środa, 20 listopada 2024

imieniny: Anatola, Rafała, Edmunda

RSS

Ks. prałat Carl Ulitzka – kapłan i polityk

22.05.2018 00:00 red.

ks. Jan Szywalski przedstawia

Jako polityk może był kontrowersyjny, ale jako kapłan jednoznacznie dobry i gorliwy.

W tym roku mija 65 lat od jego śmierci. Polacy zarzucali mu proniemieckie nastawienie, a Niemcy propolskie. To już świadczy o jego środkowej linii. Widział przede wszystkim ludzi, Górnoślązaków, i traktował ich takimi jakimi byli. Był politykiem, członkiem Reichstagu, ale także kapłanem, duszpasterzem.” Czuł lud, był uwielbiany przez swoich starowiejskich parafian, cieszył się wielkim autorytetem na Śląsku i nazwano go Niekoronowanym Królem Górnego Śląska.

Zarys życia

Urodził się 24 września 1873 r. w Jaronowie k. Baborowa. Średnie wykształcenie zdobył w Raciborzu w Królewskim Gimnazjum Ewangelickim (dziś Ekonomik), które wydało wiele wybitnych postaci. Teologię studiował we Wrocławiu, i tu 21 czerwca 1897 r. otrzymał święcenia kapłańskie z rąk kard. Koppa. Był wpierw wikarym w Kluczborku, ale już po czterech latach samodzielnym duszpasterzem i administratorem w Bernau k. Berlina. Pracował tam dziewięć lat i zdołał wybudować aż dwa nowe kościoły dla katolików żyjących w diasporze wśród ewangelików. Trzeba wiedzieć, że diecezja wrocławska był wtedy ogromna, rozciągnęła się od Katowic po tereny na północ od Berlina.

15 marca 1910 r. został wprowadzony jako proboszcz do świeżo wybudowanego kościoła św. Mikołaja w Raciborzu Starej Wsi po ks. Breslerze.

Zaangażowanie polityczne

Niemcy po I wojnie światowej stały się republiką. Czasy były bardzo trudne i burzliwe. Wyrastały nowe partie, często o skrajnych zasadach: socjaliści, komuniści, faszyści. Odpowiedzią ludu było powołanie w 1918 r. Katolickiej Partii Ludowej (Katholische Volkspartei), której przewodniczącym został ks. Ulitzka. Była ona częścią ogólnochrześcijańskiej partii Centrum (jej spadkobiercą jest obecna CDU).

W latach 1920 – 1933 r. ks. Ulitzka był członkiem niemieckiego parlamentu Reichstagu. Musiał być przystojnym mężczyzną skoro mówiono o nim: „Der schöne Mann im Reichstag“. „Ach, unser Herr Prälat!” – wzdychały starowieścianki na jego widok.

Mimo mandatu poselskiego nie zaniedbywał obowiązków duszpasterskich. Z Berlina kursował wtedy na Bałkany pociąg Orient Express z przystankiem w Raciborzu, co pozwalało mu szybko i wygodnie łączyć dwie funkcje. Przez robocze dni tygodnia był w Berlinie, a w niedzielę w parafii. W swoim kościele św. Mikołaja miał wikarych, którym mógł zaufać i powierzyć prace duszpasterskie. Kilku z nich osiadło później, jako proboszczowie, w pobliżu Raciborza, najczęściej w nowo utworzonych parafiach: ks. Melzer w Studziennej (1918 r.), ks. Gade w Ocicach (1937 r.), a ks. Spyrka u Matki Bożej (1937 r.).

W polityce był zwolennikiem szerokiej autonomii Górnego Śląska w ramach Rzeszy niemieckiej. Może nawet marzył o niezależności Śląska, o „Wschodniej Szwajcarii”, ale był realistą, wiedział, że wielcy sąsiedzi nie pozostawią w spokoju bogatego w dobra naturalne Śląska. Dlatego postawił na szeroką autonomię Górnego Śląska przy niemieckiej Rzeszy w odróżnieniu od Korfantego, który widział Śląsk po polskiej stronie.

Znał i czuł swoistość Górnego Śląska: najpierw, że był katolicki (w odróżnieniu od Dolnego Śląska), że ludność tutejsza mówi swoistą gwarą, pozostałą po staropolskim języku, oraz, że Śląsk jest bogaty w zasoby naturalne, tak, że mógłby prosperować samodzielnie. Dlatego optował za szeroką autonomią Śląska na zasadzie odrębnej prowincji w niemieckiej Rzeszy. Z Niemcami Śląsk był związany od kilku wieków i według niego po tej stronie miał większe szanse rozwoju niż przy odrodzonej dopiero co Polsce.

Brał aktywny udział w plebiscycie, czasem oklaskiwany, czasem wygwizdany. Strona niemiecka plebiscyt wygrała, ale strona polska chwyciła za broń w trzech powstaniach, które miały wpływ na Międzynarodową Komisję decydującą o granicy polsko-niemieckiej, która rozdwoiła Górny Śląsk.

