkańcy Pogrzebienia przeżyli 13 czerwca 1877 roku, kiedy przez wieś przeszło potężne gradobicie, które kompletnie zniszczyło plony i spowodowało potem głód. Na pamiątkę tego zdarzenia, niezależnie od pogody każdego 4 maja od ponad 140 lat, organizowana jest we wsi procesja ku czci św. Floriana. Od 2002 roku przebiega w formie innej niż zwykle, bo towarzyszą jej również konie. Inną tradycją tej wsi są pielgrzymki do sanktuarium w Pszowie w drugą niedzielę września i pamiątkowe zdjęcia dzieci przystępujących do I Komunii Świętej, robione na schodach pałacu w Pogrzebieniu, który dziś zajmują siostry salezjanki. Wszyscy w Pogrzebieniu podkreślają ich wieloletnią współpracę z mieszkańcami wsi, która układała się zawsze znakomicie. – Kiedy rodzice szli w pole, siostry zajmowały się ich dziećmi, prowadząc przedszkole. W każdą niedzielę po obiedzie chodziło się do nich na zajęcia. Nieraz zabierały nas na wycieczkę do lasu, innym razem wymyślały nam jakieś gry. Dla dziewczyn organizowały kursy kroju i szycia oraz gotowania. Można było też znaleźć u nich pomoc medyczną, bo niektóre z nich potrafiły robić zastrzyki – opowiada Krystyna Lenort. Sołtys Kura dodaje, że były wszechstronne, bo siostra Stanisława Wieniarz nie tylko uczyła religii w Pogrzebieniu i Kobyli ale i pracowała też w gospodarstwie dojąc krowy.

Podczas powodzi w lipcu 1997 roku Pogrzebień jako pierwszy wyruszył z pomocą dla mieszkańców zalanych wsi i miast. – Najpierw woziliśmy worki z piaskiem do umocnienia wałów. Na terenie starej plebani organizowaliśmy zbiórki żywności, koców i ubrań. Pamiętaliśmy też o zwierzętach, przygotowując paszę dla bydła. Ludzi nie trzeba było namawiać, wszyscy chętnie włączyli się w akcję na rzecz powodzian – wspomina sołtys i wyjaśnia, że najlepszym spoiwem używanym kiedyś w budownictwie było białko kurze. – Nie bez powodu udaje mi się spajać wszystkie organizacje we wsi. W końcu nazwisko mnie do czegoś zobowiązuje. Dlatego żyjemy w komitywie i gdy tylko jest taka potrzeba, nikt w Pogrzebieniu nie odmawia pomocy – podsumowuje Eugeniusz Kura.

Katarzyna Gruchot

  • Numer: 38 (1370)
  • Data wydania: 18.09.18
Czytaj e-gazetę