Wyrwani z szponów śmierci
ks. Jan Szywalski przedstawia
Chrystus jest Panem życia i śmierci. „Mam moc życie oddać i mam moc je znów odzyskać” (J 10,18). Czy Bóg ochrania życie swoich wybranych, czy ratuje ich, nawet cudownie, z opresji, bo ma dla nich specjalne zadania?
W życiorysie papieża Piusa X (Giuseppe Sarto) możemy wyczytać, że w dzieciństwie jako młody ministrant klęczał kiedyś przy ołtarzu służąc do mszy św., gdy zauważył z boku postać, która dawała mu znak, aby wstał i przyszedł do niej. Najpierw uważał to za pokusę, więc skierował znów wzrok na ołtarz, lecz gdy postać ta ponownie przynaglała go, aby do niej podszedł, wstał – a w tej chwili spadła z góry potężna figura na miejsce, gdzie przed chwilą klęczał.
Karol Wojtyła kilka razy ocierał się o śmierć. W czasie okupacji 29 lutego 1944 r. potrąciła go wielka niemiecka ciężarówka wojskowa. Upadł uderzając głową o ostry brzeg krawężnika i utracił przytomność. Zapewne zmarłby, gdyby nie dostrzegła go pani Józefa Florek, pasażerka opustoszałego tramwaju przejeżdżającego obok. Wyskoczyła z pojazdu i pobiegła do leżącego, przekonana, że nie żyje. W tej chwili zatrzymał się także samochód z oficerami niemieckimi. Jeden z nich zbadał Wojtyłę i stwierdzjaąc,że oddycha, zastopował ciężarówkę i zalecił go odwieźć do szpitala. Później, po 50–ciu latach, zapytany, czy wiąże to z zamachem na życie w 1981 r., Jan Paweł II odpowiedział: „Tak, w obydwu wypadkach czuwała nade mną Opatrzność Boża”.
Josef Ratzinger, późniejszy papież Benedykt XVI został jako 17–letni chłopiec wcielony do armii niemieckiej. W swoim życiorysie pisze: „Pod koniec kwietnia 1945 r., lub na początku maja – dokładnie nie pamiętam – zdecydowałem się wrócić do domu. Wiedziałem, że miasto było otoczone żołnierzami, którzy mieli rozkaz na miejscu rozstrzeliwać dezerterów. Dlatego skorzystałem z mniej znanego, prowadzącego poza miasto, skrótu, z nadzieją, że prześliznę się tutaj niezauważony. Jednakże nie udało się. U wylotu tunelu, z którego korzystałem, trzymało wartę dwóch żołnierzy. Dzięki Bogu byli to ci, którzy mieli dość wojny i nie chcieli być mordercami. Oczywiście musieli znaleźć pretekst, aby mnie puścić wolno. Ze względu na zranienie nosiłem rękę na temblaku. Stwierdzili więc: <Kolego, jesteś ranny, idź dalej>. W ten sposób wróciłem szczęśliwie do domu”.
Ks. Paweł Gawron – kręta droga do kapłaństwa.
Wyjątkowe przeżycia miał ks. Paweł Gawron, długoletni proboszcz Gamowa. Przeszedł do kapłaństwa krętą drogą, kilkakrotnie ocierając się o śmierć. Miał jednak dożyć 95 lat, w tym 61 lat kapłaństwa. Dlaczego? Miał zwykłe szczęście, czy Bóg tak kierował jego życiem, bo miał dla niego pewne ważne zadania?
