środa, 20 listopada 2024

imieniny: Anatola, Rafała, Edmunda

RSS

KUL jest cool!

24.07.2018 00:00 red.

ks. Łukasz Libowski przedstawia

W tym roku Katolicki Uniwersytet Lubelski świętuje swoje 100-lecie. Chciałbym przeto w tym tygodniu powiedzieć trochę o tej uczelni. Tym bardziej, że jestem z nią związany, jako że 3 ostatnie lata, z 5., jakie zdążyły upłynąć od moich święceń, spędziłem, studiując w niej filozofię, w ostatnim roku także filologię klasyczną. Swoje studia filozoficzne, pozwolę sobie dodać, a właściwie pierwszy ich etap, ukończyłem w minionym roku akademickim, 3 lipca odbierając dyplom licencjata.

Trochę historii

Najpierw trochę historii (więcej: www.kul.pl). Początki KUL-u wiążą się z Cesarską Rzymskokatolicką Akademią Duchowną w Petersburgu (była ona kontynuatorką Wydziału Teologicznego zlikwidowanego w 1832 r. Uniwersytetu Wileńskiego), która od r. 1842, tj. od roku swego powstania, kształciła polskich duchownych katolickich z obszaru Cesarstwa Rosyjskiego. Otóż po rewolucji październikowej władze bolszewickie zdecydowały o zamknięciu petersburskiej akademii. Wówczas jej rektor, ks. Idzi Radziszewski, rozpoczął starania o przeniesienie uczelni do Lublina. W lipcu 1918 r. biskupi polscy, wraz z ówczesnym wizytatorem apostolskim w Polsce, ks. Achillem Rattim, późniejszym papieżem Piusem XI, zebrani na konferencji w Warszawie, powołali do istnienia Uniwersytet Lubelski (przymiotnik „katolicki” dodano do nazwy uczelni w r. 1928). Pierwszym rektorem uniwersytetu mianowany został ks. Radziszewski. Cele, jakie wyznaczono nowo utworzonej wszechnicy, były następujące: uprawiać naukę w duchu harmonii między rozumem i wiarą, kształcić inteligencję katolicką oraz podnosić poziom życia religijnego i intelektualnego narodu polskiego. Jako dewizę uniwersytetu obrano hasło Deo et Patriae, tzn. „Bogu i Ojczyźnie”.

Dynamiczny rozwój lubelskiej akademii przerwała wojna. Naziści zajęli gmach uniwersytecki, zamieniając go w szpital wojskowy. Wobec rektora, ks. Antoniego Szymańskiego, zastosowali areszt domowy, uwięzili kilkunastu profesorów, aresztowali studentów, wywożąc ich albo na roboty do Niemiec, albo do obozów koncentracyjnych. Oficjalnie uniwersytet wznowił swoją działalność – można tu mówić o drugim początku, bo wszystko trzeba było właściwie organizować od podstaw – 21 sierpnia 1944 r., jako pierwszy uniwersytet w powojennej Polsce. Nieoficjalnie działał nieprzerwanie, wszak w czasie wojny jego profesorowie uczyli studentów tajnie.

Czas Polski Ludowej nie był dla KUL-u, jak łatwo się domyślić, czasem łatwym. Początkowo nowe władze były uczelni przychylne, ale wnet to się zmieniło: stawiała ona bowiem opór, oczywiście, opór intelektualny, propagowanej przez nie doktrynie marksistowskiej i narzucanemu przez nie systemowi totalitarnemu. Stopniowo na wielu polach utrudniano więc funkcjonowanie wszechnicy, m.in. upaństwowiono majątek ziemski (ponad 6 tys. ha w powiecie bydgoskim), dar hr. Anieli Potulickiej na rzecz KUL-u z 1925 r., stanowiący podstawowe źródło finansowania akademii, zakazano przyjmowania studentów na niektóre kierunki, ks. Antoniego Słomkowskiego pozbawiono urzędu rektorskiego, zwlekano z zatwierdzaniem habilitacji przeprowadzanych na KUL-u, blokowano wyjazdy zagraniczne profesorów KUL-owskich, absolwentom KUL-u odmawiano zatrudnienia w instytucjach państwowych, cenzurowano publikacje wydawane na KUL-u, stale uczelnię inwigilowano.