Ks. Ulitzka boleśnie odczuł podział Górnego Śląska, w sarkastycznej mowie dał temu wyraz w Reichstagu, porównując go do operacji na żywym ciele.

Wygnanie

W 1933 r. do władzy w Niemczech doszedł Hitler. Wszystkie partie, z wyjątkiem faszystowskiej NSDAP, zostały rozwiązane. Posłowie utracili mandaty, utworzony został nowy, jednopartyjny, Reichstag. Ks. Ulitzka utracił wszelki wpływ polityczny, teraz był tylko duszpasterzem. Na Starej Wsi były polskie i niemieckie nabożeństwa; ks. Ulitzka głosił zarówno polskie jak i niemieckie kazania, obydwoma językami władał bowiem biegle. W parafii były polskie i niemieckie kongregacje, a ks. Ulitzka był opiekunem polskiej kongregacji.

Małe wspomnienie, które znam od ks. Wańka: Ks. Ulitzka przeszedł się między uczniami na lekcji religii, która też była prowadzona w dwóch językach. Zauważył dziecko, o którym wiedział, że w jego domu rozmawiano po polsku; wziął więc dziecko za rękę i z niemieckiej grupy przeprowadził do polskojęzycznej.

Członkowie brunatnej partii próbowali przeszkodzić polskim nabożeństwom, utworzyli kordon przed kościołem, by nie dopuścić na nie ludzi. Ks. Ulitzka wyszedł do nich, rozdzielił blokadę i wprowadził wiernych do świątyni.

Gestapo miało go na oku. W lipcu 1939 r. musiał pójść na wygnanie, miał zakaz przebywania na Śląsku. Udał się do Berlina i tam był kapelanem sióstr zakonnych. W październiku 1944 r., po zamachu na życie Hitlera, został osadzony wpierw w więzieniu, a potem odesłany do obozu w Dachau. Niespodziewanie został jednak po czterech miesiącach zwolniony. Wrócił do sióstr w Berlinie i tam pozostał do końca wojny.

Powojenne czasy

Ciągnęło go z powrotem na Śląsk, do Raciborza, do swojej parafii. Prawie piechotą doszedł do Raciborza 5 sierpnia 1945 r. Niestety, nie była to już ta dawna katolicka Polska. Gdy chciał złożyć wizytę nowym władzom miejskim, nie przyjęto go. Zły znak! Dawny zaufany powstaniec po przyjacielsku uprzedził go, że jest osobą niechcianą i że gotuje się nawet zamach na niego. Tydzień po powrocie, 12 sierpnia, cicho opuścił Racibórz i znów udał się do Berlina. Zapewne myślał, że po pewnym czasie wszystko się unormuje, i będzie mógł wrócić i duszpasterzować w swej parafii. Mylił się. Swej parafii już nie zobaczył, choć tytuł proboszcza parafii św. Mikołaja nosił do końca życia. Ks. Poloczek, były wikary, był do jego śmierci tylko administratorem parafii.

W Berlinie był dalej kapelanem sióstr przy szpitalu. Należał do Ziomkostwa Ślązaków, pomagał wygnańcom i uchodźcom ze Śląska.

Smutny koniec wielkiego człowieka

Umarł krótko po swoich 80. urodzinach 12 października 1953 r. i został pochowany na ewangelickim cmentarzu w Berlinie Karlshorst. „Umiłowałem sprawiedliwość, [...] dlatego umieram na wygnaniu”

– te gorzkie słowa wyrzekł kiedyś św. papież Grzegorz VII, uwikłany w spór o inwestyturę z cesarzem Henrykiem IV. Te słowa można włożyć w usta ks. Ulitzki, który chciał służyć ludowi śląskiemu, tak, jak mu dyktowało sumienie.

W setną rocznicę jego przybycia na Starą Wieś w 2010 r. staraniem ks. proboszcza Adamowa odsłonięto w kościele św. Mikołaja dwujęzyczną tablicę pamiątkową. Ale to jest wszystko, co upamiętnia tego wybitnego raciborzanina; nie ma żadnej ulicy jego imienia, nie ma żadnego pomnika, nie ma nawet grobu w Raciborzu. Była myśl, by jego imieniem nazwać rondo obok kościoła św. Mikołaja lecz Rada Miejska była przeciwna. Podobnie przepadł projekt, by jedna z nowych ulic w Ocicach, gdzie był inicjatorem budowy nowego pięknego kościoła, nosiła jego nazwisko.

Miejmy nadzieję, że władze miasta kiedyś upamiętnią tę wybitną postać, która jest częścią historii Śląska i Raciborza i poniekąd ją też kształtowała.

  • Numer: 21 (1353)
  • Data wydania: 22.05.18
Czytaj e-gazetę