Wtorek, 19 listopada 2024

imieniny: Elżbiety, Seweryny, Salomei

RSS

Podawała piłki mistrzyniom, teraz gra w Ameryce

10.01.2017 00:00 red.

Wiktoria Gawor to niespełna 16-letnia raciborzanka, która przed kilkoma laty dała się poznać jako dziewczynka od podawania piłek na meczach mistrzowskich ekstraligi kobiet, gdy RTP Unia Racibórz święciła triumfy w Polsce, a w Europie walczyła z najlepszymi. Wiktoria była jedną z dziewczynek, która chciała zostać piłkarką tak jak Hanna Konsek, Anna Żelazko czy Ewelina Kamczyk. Marzenia prysły w momencie, gdy rozpadł się klub z Raciborza. Młoda piłkarka jednak nie poddała się i przygodę ze sportem kontynuuje w… Stanach Zjednoczonych. Rozmawiał z nią Maciej Kozina.

– Poznałem cię jako dziewczynkę od podawania piłek. Jak się zaczęła Twoja przygoda z futbolem?

– Zawsze chciałam uprawiać jakiś sport. Grałam w piłkę nożną, baseball, koszykówkę i siatkówkę. Zostało na piłce nożnej. Ciocia Iwona zabrała mnie na trening i spodobało mi się na tyle, że gram do dzisiaj.

– Gdzie trenowałaś?

– Treningi zaczęłam w Unii Racibórz z chłopcami, a pasję do piłki mam dzięki dziadkowi Januszowi. Jak zobaczyłam na żywo, że w Raciborzu mamy mistrzynie Polski, to solidnie wzięłam się za granie.

– Pojawiły się wtedy marzenia o tym, by zagrać w drużynie mistrza Polski? W dodatku z Raciborza?

– To było moje marzenie i nawet snułam plany, żeby grać w Unii Racibórz. Niestety klub z powodów finansowych się rozpadł, a moje marzenia prysły jak bańka mydlana. Zabrakło kilku lat, bym mogła zagrać.

– Mimo wszystko się nie poddawałaś…

– Pojechałam z mamą do UKS-u Pawłów, bo tam grało więcej dziewczynek. Ten czas wspominam najmilej. Zespół trenował pan Wojtek Zalewski i w czasie gdy dołączyłam do drużyny odbywał się turniej Nivea. Co tydzień były treningi, a później wyjechałyśmy do Warszawy na ogólnopolski turniej. Po pierwszym dniu tych rozgrywek okazało się, że jesteśmy bardzo mocną drużyną, a w kolejnym dniu potwierdziłyśmy to wygrywając cały turniej. Nagrodą była wycieczka do Amsterdamu na obóz piłkarski.

– Zaczęłaś się zastanawiać co dalej? W pobliżu nie było już mistrza Polski, więc nie było możliwości większego rozwoju.

– Po rozpadzie pojawiło się wiele pytań, był nawet płacz. Nie miałam pewności gdzie w przyszłości będę mogła grać. Zwycięska drużyna z Pawłowa też się rozpadła, bo dziewczyny szły do gimnazjum. Trafiłam do Tygryska Świętochłowice. Jednak to nie było to czego oczekiwałam, bo trenowałam z chłopcami w Ikarze Racibórz, a do Świętochłowic jeździłam tylko na mecze. Brakowało zgrania z zespołem…

– Przez moment byłaś także w nowo powstałym klubie z Wodzisławia Śląskiego…

– Tak. Trenowałam także w typowo żeńskim klubie – SWD Wodzisław Śląski. Ale to też było trudne, bo nie zawsze miał mnie kto zawieźć na treningi. Brakowało pełnej organizacji czasu, bo w tym wszystkim najważniejsza była szkoła. Nie mogłam zrezygnować z nauki dla pasji.

– Krótko mówiąc, nie było idealnego rozwiązania dla Ciebie w regionie i dlatego wyjechałaś do Stanów?