Urodził się w Bytomiu w 1914 r. jako ósme, najmłodsze dziecko. Po plebiscycie w 1921 r. Bytom należał dalej do Niemiec, ale tuż za miastem przebiegała granica z Polską. Rodzina jego była propolskiego nastawienia, dlatego też Paweł chodził do polskiej podstawówki. Po jej ukończeniu czuł potrzebę dalszej edukacji. W Bytomiu było wprawdzie polskie gimnazjum, ale opłaty były za wysokie jak na możliwość rodziny. Jego starszy brat, który był już samodzielny i mieszkał po polskiej stronie w Tarnowskich Górach, zaprosił go do siebie: „przyjdź, opłacę ci naukę”. Wpierw uczęszczał do Niższego Seminarium ojców Salezjanów, tam zdał małą maturę, ale warunkiem dalszej edukacji było wstąpienie do nowicjatu. Nie widział siebie jako zakonnika. Brat jego był na tyle wspaniałomyślny, że opłacał mu gimnazjum w Tarnowskich Górach. Gdy zdał maturę miał już 21 lat. Chciał zostać kapłanem. Jako, że był z Bytomia, zgłosił się do Seminarium Duchownego we Wrocławiu. Niestety, nie przyjęto go, bo miał polską maturę. Pojechał do Krakowa, do Śląskiego Seminarium nowo utworzonej diecezji katowickiej. Nie przyjęto go, bo miał obywatelstwo niemieckie. Pukał do różnych drzwi seminaryjnych, aż na Podlesiu, w diecezji siedleckiej, usłyszał od biskupa „nie interesuje mnie ani świadectwo maturalne, ani narodowość, ale chęć przyjęcia kapłaństwa”.
Uniknął śmierci
W Siedlcach studiował cztery lata, aż do wybuchu wojny.
Aresztowano wszystkich seminarzystów, profesorów oraz pracowników kurii i osadzono w obozie pracy w Ostródzie. W styczniu Himmler nakazał weryfikację: zwolniono czterech, w tym Pawła Gawrona ze względu na niemiecką narodowość, resztę (ok. 160 osób) rozstrzelano. Wrócił do Bytomia. Matka na jego widok zemdlała; dawała już na mszę za jego duszę.
Pracował przez pół roku jako goniec pocztowy. Jednakże z początku we wrześniu 1940 r. został powołany do Wehrmachtu, bo przecież był obywatelem niemieckim. Jako że był klerykiem, został sanitariuszem. Posłano go na front wschodni i przez cztery lata służył rannym żołnierzom. Był aż pod Stalingradem, ale przeżył.
Szkaplerz go uratował
W 1944 r. nastąpił odwrót wojsk niemieckich. Gdzieś na Białorusi zostali otoczeni. Każdy ratował się jak mógł. Złapała ich sowiecka partyzantka NKWD, która tropiła nie tylko Niemców, ale i członków AK.. Rozkaz komendanta brzmiał: „Rozstrzelać!” Dwóch młodych partyzantów wyprowadziło Pawła za obóz i kazali się rozbierać.
Pod koszulą miał szkaplerz z wizerunkiem Matki Bożej. Jeden z partyzantów zapytał: „Ty swiaszczennik?” (Jesteś księdzem?) „Da, ja swiaszczennik”. „Kak da swiaszczennik, idi, uchadi skoryje!” Strzelą w plecy? Padły dwa strzały, ale oddane w powietrze.
Kapłaństwo
W jednej wiosce pukał do drzwi probostwa. Znał ruski język, użyczono mu pomocy.
Znów udał się do Siedlec. Już w październiku 1944 r. zaczęły się dalsze studia. Upragniony sakrament kapłaństwa otrzymał 20 grudnia 1947 r.
Został wikarym w rozległej parafii. Dojeżdżał motorkiem daleko na katechezę. Zdrowie nie wytrzymało, zachorował na zapalenie płuc. Troskliwy biskup posłał go na pół roku do Zakopanego na podleczenie. Po powrocie został katechetą szkolnym. „Był to najowocniejszy okres mojej pracy duszpasterskiej” – mówił później. Kilkunastu jego uczniów zostało kapłanami.
W 1957 r. biskup siedlecki odpowiadając na apel bpa Franciszka Jopa, posłał ks. Pawła do diecezji opolskiej. „Niech ksiądz wyjedzie na Śląsk, tam jest bardziej potrzebny. Ksiądz zna mentalność tamtejszych ludzi i ich język”. W ten sposób wrócił na swą śląską ziemię. Byl najpierw proboszczem w Zabełkowie, a od 1958 r. w Gamowie. To była jego „jedna parafia i jedna miłość”. Był tam przez 27 lat, aż ze względów zdrowotnych przeszedł na emeryturę. Zmarł 21 lutego 2009 r.
Tajemnicze plany Boże
Dlaczego Bóg nie dał mu zginąć? Jakie miał dla niego szczególne zadanie? Jeden z proboszczów wyznał pod koniec swojego życia: „Jeśli przez ze mnie choć jedna dusza została zbawiona, moje kapłaństwo nie było daremne”.
Najnowsze komentarze