środa, 20 listopada 2024

imieniny: Anatola, Rafała, Edmunda

RSS

Myśliwy wystartuje z pozytywną motywacją. Marzy mu się idealna rada miasta

26.06.2018 00:00 red

Robert Myśliwy – naczelnik wydziału edukacji, kultury i sportu w urzędzie miasta, były radny miejski zapowiedział, że jesienią wystartuje w wyborach na prezydenta Raciborza. Zapytaliśmy go o powody tej decyzji i aktualnie podejmowane działania

– Dlaczego chce pan zostać prezydentem Raciborza?

– Moją motywacją do startu jest przekonanie, że czas pana prezydenta Mirosława Lenka z powodów naturalnych powoli mija. Oczywiście to wyborcy przy urnach zdecydują, czy nadszedł już ten moment. Wydaje mi się, że 12 lat to okres, w którym można w pełni uzewnętrznić wszystkie swoje pomysły. Nie uważam, jak niektórzy, że Racibórz jest w ruinie a miastem rządzi patologiczny układ. Sądzę jednak, że przyszedł czas, by tchnąć nowego ducha w raciborski samorząd. Zakładam, że jest grupa wyborców, którzy myślą podobnie i do nich kieruję swoją ofertę.

– W przeszłości ubiegał się już pan o fotel prezydenta, ale nieskutecznie. Wtedy pokonał pana M. Lenk.

– To było 8 lat temu. Z obecnej perspektywy cieszę się, że wtedy nie wyszło. Dziękuję losowi, że dane mi było jeszcze przez kilka kolejnych lat zdobywać samorządowe doświadczenie. Byłem wtedy znacznie mniej przygotowany do tej roli niż dziś. Od przeszło 3 lat pośrednio zarządzam 40 procentami budżetu miasta i nadzoruję 26 miejskich jednostek. Wiadomo, że z prezydentem Lenkiem trudno jest mierzyć się na staż. Nie ma tu konkurencji. To argument ważny, ale jednak nie decydujący w wyborach. Gdy porównam się z pozostałymi ewentualnymi kandydatami to nie sądzę abym musiał mieć kompleksy – ani jeśli chodzi o wykształcenie, ani tym bardziej doświadczenie samorządowe.

– Z rywali do prezydenckiego wyścigu „odkrył się” dotąd tylko Dariusz Polowy.

– Jeżeli ktoś na 4 miesiące przed wyborami nie wie, czy chce być prezydentem, to sam stawia siebie w mało poważnej roli. A jeżeli wie, a tylko mówi, że nie wie, to też nie najlepiej o nim świadczy. Uczciwe podejście do sprawy i ludzi wymaga jasności. Przypuszczam, że będzie 5 kandydatów a zwycięzcę wyłoni druga tura.

– W jaki sposób przygotowuje pan swoją ofertę dla wyborców?

– Jesienią położę na stole swoje propozycje: programową i personalną. Chcę by Raciborzanie mieli rozsądny wybór. Nie tylko pomiędzy obecnym prezydentem, a jego przeciwnikami. Chciałbym pokazać, że można startować z pozytywną motywacją. Niekoniecznie „przeciw” ale „za”. Za rozwiązaniami, które mogą łączyć, a nie dzielić raciborzan.

– Co udało się panu już zrobić w tym kierunku?

– Ostateczną decyzję o starcie podjąłem przeszło miesiąc temu. Zacząłem od rozmów na ten temat z ludźmi. Na pierwszych 10 osób – 9 odpowiedziało pozytywnie. To było budujące. Pomyślałem, że proponowana przeze mnie oferta środka ma rację bytu. W ciągu kolejnych dwóch tygodni na 75 osób współpracy odmówiło mi zaledwie 13. Były to życzliwe odmowy. Dziś praktycznie codziennie spotykam się z ludźmi, którzy wyrazili wolę współdziałania. Przedstawiam swoje motywacje, ujawniam program i nazwiska tych, którzy dotychczas odpowiedzieli „tak”. Liczy się szczerość i pełen przegląd sytuacji.

– Jak dobiera pan ludzi, których zaprasza do współpracy?

– Wyobraziłem sobie swoją idealną radę miasta, złożoną z ludzi, pochodzących z różnych części miasta, różnych środowisk zawodowych, obszarów aktywności społecznej. Kogo widziałbym, jako swojego reprezentanta w radzie? Na kogo ja jako wyborca najchętniej bym zagłosował? Od tego klucza zacząłem. W tej chwili finalizujemy listę do rady miasta i mam już sporo kandydatów do rady powiatu. Odbiór był na tyle dobry, że postanowiliśmy zawalczyć o pełną pulę.

– Jakimi kryteriami kieruje się pan przy doborze współpracowników?

– Nie ma znaczenia, czy ktoś ma serce po prawej, czy lewej stronie. Czy kibicuje takiej czy innej partii. Na poziomie samorządowym różnice ideologiczne powinniśmy schować do kieszeni. Zwracam się do ludzi patrzących częściej w przyszłość niż w przeszłość, którzy mają w sobie wrażliwość społeczną, chcą angażować się w sprawy publiczne i wiem, że zrobią to dobrze. Wyszukuję osoby, które mają swój dorobek zawodowy; mogą się czymś wykazać. Nie szukam pomocy. Chcę, by moi współpracownicy decydowali się na udział w wyborach ze względu na własną ambicję. Szukam tych, którzy świadomie chcą zostać samorządowcami. Ze wszystkimi konsekwencjami – pozytywnymi i negatywnymi. Będąc radnym zyskuje się wprawdzie wpływ na otaczającą nas rzeczywistość, ale ma się też swoich przeciwników. Trzeba umieć sobie z tym poradzić. To bardziej zaproszenie do lokalnego piekiełka, niż raju. Wierzę, że ludzie

porządni, mają szansę zmienić nasz samorząd w bardziej przyjazny.

