środa, 20 listopada 2024

imieniny: Anatola, Rafała, Edmunda

RSS

Małe jest piękne: Szkoła, która łączyła pokolenia

07.08.2018 00:00 red.

Przetrwała 179 lat i na trwałe zapisała się w pamięci wielu pokoleń mieszkańców Sławikowa. Dla wielu młodych ludzi była odskocznią od codziennego życia skupionego na pracy w gospodarstwie. Dla pracujących tu nauczycieli była wyzwaniem, któremu musieli podołać nie bacząc na trudne warunki. I jedni, i drudzy wspominają ją ze wzruszeniem i ogromnym sentymentem.

O chłopakach, którzy pokochali piłkę

Powstała w 1820 roku jako szkoła parafialna. Po przejściu frontu II wojny światowej jej budynek uległ zniszczeniu.

– Od strony zachodniej uderzyła w niego bomba. Wyrwała dach i część piętra, ale reszta ocalała. Mój ojciec Jakub Maleika, który był pierwszym sołtysem Sławikowa po wojnie, zdecydował, że szkołę trzeba jak najszybciej odbudować. Mieszkańcy sami wymurowali tę część budynku – tłumaczy Franciszek Maleika. Działalność szkoły wznowiono we wrześniu 1945 roku. Jej pierwszą kierowniczką została na rok Maria Kolasa. Przez następne dwa lata był nim Eugeniusz Bębenek.

Za czasów kolejnego dyrektora, którym został Kazimierz Stankiewicz, szkoła była już siedmioletnia i uczęszczało do niej 130 uczniów. Jednym z nich był Karol Jasny. – Pamiętam, że w pierwszej klasie zaczynaliśmy w dziesiątkę. Z Lasaków był Karol Krybus i Karol Wochnik, ze Sławikowa Karol Dziaszka, Józef Panus i ja, no i dziewczyny: Maria Sługa, Waltraud Sługa, Ingeborga Wowrek, Anna Dziedzioch i Berta Pieruszka. Później doszło jeszcze dwóch chłopców, którzy powtarzali klasę – wspomina pan Karol.

Kiedy był jeszcze uczniem szkoły podstawowej, Józef Kus i Bonifacy Grochol założyli w Sławikowie Ludowy Zespół Sportowy. – Grał w nim nasz nauczyciel i późniejszy kierownik szkoły Marian Galus. Na początku Grzegorzowice nie miały swojego klubu, więc chłopaki od nich grali u nas. Ja grałem w LZS–ie na pozycji stopera. Najpierw byliśmy w C klasie, a potem awansowaliśmy do B klasy i to był nasz największy sukces. W LZS–ie grali też moi synowie – mówi pan Karol, który w listopadzie 1966 roku ożenił się i przez siedem kolejnych lat mieszkał u teściów, w domu naprzeciw szkoły. W 1973 roku przeprowadził się z żoną do nowo wybudowanego domu przy ul. Słowackiego, gdzie mieszka do dziś. – W ciągu siedmiu lat nauki uczyli mnie Irena Sauer, Elwira Tkocz i Stanisław Wątroba. Przez rok pracował też u nas jako nauczyciel późniejszy ksiądz Reinhold Buczek, który pochodził z Lasaków i lubił kopać piłkę. Mieliśmy z nim nieraz wuef. Pani Irena była bardzo aktywna. Stworzyła teatr, który jeździł z występami do okolicznych wiosek. Należała do niego moja przyszła żona Teresa – podsumowuje pan Karol.

Pan Tadeusz po nieszporach

Irena Sauer doskonale pamięta parę, która spotykała się podczas odbywających się w szkole prób. – Tereska Grochol i Karlik Jasny to była taka nasza teatralna para, która w końcu się pobrała. Wspominam te czasy z ogromnym sentymentem. Nie mieliśmy możliwości, by pojechać do teatru w Warszawie czy Krakowie, ale jeździliśmy oglądać przedstawienia w Raciborzu. Sami wystawialiśmy sztuki Moliera, a młodzież nie tylko uczyła się pięknej polszczyzny, ale i tego jak w teatrze należy się zachować. Dla tych młodych ludzi, którzy po lekcjach pomagali rodzicom w gospodarstwie, nasz teatr był odskocznią od ich codziennego życia – opowiada pani Irena, która do Sławikowa trafiła z nakazem pracy w 1953 roku, a po dwóch latach została kierowniczką tutejszej szkoły. – W tamtych czasach uczyłam nie tylko języka polskiego, ale i historii, a nawet chemii, bo gdy brakowało nauczycieli trzeba ich było zastępować. W niedzielę po nieszporach czytałam dzieciom w szkole „Pana Tadeusza”, bo to była dla nich zbyt trudna lektura i wymagała wyjaśnienia. Poświęcałam im swój wolny czas i wiem, że było warto. Zżyłam się nimi i ich rodzicami do tego stopnia, że często przychodzili mi się zwierzać, a ja, choć byłam wtedy młodą dziewczyną, starałam się im jak najlepiej doradzić. Do dziś z okazji świąt dostaję od nich mnóstwo kartek z życzeniami i telefonów. Kilka lat temu podczas zjazdu absolwentów przygotowali mi piękną niespodziankę wykonując w kościele utwór „Do Matki na turzańskim wzgórzu”, mojego autorstwa. Na końcu ksiądz Augustyniok wyszedł do mnie i spytał: proszę pani, jak nam to wyszło? A ja byłam tak wzruszona, że zabrakło mi słów – podsumowuje pani Irena.

