Duży Kaliber z archiwum: Jak brat zabił brata
Bogdan T. zginął z rąk swojego brata i siostrzeńca. Już przed sądem pierwszego z nich zgubiła zbyt dobra pamięć, drugiego – nóż z delfinkami.
Ciągnąc przez Czerwionkę ciężki wózek ze złomem, Bogdan zapewne nawet przez moment nie pomyślał, że kiedyś może zginąć z rąk brata, który szedł obok. On wysoki i dobrze zbudowany miał przewagę nad młodszym Januszem. Bogdan zawsze dyktował warunki. Przynajmniej w rodzinie. Niewykluczone, że to również on zadecydował tamtego wrześniowego dnia, że pójdą kraść na autostradę. Obok braci, zarobić chciał również siostrzeniec – Grzegorz N. Już w okolicach autostrady pomiędzy Grzegorzem a Bogdanem powstał spór, w którą stronę iść kraść. Ktoś kogoś popchnął, włożył palec w oko. Bogdan T. padł jak długi. Jego ciało, nieudolnie przykryte gałązkami, znalazł 17 września grzybiarz.
Mamy zabójstwo
Ani oskarżeni, ani prokuratorzy nie są w stanie określić dnia, kiedy Bogdan T. osunął się w wysoką trawę przy autostradzie. Cała trójka, zanim doszło do tragedii, piła przez wiele dni. Prokuratorzy mozolnie sprawdzali skąd i kiedy zdobywali pieniądze na alkohol oraz daty na rachunkach. Ostatecznie przyjęto, że Bogdan T. musiał zginąć pomiędzy 9 a 13 września 2011 roku. Zadania nie ułatwiała również ciepła jesień. Ciało znalezione 100 metrów od zjazdu z drogi technicznej biegnącej wzdłuż A1 było w stanie daleko posuniętego rozkładu. Zmiażdżona głowa oraz kilkanaście ran kłutych nie budziły wątpliwości, że ktoś „pomógł” Bogdanowi T. zejść z tego świata.
Rodzina z meliny
Policjanci szybko ustalili, że Bogdan to Bogdan T., mieszkaniec Czerwionki–Leszczyn. Wcześniej znany policji, nie stroniący od alkoholu, notowany za drobne kradzieże. – Policjanci zaczęli sprawdzać środowisko, w którym obracał się zamordowany mężczyzna, licząc na to, że uda się wytypować zabójców. Przypuszczenia policjantów okazały się trafne. Wkrótce udało im się zebrać dowody, które wskazywały na to, że w zdarzeniu mogła brać udział dwójka mężczyzn, z którymi Bogdan T. był spokrewniony i wspólnie mieszkał – mówił prokurator Jacek Sławik, ówczesny szef Prokuratury Rejonowej w Rybniku. 18 września kryminalni zatrzymali siostrzeńca ofiary 29–letniego Grzegorza N. oraz brata denata, 40–letniego Janusza T. Obaj przyznali się do popełnienia zbrodni.
Dostosuj się do moich zeznań
W czerwcu 2012 roku do rybnickiego wydziału Sądu Okręgowego w Gliwicach trafił akt oskarżenia. Młodszego z oskarżonych, Grzegorza N., podczas procesu bronił raciborski adwokat Stefan Zientek. – Miałem już przygotowaną linię obrony, kiedy nagle, na pierwszej rozprawie mój klient zmienił wyjaśnienia i ku mojemu zaskoczeniu zaczął sam siebie obciążać. Byłem zupełnie zaskoczony – przyznaje mecenas. Nie wiadomo dlaczego młodszy z mężczyzn próbował wziąć winę na siebie. W Zakładzie Karnym w Raciborzu przechwycono jego gryps do Janusza T. z instrukcjami dotyczącymi tego jak ma zeznawać w sądzie. – Janusz T. składał swoje wyjaśnienia w taki sposób, że dawał sadowi podejrzenia, że gryps wykuł wręcz na pamięć. Słowo w słowo, zdanie w zdanie powtarzał treść z listu – powie później przy wyroku sędzia. Sąd nie dał wiary zapewnieniom Grzegorza N., że to tylko on stoi za zbrodnią, uznając, że prawdziwa jest wersja, którą opisali jeszcze podczas wizji lokalnej. 21 listopada odczytano wyrok skazujący obu mężczyzn na karę 25 lat pozbawienia wolności.
Rozłupał głowę bratu
Co dokładnie wydarzyło się w wysokiej trawie przy autostradzie? Podczas kłótni zdenerwowany Grzegorz N. uderzył Bogdana T. – Sąd przyjął, że zdarzenie zaczęło się od ataku kijem od łopaty, którym cios zadał Grzegorz N. Janusz T. jako słabszy fizycznie, zawsze bał się brata i nie zaryzykowałby nigdy ataku na silniejszego – uzasadniał wyrok przewodniczący składu sędziowskiego, sędzia Ryszard Furman. Od potężnego uderzenia Bogdan T. osunął się na ziemię. Grzegorz N. podał młotek Januszowi T. mówiąc: „Weź, uderz”. Kiedy mężczyzna leżał na ziemi, Janusz T. nie miał obaw, by uderzać młotkiem brata. Miał okazję wyładować całą złość jaka w nim narastała od lat, a była konsekwencją złego traktowania jego i matki przez starszego i silniejszego brata. Nałożył się również na to brak hamulców z racji spożytego alkoholu – dodaje.
Zabity dwa razy
Zdaniem biegłych już same uderzenia młotkiem mogły być dla ofiary śmiertelne. Mimo to denat otrzymał blisko kilkanaście ciosów nożem, które również niosły ze sobą śmierć. Te zdaniem sądu zadał Grzegorz N. Tylko on potrafił opisać nóż, jaki znaleziono przy autostradzie i jakim zadawano ciosy. – Zeznał, że to był metalowy nóż, którego rękojeść wygrawerowana była kształtami delfinów. Mieliśmy okazje przyjrzeć się mu, bo został znaleziony w pobliżu miejsca zbrodni. Był to rzeczywiście nóż z delfinami. Pytany o to samo Janusz T. zeznał, że nóż jaki był w użyciu to nóż kuchenny z drewnianą rączką, bo taki mieli w domu. Sąd przyjął, że Janusz T. nie miał nawet tego noża w ręce, a ciosy zadawał Grzegorz N. Bez wątpienia zadawał ciosy nożem, aby zabić. Chciał mieć pewność, że Bogdan T. już nie wstanie, że się nie ocknie i nie zdradzi tego, co się wydarzyło – wyjaśniał sędzia Ryszard Furman. Sąd uznał współudział obu i to w stopniu takim, który nie dawał podstaw do miarkowania kary. Sąd nie znalazł żadnego uzasadnienia, by uznać że wkład jednego z oskarżonych w zabójstwo był większy od wkładu drugiego.
Adrian Czarnota
Najnowsze komentarze