– To długa historia…

– A więc słucham…

– Jak się urodziłam, to mój tato wylosował zieloną kartę, czyli dokument uprawniający do legalnego pobytu w Stanach Zjednoczonych. Mieszkaliśmy w Ameryce przez siedem lat. Miałam dwa latka jak wylecieliśmy na drugą stronę kuli ziemskiej. Wróciłam do Polski mając 8, 9 lat. Zaczęłam tutaj grać, ale przyszedł czas w którym rodzice ponownie postanowili wrócić do Ameryki. Było wiele czynników dlaczego podjęli taką decyzję, a mi to pasowało ze względów sportowych.

– Od kiedy jesteś w Stanach?

– Dokładnie od grudnia 2015 roku.

– Już rok za Tobą. A wliczając poprzednie kilka lat wyjdzie na to, że pół życia spędziłaś w Ameryce.

– (śmiech). Tak można policzyć. Jak byłam za pierwszym razem w Stanach to niewiele pamiętam. Do głowy przychodzi mi tylko to, że byłam z tatą na meczu Chicago Fire, gdy grał tam Tomasz Frankowski.

– Z jaką myślą poleciałaś do Stanów po raz drugi?

– Byłam pozytywnie nastawiona, ale wiedziałam, że tam będzie już ciężka praca. Będąc jeszcze w Polsce pisałam do Chicago Fire i odpisali mi wyrażając zgodę na treningi. Mieli bazy treningowe w różnych częściach Chicago. Mama dowoziła mnie do możliwie najbliższej, ale treningi były zaledwie raz w tygodniu. Kto to widział jeden trening tygodniowo i to jeszcze w młodym wieku?

– Zostawiłaś Chicago Fire?

– Tak. Tato stwierdził, że nie ma sensu tam trenować skoro tak rzadko są zajęcia. Znalazłam drużynę w szkole. Okazało się, że dziewczyny trenują codziennie, a mecze są dwa razy w tygodniu. Dopiero tam zaczęłam się uczyć organizacji. Zrozumiałam, że jeśli czegoś się chce, to trzeba na to ciężko zapracować. Jak sezon szkolny dobiegł końca, to zapisałam się do akademii z mojego miasta w którym mieszkam, czyli Arlington Heights.

– Akcentu amerykańskiego jeszcze nie masz.

– Rodzice pilnują, żebym mówiła po polsku.

– Mieszkasz tam z rodzicami i…

– Bratem. Ma 9 lat i też chce już grać w piłkę.

– Co było dla Ciebie największym problemem po przylocie do Stanów?

– Najgorzej było z formą sportową. Nie grałam od prawie roku i forma spadła. Były organizowane testy, to słabo wyglądałam na tle pozostałych dziewczyn. One mogły biegać dwie godziny i się nie męczyły. Z biegiem czasu i kolejnymi treningami wyrównałam poziom.

– A więc po krótkiej przygodzie z Chicago Fire grasz w…

– Elite S.C. Klub gra w lidze, ale rozgrywki są skomplikowane. Od nowego roku sezon zaczyna się w szkole i trwa pięć miesięcy. Później jest przerwa wakacyjna, sezon zaczyna się w klubie i trwa dziewięć tygodni. Na koniec mamy luźniejsze treningi i sezon się kończy. Drużyna się rozpada i ponownie są nabory do zespołu, który składa się z nowych osób. Taki trochę dziwny system, bo dziewczyny nie są zgrane ze sobą. Na początku w ogóle nie wiedziałam o co chodzi. Trzeba było trochę czasu, abym przywyczaiła się do tego systemu. Ich rozgrywki nazywają się Division. Dla młodszych grup podzielone to jest na kolor czerwony, niebieski i biały. Podział ten jednak nie zależy od umiejętności jakie się posiada, tylko od wieku.

– Przyglądasz się baczniej piłce nożnej kobiet w Stanach?

– Najbardziej interesuje się ekstraklasą i mam kilka ulubionych drużyn.

– Jakie jest zainteresowanie piłką nożną kobiet w USA?

