Jesteśmy odpowiedzialni za to co oswoiliśmy
Gdyby deklarujący swą miłość do czworonogów mieszkaniec raz w miesiącu przyszedł do raciborskiego schroniska, to każdy z psów miałby trzy razy w tygodniu spacer – namawia raciborski radny, a jednocześnie przyjaciel zwierząt Marek Rapnicki.
Dla przebywających tam bezdomnych czworonogów, wcześniej udomowionych, to dziś nie pusta miska – o zapełnienie, której mocno starają się pracownicy przytuliska – ale brak kontaktu z człowiekiem i niemożność wyjścia poza kraty kojca staje się poważnym problemem.
Marek Rapnicki nie ukrywa, że kocha zwierzęta, poprzez internet interesuje się losem tych porzucanych w Polsce, ale w obawie co może zobaczyć, zawsze bał się zajrzeć do schroniska w Raciborzu. Zmotywowała go wiadomość o owczarkach, które trafiły tam w styczniu z hodowli. Ponieważ sam ma pięknego Odysa uznał, że psia rodzina jest w potrzebie, trzeba więc pójść i sprawdzić co się dzieje. – Poznałem schronisko, poznałem panią Małgosię i od dwóch miesięcy regularnie bywam tam, aby wyprowadzać psy – opowiada. Co więcej, przygotowuje się do wzięcia suki owczarka niemieckiego. A ciągle można wybierać, ponieważ w schronisku nadal jest około 30 czworonogów tej rasy.
– Schroniska są potrzebne, również w takich miastach jak Racibórz, a to schronisko – na moje sumienie – jest wzorowo prowadzone. Wraz z powiększeniem prawie o jedną trzecią psiej rodziny, większe stają się też potrzeby kontaktu zwierzęcia z człowiekiem. Z doświadczenia wiem, że jak się już ma owczarki, to człowiek lepiej je rozumie. Czasem mały kundelek łatwiej znajdzie dom, niż duży pies, którego ludzie z reguły boją się – tłumaczy radny.
Dziś nie każdy może wziąć do domu psa, ale każdy może wyjść z nim na spacer. Wystarczy przyjść do schroniska. – Któregoś weekendu naliczyliśmy ponad 20 osób spacerujących ze schroniskowymi pieskami na wałach – zachęca do kontaktu z tym najlepszym przyjacielem człowieka. Opowiada też o poznanej tam starszej pani, która wyprowadza pięć psów. – Przy mnie dwaj chłopcy zabrali do domu 15-letniego psa, w którym ich mama rozpoznała na zdjęciu błąkającego się po Bełsznicy czworonoga. To heroizm wziąć stare zwierzę – mówi wzruszony Marek Rapnicki.
Kierująca przytuliskiem Małgorzata Malik-Kęsicka wraz ze swą ekipą pracowników stara się stwarzać, jak najlepsze warunki skazanym na bezdomność zwierzętom. – To ludzie z sercem, a psy i koty to nie dodatek, ale istota ich pracy – ocenia zaangażowanie radny.
I dodaje: – Jestem szczęśliwy, że się przełamałem. Kocham psy, ale ciągle stawiałem sobie pytanie, co dotychczas dla nich zrobiłem? Poza tym, że mam własnego, okazuje się, że można zrobić coś więcej. Najprościej oczywiście przywieść worek karmy, ale można też poświęcić trochę czasu i wyjść na spacer. Nie jeden czy dwa razy, ale stale, konsekwentnie, bo zwierzę czeka na kolejne wyjścia. Radny przytacza piękne powiedzenie, doskonale wpisujące się również w relacje człowiek – zwierzę: „Jesteś odpowiedzialny za to co oswoiłeś”.
Kontakt z czworonogami wzbogaca, nie bez powodu mówi się o dogoterapii. Zwierzęta uczą wrażliwości, ale też utrzymują w kondycji, ponieważ dwie godziny na walach czy w lesie, to „zastrzyk” świeżego powietrza i kontakt z naturą. Zachęca, aby się przemóc: – Przyjaciel czeka, a człowiek nawet o tym nie wie.
W życiu Marka Rapnickiego nie zawsze były owczarki. Pierwszy jego pies, to kundelek, który wyszedł na trzech łapach zza osiedlowego śmietnika przy Chełmońskiego. Na dworze był mróz, temperatura sięgała –180 C. – Wracałem z pracy, rzuciłem mu kanapkę. Postanowiłem, że jak dojdzie ze mną do domu, to go wniosę. aby go opatrzyć. I już został – wspomina. Potem był pierwszy owczarek długowłosy, znaleziony na parkingu pod Kielcami. Po wspólnych 11 latach, Marek Rapnicki pozostał wierny tej rasie. – Myślę, że mogę poczekać nawet pół roku i wziąć ostatnią z suk, która przez nikogo nie zostanie zabrana. Zapewnia też, że nawet wtedy, gdy adoptuje kolejne zwierzę, nie przestanie odwiedzać schroniska. – Muszę tam być, choćby raz w tygodniu. Pies czeka, jeśli ma wodę, pełną miskę i spacer, to jest szczęśliwy.
Nie stawia przeszkód zainteresowanym wyprowadzaniem schroniskowych psów, kierownik Małgorzata Malik-Kęsicka. Ważne, aby taka osoba ukończyła 18 lat, a także zapoznała się z regulaminem schroniska oraz podpisała stosowne oświadczenie.
(ewa)
Najnowsze komentarze