„Więźniów pocieszać...”
ks. Jan Szywalski przedstawia
Ks. Zbigniew Gajewski jest 17 lat proboszczem w podraciborskiej wsi Samborowice, a równocześnie kapelanem w raciborskim Zakładzie Karnym. W sierpniu, na mocy dekretu biskupa opolskiego, ma przenieść się do podopolskiej parafii w Sławicach. Tam, podobnie jak w Raciborzu, ma podjąć posługę duchową wśród więźniów w opolskim zakładzie oraz być koordynatorem duszpasterstwa więźniów w całej naszej diecezji. To swoisty awans i dowód zaufania jego osoby.
– By zostać kapelanem Zakładu Karnego nie trzeba chyba być wpierw więźniem. Jak Ksiądz wszedł do tej specyficznej posługi duszpasterskiej?
– Ks. Zbigniew Gajewski: Moje kapłaństwo związało się z więziennictwem gdy byłem wikarym w Strzelcach Opolskich (1995-2000). W tamtejszym więzieniu kapelanem był ks. Józef Krawiec, a wcześniej ks. Lothar Rostek. Czasem go zastępowałem. Odprawiałem mszę św. w świetlicy więziennej dla sporej grupy ok. stu skazanych. Tam spotkałem się z kapelanem opolskiego więzienia ks. Tadeuszem Słockim, odpowiedzialnym za całokształt duszpasterstwa więziennego w naszej diecezji, który przedłożył mi propozycję, bym objął funkcję kapelana w więziennego w Raciborzu. „Miałeś pewne kontakty z więzieniem w Strzelcach Op. - powiedział mi - więc znasz specyfikę tej posługi”. Po rozważeniu i zasięgnięciu pewnych porad, zgodziłem się. W sierpniu 2000 r. przyszedłem do Raciborza i zamieszkałem w parafii Najśw. Serca PJ, gdzie proboszczem był wtedy ks. Alojzy Jurczyk.
– Tu chciałbym dopowiedzieć, że w czasach PRL-u, ks. Jan Post, wtedy proboszcz „okrąglaka”, dochodził również do raciborskiego więzienia i był bodajże jedynym kapelanem więziennym w całej ówczesnej socjalistycznej Polsce. Po nim do więzienia chodził ks. Pieczka, a po jego śmierci ks. Porwol, proboszcz starowiejski, a później ks. Szeliga.
– Z początku mego pobytu w Raciborzu miałem zajęcia także w Zakładzie Poprawczym, ale tylko przez kilka miesięcy. W 2001 r. zostałem proboszczem w Samborowicach. Od tego czasu łączę dwa zadania: jestem proboszczem i kapelanem więzienia.
– Które zadanie jest trudniejsze?
– Bycie kapelanem więzienia jest czasochłonne. Jestem tam zatrudniony na pół etatu, na dwadzieścia godzin tygodniowo.
– Czy jest Ksiądz tam w każdą niedzielę?
– Oczywiście, ale zaczynam niedzielną mszę św. już w czwartek; jest bowiem wiele oddziałów i grup, które nie mogą się spotykać.
– Czy wszyscy więźniowie mogą uczestniczyć we mszy św.?
– Prawie wszyscy. Są pewne osoby izolowane. Do nich mogę pójść na osobną rozmowę, mogę ich spowiadać, czy zanieść Komunię św. Jednak to jest wyjątkowo, ogólnie prawie wszyscy mogą brać udział we mszy św. odprawianej od czwartku do niedzieli.
– Ze wspomnień ks. Posta wiem, że była w więzieniu kiedyś wielka kaplica.
– Teraz kaplica mieści się na I oddziale w piwnicy. Ta przedwojenna była rzeczywiście obszerna. Na chórze było miejsce dla więźniów z grup specjalnych, którzy nie mogli mieć kontaktu z innymi więźniami.
Po wojnie kaplicę przedzielono stropem: na dole jest oddział, na górze zakład pracy, szwalnia.
– Czy mogę zapytać jaki procent skazanych przychodzi na mszę św.?
– Jeżeli w Polsce w dużych miastach frekwencja wynosi 30%, w więzieniu jest to ok. 10%. Różnie bywa. Jedni robią sobie przerwę, niektórzy pracują, innym na tym nie zależy.
– Jakich sakramentów Ksiądz tam udziela?
– Często przychodzą prosić o bierzmowanie, bo zaniedbali go w życiu na wolności, a planują ślub po wyjściu na wolność. Były też chrzty.
– Dla osób dorosłych?
– Oczywiście. Były też dwa śluby, choć uważam, że to nie jest miejsce na to. Były to osoby, które żyły kiedyś już ze sobą, mieli dzieci i chcieli życie uporządkować. Przygotowałem ich, był ślub w więziennej kaplicy, ale uważam, że lepsze byłoby dla nich poczekać do czasu wyjścia na wolność, zbyt wielkie jest ryzyko, że ich drogi się rozejdą.
– Czy Ksiądz ma kontakt z byłymi więźniami?