– Do wyborów pójdzie pan jako urzędnik, szef wydziału i podwładny obecnego prezydenta. Firmuje pan jego sprawowanie władzy w mieście.

– Uważam, że obecna kadencja była naprawdę dobra. Wiele rzeczy nam, raciborzanom wyszło. Sporo się zmieniło. Skala zmian personalnych imponuje. Odbyło się kilkanaście konkursów na dyrektorów szkół i przedszkoli. Nastąpiły zmiany na stanowiskach naczelników, dyrektorów RCK, OSiR, ZOPO, prezesa PK, wiceprezydenta. Kadra zarządzająca mocno odmłodniała. Kto dziś nazywa urząd betonowym, postępuje nieuczciwie. Udało się zaktywizować samorząd pod kątem promocji terenów inwestycyjnych i obsługi inwestora. Ostatnie lata były bardzo dobre jeśli chodzi o promocję gospodarczą. Rozwinęła się strefa ekonomiczna, mamy

bulwary nadodrzańskie, organizujemy cyklicznie spotkania z przedsiębiorcami, wyremontowaliśmy sporo kamienic, wybudowaliśmy kolejne mieszkania, pozyskujemy unijne pieniądze – zaczynają się rewitalizacje placu Długosza, ulicy Długiej i starej komendy policji, mamy budżet obywatelski, inicjatywę lokalną, konsultacje społeczne... Przed nami budowa drogi Racibórz–Pszczyna, mamy FRU, Intro Festival i najlepszą od lat współpracę z sektorem organizacji pozarządowych. Obronną ręką przeszliśmy przez trudną reformę oświaty. Zinformatyzowaliśmy nasze placówki, mamy program bezpłatnych lekcji pływania i profilaktyki wad postawy finansowany ze środków zewnętrznych. Rozwijamy obóz wypoczynkowy w Pleśnej… Poza tym nastąpił okres głębokiej demokratyzacji życia publicznego w samorządzie. Zapowiadałem tę zmianę mówiąc 4 lata temu „Nowinom” o kresie pewnej epoki.

Oczywiście jest wiele do zrobienia, a i porażek nie dało się uniknąć. Wiele wyzwań przed nami: komunikacja, gospodarka komunalna, oświata, promocja…

– Dotąd ci, co chcieli przejąć władzę w mieście, tylko krytykowali władzę.

– Pewnie i w tym roku nasz świat jesienią podzieli się na Lenka i Anty-Lenków. Zamiar odsunięcia od władzy obecnego prezydenta, jak słyszę, jest główną motywacją moich konkurentów. Ja widzę możliwość współpracy zarówno z obecnym prezydentem jak i jego opozycją. Moi potencjalni rywale to porządni ludzie. Większość znam osobiście. Każdy z nas ma szansę na wygraną w tych wyborach. Każdy stanie potem przed dylematem w jaki sposób poukładać stosunki w radzie, żeby jego rządy były efektywne. Żeby wygrana mogła przekuć się w sukces wszystkich raciborzan.

Dlatego od krytyki ważniejsza jest odpowiedź na pytanie, jaki Racibórz chcemy zostawić przyszłym pokoleniom.

– Wszystkim, którzy walczą o prezydenturę zależy na dobru mieszkańców.

– Zapewne tak, choć każdy nieco inaczej to dobro definiuje. By je zrealizować nie wystarczy wygrać wyborów. Trzeba mieć jeszcze zdolność koncyliacyjną do stworzenia skutecznej większości w radzie. Trzeba umieć przekonywać do swych racji politycznych adwersarzy. Trzeba mieć zdolność do porozumiewania się. To ważne w kontekście spraw strategicznych. Rzeczy najważniejsze powinny być naszą zbiorową ambicją i powinny być wolne od bieżących rozgrywek politycznych. To muszą być 3 – 4 priorytety na kadencję.

Liczę na współpracę i konsensus w przyszłej radzie miasta i powiatu. Dziś ze smutkiem, a nierzadko zażenowaniem patrzę na stosunki w samorządzie, poziom argumentacji oraz jakość sporu politycznego. Trudno mi zrozumieć, jak np. można głosować przeciw zadaniom, które samemu postulowało się w okresie kampanii wyborczej. Bywa, że częściej myśli się o szachowaniu przeciwnika, niż o tym co jest ważne dla miasta. Od charyzmy prezydenta będzie zależała umiejętność stworzenia skutecznej większości. Jestem kandydatem, który na stole stawia ofertę porozumienia, a nie wojny.

– Wybory to walka pomiędzy kandydatami. Liczy pan na fair play?

– Tak, na to liczę. Przyjdzie przecież moment gdy będziemy musieli usiąść przy jednym stole i normalnie ze sobą rozmawiać. Jeżeli obrzydzimy sobie siebie nawzajem w kampanii wyborczej, to taka rozmowa będzie o wiele trudniejsza, o ile w ogóle możliwa. Niech to będzie dla nas wszystkich przestrogą, by nie sprzedawać mrzonek, nie siać uprzedzeń i nie podkręcać, nie podbijać narracji bitewnej w okresie kampanii.

Rozmawiał Mariusz Weidner

  • Numer: 26 (1358)
  • Data wydania: 26.06.18
Czytaj e-gazetę