Przedszkole na dole

W 1978 roku do szkoły przeniesiono przedszkole, które prowadziła Jadwiga Dziadzia. W miejscu, gdzie wcześniej była kancelaria i jednocześnie pokój nauczycielski powstały w końcu toalety, bo do tej pory były tylko na zewnątrz. Przedszkole funkcjonowało na parterze budynku, a na jego piętrze były sale lekcyjne. Jedna z nich przeznaczona została na zajęcia wychowania fizycznego, które odbywały się tam w razie niepogody. Gdy pogoda sprzyjała, dzieci grały na boisku za szkołą w szczypiorniaka.

Sebastian Maleika, doskonale te czasy pamięta. – Chodziłem do tutejszego przedszkola, które mieściło się na parterze budynku i szkoły, która była na piętrze. Naszą przedszkolanką była Jadwiga Dziadzia, która do tej pory mieszka w Sławikowie, a wychowawczynią pani Sochacka, żona dyrektora raciborskiego Ekonomika – wspomina pan Sebastian, który prowadzi niewielkie gospodarstwo. Przejął je po ojcu Bernardzie, a ten po swoim ojcu, który do Sławikowa przeniósł się w 1938 roku z Dzielnicy, niewielkiej wsi w dzisiejszym województwie opolskim. – Urodziłem się i wychowałem w Sławikowie, a jestem chłopo–robotnikiem. Pracuję w cukrowni w Ciężkowicach i jednocześnie prowadzę gospodarstwo. Mam świnie, krowy, 10 hektarów pola, ale w sprzęt już nie inwestuję, bo wątpię by mój syn chciał to po mnie przejąć – tłumaczy pan Maleika.

Henryk Grochol przyszedł na świat w Sławikowie 10 września 1950 roku. Mieszka z żoną naprzeciwko dawnej szkoły, w domu, który należał kiedyś do jego rodziców. Z racji bliskości szkoły państwo Grocholowie wynajmowali często nauczycielkom mieszkanie na górze swojego domu. – Na początku uczył mnie Stanisław Wątroba, a później Irena Sauer. Przez pewien czas nauczycielką była też Gertruda Werner, a w piątej klasie uczyła mnie Elżbieta Chlebek, której synowie byli lekarzami w Raciborzu – opowiada pan Henryk, który całe życie zawodowe związał z Zakładem Elektrod Węglowych w Raciborzu.

Praca na dwie zmiany

Pochodząca z Kresów Jadwiga Maleika zaczęła pracę w szkole 15 lutego 1966 roku. – Wcześniej pracowałam na Pomorzu, a po ślubie przeprowadziłam się w rodzinne strony męża. Uczyłam języka rosyjskiego, a potem nauczania początkowego. Razem ze mną pracowały wtedy Gizela Marcinek i Józefa Bulenda – tłumaczy pani Jadwiga, która pamięta że do roku szkolnego 1964/1965 szkoła kształciła do klasy siódmej, a potem już była ośmioklasowa.

W 1973 roku Jadwiga Maleika przejęła po Karolu Przybyle funkcję kierownika szkoły. W tym samym roku placówka w Sławikowie stała się punktem filialnym szkoły podstawowej w Grzegorzowicach i nauka odbywała się w niej tylko do klasy czwartej. – Ta sytuacja miała miejsce przez około dwa – trzy lata, a potem w szkole dzieci uczyły się tylko do klasy trzeciej. Pamiętam też, że gdy brakowało nauczycieli, przez półtora roku uczyłam sama na dwie zmiany – wspomina.

Lekcje religii odbywały się najpierw w salce katechetycznej na pobliskiej plebanii, a po roku 90. w szkole. – We wszystkich salach stały kaflowe piece, więc sprzątaczka musiała przychodzić do pracy na 4.00 rano, żeby zdążyć przynieść na piętro wiadra z węglem i wszystkie piece rozpalić. Pamiętam, że zawsze było zimno, bo trudno było osiągnąć odpowiednią temperaturę – opowiada pani Maleika. W budynku nie było warunków na to, by mogła tam funkcjonować stołówka. Gdy w latach 90. zwolniło się mieszkanie nauczycielskie na piętrze, pokoje zaadaptowano na małą świetlicę, w której serwowano dzieciom herbatę lub mleko, a także bibliotekę. – Mieliśmy wielu zdolnych uczniów, którzy zrobili doktoraty na przykład w Norwegii i Niemczech. Zawsze mówię, że jeśli ktoś chce się uczyć, to nie ma znaczenia że startuje z małej wiejskiej szkoły – podsumowuje pani Jadwiga.

Szkoła funkcjonowała do 30 czerwca 1999 roku. Jej ostatnia kierowniczka Daniela Płoszczyca oraz nauczycielki Katarzyna Skiba i Karina Walach przeszły do szkoły w Grzegorzowicach, a Jadwiga Maleika poszła na emeryturę. W budynku byłej szkoły mieści się obecnie Dom Opieki „Domowe Zacisze”.

Katarzyna Gruchot

  • Numer: 32 (1364)
  • Data wydania: 07.08.18
Czytaj e-gazetę