Do lat 90. Katolicki Uniwersytet Lubelski Jana Pawła II (tak od 2005 r. brzmi oficjalna nazwa uczelni) znów swobodnie się rozwija. Dziś jest KUL wszechnicą niepubliczną, posiadającą jednak prawa uczelni publicznej i finansowaną z budżetu państwa na zasadach uczelni publicznych – jakkolwiek w dalszym ciągu utrzymuje się również z ofiar darczyńców. Społeczność KUL-u liczy ponad 12 tys. studentów i doktorantów, w tym prawie 700. to cudzoziemcy; najwięcej obcokrajowców jest z Ukrainy, Białorusi, Hiszpanii i Nigerii. Żakowie ci uczą się na 8. wydziałach, z których 3 w trakcie ostatniej oceny (ewaluacji) ministerialnej uzyskały najwyższą notę (kategorię A), oraz w Kolegium Międzyobszarowych Indywidualnych Studiów Humanistyczno-Społecznych na łącznie ponad 70. kierunkach studiów pierwszego i drugiego stopnia, a także jednolitych magisterskich (dla porównania: UW to ok. 51 tys. studentów i 21 wydziałów, UJ – 44 tys. studentów i 15 wydziałów (największe uniwersytety w Polsce), UWr – 26 tys. studentów i 10 wydziałów, UŚ – 26 tys. studentów i 7 wydziałów, UO – 9 tys. studentów i 9 wydziałów (uniwersytety nam najbliższe), UKSW – 19 tys. studentów i 10 wydziałów, UPJPII – 3 tys. studentów i 6 wydziałów (polskie uniwersytety katolickie).

Moje wrażenia z bytności na KUL-u

KUL nie odgrywa już obecnie takiej roli, jaką odgrywał ongiś, zwłaszcza u swego zarania, kiedy był jedyną uczelnią katolicką w Polsce, i w PRL-u, kiedy stanowił silny ośrodek podejmujący merytoryczną dyskusję z marksizmem. A zatem, po pierwsze, zmiana kontekstu politycznego osłabiła jego pozycję. Po drugie natomiast, sądzę, że do osłabienia pozycji KUL-u przyczyniło się powstanie w Polsce wielu wydziałów teologicznych. Sprawiło to, co postrzegam jako zjawisko pozytywne, by nie powiedzieć, że opatrznościowe, że teologia polska mogła stać się bardziej pluralistyczna: w tym sensie jest obecnie pluralistyczna, że nie uprawia się jej wyłącznie niemal na modłę KUL-owską.

Nie mogę mówić o KUL-u jako takim, bo KUL-u w całej jego rozciągłości nie znam. Mogę natomiast powiedzieć o KUL-u, jakiego doświadczyłem w czasie dotychczasowych moich studiów na dwóch wydziałach, filozoficznym i humanistycznym. Nikogo tu chyba nie zaskoczę: dał mi się KUL poznać jako całkiem przyzwoita uczelnia, „robiąca” rzetelną naukę i tak samo rzetelną dydaktykę. Chciałbym, żeby fakt ten stanowił markę mojej Alma Mater. To, co proponuje KUL, to nie jest jakaś poszerzona katecheza (tak kiedyś usłyszałem). To, jak mi się wydaje, normalna akademicka oferta. Są tu różne możliwości, naukowe i nienaukowe. Są tu problemy, np. z utrzymaniem przy życiu humanistyki, lecz nie przypuszczam, by gdzie indziej tych problemów, albo problemów bardzo podobnych nie było. Są tu profesorowie, jak to zwykle z profesorami bywa, wielcy, przeciętni i mierni. Tym niemniej jestem głęboko przekonany, że można się tu, na KUL-u, wszechstronnie i zdrowo rozwijać.

Niekiedy, przy różnych okazjach, głównie w trakcie kwest na rzecz KUL-u, muszę wysłuchiwać różnych uwag, bynajmniej nie pochlebnych, na temat katolickości KUL-u. Proszę mi wierzyć, dzielnie uwagi te znoszę; co więcej, zawsze staram się wszystko dyplomatycznie jakoś rozegrać, choć, przyznaję, nie zawsze mi to wychodzi. Cóż, katolicyzm to, szczęśliwie, nie monolit – i nie wszyscy katolicy we wszystkich sprawach myślą tak samo. Tak naprawdę, to jest wiele katolicyzmów; to znaczy: jeden jest katolicyzm, ale, by tak to ująć, w różnych wydaniach. Ostatecznie, katolicyzm każdego z nas jest inny. I fakt ten przejawia się także na mojej Alma Mater, wśród moich nauczycieli, z czego, nie byłbym sobą, gdybym tego nie dorzucił, bardzo jestem dumny, bardzom kontent.

Dobrze mi na KUL-u. Już się tam zadomowiłem. Choć nie wszystko mi tam odpowiada. I dobrze mi siedzieć w szkolnej ławie. Chętnie przysłuchuję się rozmaitym debatom, chętnie słucham mądrych profesorskich wywodów. No, może nie bardzo przepadam za wulgarnym wkuwaniem na blaszkę; ale nie ma rady, jakieś minusy zawsze być muszą. Wiele ze swojej bytności na KUL-u korzystam. Lubię chodzić do szkoły – bo i co mi zostało? I czasem tylko myślę sobie, jak to będzie, kiedy szkoły już nie będzie…

  • Numer: 30 (1362)
  • Data wydania: 24.07.18
Czytaj e-gazetę