Czy sekretarz dotrwa do końca kadencji?
28 lutego podczas sesji rady gminy, wójt Alojzy Pieruszka musiał się tłumaczyć, dlaczego skazana prawomocnym wyrokiem sądu, sekretarz gminy Karina Lassak wciąż nie została zwolniona. Jak się okazało, diabeł tkwi w szczegółach.
O wyroku Kariny Lassak zrobiło się głośno już w dniu jego ogłoszenia tj. 25 stycznia 2018 r., kiedy o sprawie napisał internetowy portal nowiny.pl. Przypomnijmy, że sąd skazał sekretarz gminy za składanie fałszywych zeznań na szkodę Sebastiana Mikołajczyka, zastępcę przewodniczącego rady gminy w Rudniku, sołtysa Brzeźnicy, a prywatnie policjanta. Niedługo po tym, 31 stycznia na sesji rady gminy w Rudniku S. Mikołajczyk zapytał wójta Pieruszkę, jak ten zamierza zareagować na występek swojej podwładnej, a konkretnie jak chce rozwiązać z nią współpracę? Sugerował dalej, że Karina Lassak powinna zostać zwolniona dyscyplinarnie, również ze względu na jej wysokie wynagrodzenie (ponad 70 tys. zł rocznie), które można wykorzystać w inny sposób. Wójt nie chciał wówczas komentować sprawy i obiecał odpowiedzieć pisemnie na następnej sesji.
28 lutego radni zapoznali się z odpowiedzią wójta, choć wielu odebrało ją jako unikanie odpowiedzi. A. Pieruszka napisał krótko, że w sprawach pracowniczych kieruje się zapisami Ustawy o pracownikach samorządowych. Dodał, że jego zdaniem S. Mikołajczyk prowadzi „bezprecedensową kampanię bezprawnych nacisków skierowaną przeciwko pracownikom urzędu gminy w Rudniku”. Na koniec wójt stwierdził, że kampania ta naraża radę gminy na utratę autorytetu, zaufania oraz rangi. To wszystko co znalazło się w odpowiedzi.
Część radnych była tym wyraźnie wzburzona. Wskazywali, że taką odpowiedzią to wójt naraża swój urząd na utratę zaufania, nie wspominając o postawie sekretarz gminy. Każdy, kto chciał dopytać o dalsze losy Kariny Lassak był przez A. Pieruszkę odsyłany do wspomnianej Ustawy o pracownikach samorządowych i zapraszany na rozmowę poza sesją, w biurze wójta, w godzinach pracy urzędu. Zastanawiająca oszczędność w słowach wójta została po chwili rozszyfrowana.
Przewodniczący rady gminy, Mirosław Golijasz przedstawił dokładny zapis owej ustawy i poprosił radcę prawnego gminy o wykładnię, co w tej sytuacji wójt powinien zrobić. Prawnik wyjaśnił, że zgodnie z prawem „najpóźniej po upływie miesiąca” od dnia, w którym wójt uzyskał informację o skazaniu sekretarz, powinien rozwiązać z nią umowę o pracę za wypowiedzeniem. Tak niemal dosłownie brzmi zapis ustawy. Wiadomo więc, że skazana sekretarz nie otrzyma dyscyplinarki, a najzwyklejsze wypowiedzenie, być może nawet odprawę.
Radni dopytywali dalej wójta, czy ten w ogóle posiada informację o skazaniu swojego sekretarza prawomocnym wyrokiem i czy ustawowy termin rozpoczął bieg? Wójt Pieruszka odpowiedział, że taka oficjalna informacja do niego nie trafiła, zaś same doniesienia prasowe czy nawet relacje radnych nie są dla niego wiążące. Stwierdził z uśmiechem na twarzy, że choć interesuje się sprawą, to do urzędu nie wpłynęło żadne pismo z sądu informujące o skazaniu pani sekretarz. To wszystkich zdziwiło, bo sądy z automatu informują o takich wyrokach urzędy. Wtedy na sali ktoś szepnął, że to Karina Lassak kontroluje urzędową pocztę. W tym momencie S. Mikołajczyk wyciągnął ze swojej teczki oryginalny wyrok sądu i przedłożył wójtowi. Ten zerknął, sprawdził pieczątkę i enigmatycznie przytaknął.
Cała dyskusja przebiegała w dosyć nerwowej atmosferze. Radni zastanawiali się, czy wójt nie skorzysta jeszcze z nieprecyzyjnego zapisu „najpóźniej po upływie miesiąca”, który teoretycznie daje mu kolejną możliwość przeciągnięcia sprawy. Najpóźniej po upływie miesiąca to może być jeden dzień, ale jak się uprzeć to i kwartał. Takie interpretacje dobrze znają prawnicy, do których wójt Pieruszka z wykształcenia się zalicza.
(woj)
Komentarz
Dyskusja nad dalszym losem skazanej Kariny L. nie przyniosła w Rudniku żadnych konkretów. Postawa wójta sugeruje, że nie zależy mu na szybkim rozwiązaniu umowy z sekretarz. Wręcz przeciwnie. Przez ostatnie lata tworzyli przecież zgrany tandem, w którym Karina L. była co najmniej jego prawą ręką. Są jednak sytuacje, kiedy ochrona „swoich” przestaje być zasadna. Powinna być wręcz niedopuszczalna na pewnych stanowiskach. Uzasadnienie wyroku sądu nie pozostawia złudzeń, że Karina L. dopuściła się karygodnego czynu, próbując zniszczyć życie zawodowe i osobiste niewinnej osoby. Obrona takich zachować, choć nie wyrażana wprost, przypomina to z czym powinniśmy walczyć w naszym życiu publicznym. Kiedy do tego próbuje się odwrócić role i przedstawić poszkodowanego w negatywnym świetle, wówczas powinna zapalić się czerwona lampka. Jeśli chcemy żyć w kraju, gdzie wszyscy są traktowani równo i gdzie nie chroni się posad skazanych kolesiów, byle tylko dotrwali na stołku do końca kadencji, to nie zapominajmy, aby zacząć od swojego podwórka.
Marcin Wojnarowski
Najnowsze komentarze