– Zdarza się, ale rzadko. Są z całej Polski. Żegnając się przy wyjściu na wolność, obiecują odwiedzić, ale rzadko to robią. Od razu ogarniają ich nowe problemy.
– Kiedyś zastępowałem Księdza. Kilka osób poszło ze mną, aby prowadzić śpiew i przejąć czytania na mszy św.
– Tak, jest pewna grupa wolontariuszy, głównie z katolickiej Odnowy w Duchu Świętym „Magnificat”, którzy ofiarują swój czas, by pomóc w godnym sprawowaniu Eucharystii niedzielnej. Niedawno oferowała swą pomoc grupa modlitewna z Wodzisławia Śl. „Kahal”. Przeprowadziła kurs Alfa dla więźniów, z udziałem osób z raciborskiej „Magnificat”.
– Alfa kojarzy mi się z początkiem, z nowym startem.
– Tak, chodzi o podstawy wiary.
– Czy udał się kurs w tak specyficznym środowisku?
– Bardzo. Uczestniczyło w nim ok. 30 osób. Byli zbudowani świadectwem wiary osób świeckich. Nie dziwią się kiedy przychodzi do nich ksiądz, ale że przychodzą świeccy ludzie, którzy nic z tego nie mają, tylko tracą czas i pieniądze na dojazd, dało im to do myślenia. A trwało to 11 tygodni, czyli przez 11 kolejnych sobót. Dawali świadectwo wiary, wygłaszali konferencje, prowadzili rozmowy indywidualne i w grupach. Wszystko razem wydało owoce.
– Według mnie resocjalizacja musi się zacząć od powrotu na drogę Bożą...
– Niektórzy rzeczywiście w więzieniu zaczynają czytać Pismo św. i mówią: „Proszę księdza, ja już nie mogę kłamać, czytam Pismo św. i rozumiem, że muszę dbać o siebie, nie mogę kraść, winieniem uporządkować relacje rodzinne, nie mogę tak żyć, jak dotychczas”.
– Co my, zwykli ludzie, możemy zrobić, by wspomóc wysiłek duszpasterski?
– Możecie modlić się za więźniów, by byli przygotowani do rozpoczęcia normalnego życia po wyjściu z więzienia. Pomagają im w tym psychologowie, wychowawcy, duszpasterze, osoby prowadzące medytację chrześcijańską, wolontariusze katoliccy i z innych wyznań. To nie są ludzie przekreśleni, ale tylko czasowo odizolowani od społeczeństwa.
– Resocjalizacja następuje też przez pracę...
– Oczywiście. Dzięki Bogu obecnie jest troszkę więcej pracy, ale ciągle praca jest przywilejem.
– Więzienie to specyficzny dom, mówi się o nim, że ma klamki od zewnątrz: łatwo wejść, a trudno wyjść, odwrotnie niż w innych budynkach. Czy Ksiądz wchodząc tam to odczuwa?
– Pierwsze wejście robi naturalnie wrażenie, ale jak przebywa się tam kilka razy w tygodniu, to człowiek się przyzwyczaja. Czasem mówię: „jestem tu 18 lat, taki wyrok otrzymałem, ale mnie wypuszczają, wy musicie tu pozostać”.
– Czy prowadzi się statystykę resocjalizacji?
– Zapewne jest taka prowadzona, ale ja się tym nie zajmuję. Raciborski Zakład Karny jest jednym z najcięższych w Polsce, bo jest dla recydywistów. Nikt tu jednak nie jest prześladowany, każdy wie, że musi odbyć swą karę, ale jest traktowany po ludzku.
– W zakładach zamkniętych istnieje niebezpieczeństwo mobbingu.
– To trzeba brać pod uwagę, by jeden drugiemu krzywdy nie zrobił. Pewne osoby są izolowane, jeżeli stanowią niebezpieczeństwo dla innych.
– Więźniowie należą do ludzi, którzy leżą na sercu papieżowi Franciszkowi.
– Oczywiście. Są to ludzie u ubodzy, bo pozbawieni wolności.
– Kto zastąpi Księdza w funkcji kapelana więziennego?
– Mój następca w Samborowicach ks. Andrzej Przybyła będzie także duszpasterzem w Zakładzie Karnym w Raciborzu.
Ks. Zbigniew Gajewski oprowadza mnie jeszcze po kościele parafialnym, pod wezwaniem Św. Rodziny. Jest niedawno odmalowany, barokowe ołtarze są nowo złocone, jest też nowa granitowa posadzka, która nadaje blasku wnętrzu kościoła.
Ze wspomnień powojennego kapelana więziennego ks. Posta: „Więźniom, którzy przychodzili na mszę św., dałem książeczki do nabożeństwa. Po kilku tygodniach przychodzili znów po nowe książeczki. Dziwiłem się: czyżby tak dużo się modlili, że książeczki zostały zużyte? Aż jeden przyznał się, że modlitewniki mają cienki papier i świetnie nadają się na papierosy-skręty”.
Najnowsze komentarze