– Kibice są bardziej zainteresowani piłką kobiecą niż męską. Mieszkańcy cieszą się jak grają kobiety, bo wtedy jest tam szał. Jak poszłam na pierwszy mecz gdy grała chociażby Alex Morgan, to dodało mi jeszcze większej motywacji do treningów. Było mnóstwo kibiców, a tata musiał kupować bilety dzień przed meczem, bo zabrakłoby.

– Spotkałaś tam inne Polki?

– Grają w piłkę, ale nie znam ich zbyt dużo. Ogólnie Polaków jest tam mnóstwo, bo to Chicago. To nie jest dla nich nic nadzwyczajnego, że Polacy przylatują w to miejsce.

– Jak Cię odebrali tam na miejscu?

– Myślę, że jak każdego normalnego człowieka. Dziewczyny cieszyły się, że mają Polkę w zespole. Trochę uczyłam ich naszego języka. Ogólnie jest bardzo miła atmosfera. Jak widzą, że mam jakiś problem, to chętnie pomogą.

– Minął rok od Twojego pobytu w Stanach. Warto było wylecieć?

– Warto, aczkolwiek łatwo nie jest. Tam jest mnóstwo dziewczyn kopiących piłkę, więc trzeba się bardzo starać i przykładać do treningów. W Polsce jak powiedziałam, że gram w piłkę, to ludzie patrzyli z wielkim zaskoczeniem, a tam to jest normalne. Trudno jest tam przebić się do drużyny stanowej jak chociażby Illinois. Ale nie poddaję się i walczę.

– Jakie masz marzenia?

– Chciałabym się dostać do reprezentacji…

– Ale Polski czy Stanów Zjednoczonych?

– No właśnie…

– Gdyby była propozycja ze Stanów to wybrałabyś reprezentowanie Ameryki?

– To jest pytanie którego się obawiałam… To z pewnością trudna decyzja, ale nie chcę aż tak wybiegać w przyszłość. Jestem jeszcze młoda i zanim pojawiłaby się opcja reprezentowania kraju, to trochę czasu minie.

– To prawda. Masz jeszcze czas.

– Niemniej na chwilę obecną mocno się waham.

– Wychodząc do przodu… przychodzi powołanie z reprezentacji Polski to… przylatujesz do Polski na zgrupowanie?

– Przyleciałabym. Ale decyzja byłaby z gatunku tych ciężkich.

– Podsumowując, to chciałabyś reprezentować kraj?

– Tak to moje marzenie, a jaki? To melodia przyszłości.

– Nie masz problemu z porozumiewaniem się?

– Żadnego. Wcześniej byłam w Stanach i już coś umiałam. Potem w Polsce kontynuowałam naukę angielskiego w Gimnazjum nr 1 w Raciborzu. Brat też już świetnie mówi po angielsku. Jedynym problemem dla mnie były typowo piłkarskie słówka jak np. dośrodkowanie.

– Przyjechałaś teraz na święta do Polski. Co w planach?

– Przede wszystkim spotkać się ze starymi znajomymi, może odwiedzić jakieś miasto. Święta to czas dla rodziny i znajomych.

– Zwiedziłaś trochę Ameryki? Co o niej sądzisz?

– Stany są piękne, ale tylko w niektórych miejscach. One są ładne, ale tylko w centrum. Nie jest tak ładnie jak w Raciborzu. Byłam też w Kanadzie – tam jest tak bardziej europejsko i dwa razy drożej niż w Stanach.

– Ty za dziesięć lat… Gdzie jesteś?

– Dalej chciałabym grać w piłkę. Może w Chicago Fire, może Orlando. Wiem, że stać mnie na to. Mam nadzieję, że zostanę przy piłce i nic mnie do niej nie zniechęci.

– Masz jakąś radę dla twoich rówieśników z Polski?

– Jeżeli chcesz trenować jakiś sport to bądź pewnym siebie. Musisz wiedzieć czego chcesz od życia. W Polsce trenerzy mówią, żeby uwierzyć w siebie… W Stanach trzeba być już pewnym siebie.

  • Numer: 2 (1284)
  • Data wydania: 10.01.17
Czytaj e-gazetę