środa, 20 listopada 2024

imieniny: Anatola, Rafała, Edmunda

RSS

Nie stoimy w miejscu

05.06.2018 00:00 red.

O zmianach kadrowych, planach na przyszłość i problemach, z którymi boryka się w dzisiejszych czasach Społem PSS z prezes Urszulą Wawrzyk rozmawia Katarzyna Gruchot.

– Jakie problemy musi pokonywać na co dzień prezes PSS Społem?

– Jak większość pracodawców, nie mam ludzi do pracy. Jeśli chodzi o administrację to w ciągu 4 – 5 lat odejdą na emeryturę wszystkie te osoby, które zaczynały ze mną. O ile do pracy w biurze znajdą się jacyś chętni, to z produkcją jest już gorzej. W ciastkarni większość doświadczonych pracownic jest już na emeryturze, a młodzi do takiej pracy się nie garną. Kiedyś mieliśmy po dwadzieścia czy trzydzieści uczennic, a dziś są trzy, które zostały nam w spadku po Novexie. Młodzi wciąż szukają czegoś nowego i często zmieniają pracę. My zaś szukamy ludzi z doświadczeniem, którzy potrafią wziąć na siebie odpowiedzialność materialną za powierzony im towar i majątek. I z tym jest największy kłopot. Przyjęłam do pracy nowego informatyka, który ma się zająć naszą stroną internetową. W „Raciborskiej” Jana Kuchcińskiego zastąpiła na stanowisku kierownika Teresa Kowalewska, która wprowadza naszego nowego pracownika Michała Marcyniuka w funkcjonowanie lokalu. ma wiele pomysłów, ale żeby móc je realizować, najpierw musi się uporać z problemami kadrowymi.

– A nasi sąsiedzi z Ukrainy mieliby szansę na pracę w Spółdzielni?

– A dlaczego nie? Każdy nowy pracownik wnosi ze sobą coś nowego, obojętnie kim by nie był. Jeden dobry pomysł jest nieraz więcej wart niż wieloletnie doświadczenie, na które pracował ktoś inny. Chętnie zatrudniłabym ich w gastronomii, na produkcji czy w handlu. Panie mogłyby się świetnie sprawdzić jako kelnerki. Jesteśmy uczciwą firmą. W spółdzielni jeszcze nikt nikomu nie zrobił krzywdy.

– Pracodawca idealny?

– Nie możemy sobie pozwolić na oferowanie takich płac, jakie niektórzy dostaliby pracując za granicą, ale jeśli chodzi o atmosferę pracy, to nikt nie może narzekać. Patrząc na zasady, które od lat obowiązują w Społem PSS, mogę zapewnić, że każdy pracownik może liczyć na naszą pomoc. Pracuję tu czterdzieści lat i spędzam w spółdzielni 3/4 swojego życia. Nieraz żartuję, że mojego byłego szefa znałam lepiej niż męża, a moi pracownicy to druga rodzina. Wiem komu się urodziło dziecko, kto zachorował, a komu zmarła matka. Ta więź między pracownikami procentuje w kontaktach z klientami. Ekspedientki pracujące w tych samych sklepach po kilkanaście lat dobrze znają mieszkańców i ich potrzeby. W centrum mamy zazwyczaj duży ruch, ale na obrzeżach miasta pracownice Społem są nieraz jedynymi osobami, z którymi może porozmawiać osoba samotna, czująca się w hipermarkecie obco.

– Co robicie żeby nie zostać w tyle za marketami?

– W styczniu przeszkoliliśmy 90 procent załogi wszystkich sklepów w zakresie obsługi klientów i wykładania produktów. Nie we wszystkich placówkach możemy mieć pełny asortyment towarów, które chcielibyśmy sprzedawać. Nieraz nie mamy na to miejsca, innym razem decydują względy ekonomiczne. Na przykład w sklepie przy ulicy Kozielskiej nie sprzedają się warzywa, bo Stara Wieś słynie z ogrodnictwa i prawie przy każdym domu coś się uprawia. Zawsze jednak pozostaje rozmowa z klientem, a ja uważam, że to 3/4 sukcesu, tylko trzeba wiedzieć jak to robić. Ja sama wiele razy idąc na zakupy jestem niezdecydowana i oczekuję, że to sprzedawca podsunie mi pomysł na przykład na obiad.

– I jakie pomysły podsuwają ekspedientki PSS-u?

– Dziś zagonieni klienci szukają gotowych i szybkich rozwiązań, dlatego bardzo popularne stały się produkty dostępne na naszych stoiskach garmażeryjnych. Są to na przykład łazanki, zajączki, kotlety, sałatki czy surówki. Wszystkie są przygotowywane na bieżąco przez restaurację „Raciborską”, która od lat słynie z domowej kuchni. Chcielibyśmy ten rodzaj usług rozszerzyć i zwiększyć, ale najpierw musimy się uporać z brakiem ludzi do pracy w kuchni.

– Jak wolne od handlu niedziele wpłynęły na waszą kondycję finansową?

– Jest lepiej niż się spodziewałam. Wcześniej mieliśmy w niedziele otwarty tylko jeden sklep spożywczy w rynku, który żadnych kokosów z tego powodu nie przynosił, więc nie mam czego żałować. Teraz w piątki i soboty mamy dużo większe obroty niż przed zmianą przepisów, bo ludzie wiedząc, że nie zrobią zakupów w niedzielę, kupują na zapas. Zdaję sobie sprawę z tego, że to stan przejściowy, bo w końcu wszyscy przyzwyczają się do nowej sytuacji, ale na razie nie mogę narzekać.

– Wyremontowany sklep przy rynku jest powodem do dumy?

– Chcieliśmy połączyć tradycję z nowoczesnością. Pieczywo, ciastka, alkohole i dział wędlin oraz mięsa jest nadal obsługiwany przez ekspedientki stojące za ladą. W prawej części lokalu znajduje się sklep samoobsługowy z kasjerkami, a w nim reszta towarów takich jak warzywa, owoce, nabiał, napoje czy słodycze. Oprócz marmurowych podłóg, które są nadal w doskonałej formie, wszystko inne zostało wymienione. Remont trwał sześć tygodni i w tym czasie część asortymentu przenieśliśmy do pobliskiej ciastkarni. Jeszcze w tym roku planujemy remont dolnej elewacji.

– A co w najbliższych planach?

– W ciągu ostatnich lat udało nam się odnowić wszystkie palcówki handlowe w mieście. Gruntowny remont przeszedł sklep w Studziennej, przy ulicy Kozielskiej i na Ocicach. Przejęliśmy budynek po Novexie przy ul. Książęcej, który odświeżyliśmy w środku. Jak na razie mamy pecha, bo w okresie przed świętami i długim weekendem remontowano tam najpierw chodniki a teraz drogę, więc spodziewanych wcześniej obrotów nie było. Dwa lata temu sprzedaliśmy lokal po byłej kuchni – matce, który stał przy ulicy Różanej. W tym roku wystawimy do sprzedaży kamienicę przy rondzie „Nerka” i budynek po „Praktycznej Pani” przy placu Wolności, bo na każdy nowy pomysł potrzebne są pieniądze. Nie jesteśmy już w mieście potentatem, bo mamy tylko 14 placówek, a kiedyś było ich nawet osiemdziesiąt, ale zmieniały się czasy, ustrój, przepisy, a my wciąż jesteśmy i nie stoimy w miejscu.

  • Numer: 23 (1355)
  • Data wydania: 05.06.18
Czytaj e-gazetę