Szpilka i Szminka: W życiu trzeba grać fair play
Matematyka i piłka nożna to dwie ulubione dziedziny Anny Orszulik-Oślizlok, które towarzyszą jej przez całe życie. Nawet to zawodowe, bo od kiedy pełni obowiązki dyrektora Biura Cechu Rzemieślników i Innych Przedsiębiorców w Wodzisławiu Śląskim, jej drużyna liczy na to, że ze sprawnym szefem będzie się piąć coraz wyżej i osiągać coraz lepsze wyniki.
– Co sprawiło, że absolwentka Liceum Ekonomicznego w Wodzisławiu Śląskim i świeżo upieczona studentka Akademii Ekonomicznej w Katowicach swoją pierwszą pracę rozpoczęła w Cechu?
– Zupełny przypadek. Zaraz po maturze zdawałam na studia dzienne na Uniwersytecie Śląskim i zaoczne na Akademii Ekonomicznej. To były czasy, kiedy zdawało się egzaminy nawet na studia zaoczne i na jedno miejsce przypadało kilkunastu kandydatów, więc z obawy, że mi się nie uda, startowałam jednocześnie na różne kierunki. Kiedy okazało się, że dostałam się na oba, musiałam dokonać wyboru. Postawiłam na finanse i rachunkowość, bo matematyka była zawsze moim ulubionym przedmiotem. Ponieważ studia zaoczne były płatne, zaczęłam szukać pracy. Tak się złożyło, że był wakat w Cechu Rzemieślników i Innych Przedsiębiorców w Wodzisławiu Śląskim.
– Czy z rzemiosłem była pani w jakikolwiek sposób związana już wcześniej?
– Nie wiedziałam nawet co to jest Cech i czym się zajmuje. Pochodzę z typowej górniczej rodziny z Gogołowej i dojeżdżając przez cztery lata do liceum w Wodzisławiu, chodziłam tu codziennie po lekcjach, razem z koleżankami, na pizzę, nie mając świadomości, że moim ulubionym restauratorem jest nasz rzemieślnik Jan Jasiak. Dowiedziałam się o tym dopiero, gdy zaczęłam tu pracować, choć szanse na dostanie etatu były wtedy niewielkie. To była moja druga rozmowa kwalifikacyjna i gdy na nią przyszłam, okazało się że jestem ostatnią, czyli trzynastą kandydatką na to miejsce. Byłam pewna, że się nie dostanę i bardzo zaskoczona, kiedy się okazało, że wybrano właśnie mnie. 17 sierpnia 1999 roku rozpoczęłam swoją pierwszą pracę i jestem tu do tej pory.
– I w ciągu tych 17 lat nigdy nie przyszło pani do głowy, że przydałaby się jakaś odmiana?
– Nie ukrywam, że zdarzały mi się nieraz takie myśli, że chyba się wypaliłam i potrzebuję czegoś nowego, ale na szczęście zawsze w takich sytuacjach pojawiały się nowe propozycje. Zaczynałam od najniższego stanowiska pracownika administracyjno-biurowego w dziale księgowości. Potem przesunięto mnie do biura rachunkowego, miałam krótki epizod w kasie, a następnie w dziale przygotowania zawodowego. W końcu trafiłam do działu doradczo-szkoleniowego, gdzie zajmowałam się również projektami unijnymi.
– Czy czuła pani, że propozycja kierowania Cechem jest ukoronowaniem pani doświadczenia zawodowego?
– Nigdy wcześniej nie przyszło mi nawet do głowy, że mogłabym zostać dyrektorem Biura Cechu. Kiedy odchodząca z tego stanowiska Katarzyna Zöllner-Solowska i Starszy Cechu Jerzy Waltar złożyli mi taką propozycję, od razu odmówiłam. Nie byłam na taką sytuację przygotowana i po prostu zjadł mnie stres. W końcu na spokojnie wszystko przemyślałam i stwierdziłam, że przecież będę mogła kontynuować program szkoleniowy i doradztwa zawodowego, który już przynosi wymierne efekty. Od połowy lipca zaczęłam kierować placówką.
– Bo ktoś kto tak jak pani kocha sport, nie może się poddać od razu na starcie?
– Rzeczywiście sport jest mi bardzo bliski. Już jako dziewczynka razem z ojcem oglądałam wszystkie mecze piłki nożnej, a największe wrażenie robił na mnie wtedy Roberto Baggio. Potem, za sprawą syna Karola, który gra na pozycji stopera, trafiłam do KS Płomień Połomia, gdzie jestem dziś kierownikiem drużyny dziecięcej. Dzięki pomocy trenera i wielu rodziców udało nam się wyposażyć chłopców i dziewczynki w stroje sportowe, a pozyskaną z Ministerstwa Sportu i Turystyki dotację przeznaczyliśmy na obóz dla nich. Nasze dzieciaczki wkładają w to wiele serca a my ich uczymy, że zawsze trzeba grać fair play. I choć wielu mężczyzn uważa, że kobiety nie wiedzą co to jest „spalony”, dla mnie piłka nożna jest najpiękniejszą dyscypliną sportu i mimo że nie mam wiedzy specjalistycznej, rozumiem co się dzieje na boisku.
– Czy miłość do piłki zaszczepiła pani również córce?
– Agata często udziela się w naszym klubie sportowym, biegając z chłopakami po boisku, ale widzę że ją bardziej pociągają takie dyscypliny jak karate, albo zapasy. Jest dopiero w pierwszej klasie szkoły podstawowej, więc ma czas na wybranie czegoś odpowiedniego dla siebie i zrealizowanie własnych marzeń.
– A co się marzy Annie Orszulik-Oślizlok?
– Chciałabym, aby nasz Cech utrzymał się nadal na takim poziomie, jaki osiągnął w ostatnich latach. Bardzo ważną dziedziną naszej działalności jest szkolnictwo i doradztwo zawodowe. Znając potrzeby zrzeszonych w Cechu rzemieślników i przedsiębiorców, razem ze szkołami i starostwem powiatowym koordynujemy tworzenie nowych klas w zawodach, które są deficytowe na rynku pracy. Dzięki dobrej współpracy z rybnicką firmą Tenneco, w Zespole Szkół Zawodowych w Radlinie, który dość mocno kojarzył się do tej pory z górnictwem, powstały klasy patronackie o kierunku monter mechatronik, mechanik i monter maszyn i urządzeń. W tym roku nabór do szkół zawodowych w powiecie wodzisławskim, współpracujących z naszym Cechem, był o niespełna 50 procent wyższy niż w latach poprzednich. To dobrze rokuje na przyszłość. Nie zapominamy też o członkach naszego Cechu i ich rodzinach. Organizujemy wyjazdy integracyjne, spotkania opłatkowe, branżowe i mikołajki dla dzieci, a raz w roku, w karnawale mamy tradycyjny Bal Rzemieślniczy, który za każdym razem odbywa się w innym miejscu. Kiedy zostałam dyrektorem Cechu, moje koleżanki z biura zrobiły sobie wspólne zdjęcie, które oprawiły w ramkę i podarowały mi na dobry start. Z takim zgranym zespołem można myśleć o przyszłości.
Najnowsze komentarze