Zakupy i zabawa bez granic: Polski Czech w śląskim Raciborzu
Wigilijnej moczki zasmakował dzięki teściowej. W głębi serca nadal jest jednak „knedlikiem”, ale przyrządzonym na polską nutę.
Bogdana Bartnickiego poznałem w Towarzystwie Miłośników Ziemi Raciborskiej. Wystąpił przed publicznością jako obcokrajowiec, który osiedlił się w Raciborzu. Zaskoczył piękną polszczyzną oraz tym jak łatwo zjednał sobie słuchaczy. Od słowa do słowa okazało się, że nie ma w tym przypadku.
Polak? Czech? Góral?
Znakomita polszczyzna Bogdana Bartnickiego ma związek z jego pochodzeniem – co prawda urodził się i wychował na czeskim Zaolziu, ale w rodzinie o polskich korzeniach. Uczęszczał do polskiej szkoły, gdzie zajęcia prowadzono w języku polskim. Przynajmniej w teorii. Zarówno w domu, jak w szkole mówiono raczej „po naszymu”, na co składał się miks języków polskiego, czeskiego i niemieckiego, doprawiony szczyptą góralskiej gwary.
Nie zawsze jest łatwo
Przekonany o tym, że dobrze mówi po polsku, rozpoczął studia w Polsce. Wówczas szybko okazało sie, że nad swoją polszczyzną musi jeszcze sporo popracować. Nawet dziś, po upływie lat spędzonych w Polsce, wymowa niektórych słów sprawia mu spore problemy. – Gdy żona chce mnie zdenerwować, mówi do mnie: powiedz Owsiszcze*! – mówi, śmiejąc się Bogdan Bartnicki.
Małżonkę poznał na studiach. Po zakończeniu nauki zamieszkali w Czeskim Cieszynie, a gdy żona dostała pracę, przeprowadzili się do Raciborza. Tutaj nastąpiło zderzenie z polską, biurokratyczną rzeczywistością. – Rok czasu walczyłem o numer NIP – wspomina pan Bogdan, kolejny rok zajęło mu nadanie numeru PESEL. Ostatecznie udało się tego dokonać, robiąc z polskiego Czecha... obywatela Unii Europejskiej.
Pięknie i bezpiecznie
Bogdan Bartnicki przyznaje, że ze wszystkich śląskich miast najbardziej podoba mu się właśnie Racibórz.
– Racibórz jest zielony, płaski, nie ma tutaj aż takich korków i wszędzie można stąd dojechać – wylicza zalety niegdysiejszej stolicy Górnego Śląska. Zwraca również uwagę na bezpieczeństwo. – W Boguminie czy Czeskim Cieszynie żona nie wychodziła z domu po 21.00, bo tam jest problem z cyganami – wspomina.
Świąteczne nowości
Polski Czech przyznaje, że jeśli mowa o tradycjach świątecznych, to te które pielęgnowano w jego domu miały bardziej góralski charakter niż śląski. Największe różnice dotyczą potraw na wigilijnym stole. – W moim domu nie było moczki, barszczu, uszek, ale dzięki teściowej wszystko to poznałem – mówi B. Bartnicki.
Choć od lat mieszka w Raciborzu, nie zapomina o swoich korzeniach. Po części nadal czuje się „knedlikiem”, po części jest już raciborzaninem, ale ze swoim synem rozmawia językiem swoich przodków, czyli jak sam mówi: po naszymu.
Wojtek Żołneczko
* Wieś w gminie Krzyżanowice (powiat raciborski).
Najnowsze komentarze