środa, 20 listopada 2024

imieniny: Anatola, Rafała, Edmunda

RSS

ESG: Węglem i drewnem też można palić czysto Nawet w starym piecu

20.09.2016 00:00 red.

Nasz dziennikarz sprawdził w swoim piecu metodę palenia węgla od góry – poczytajcie, jakie są efekty.

Czy można palić węglem w zasypowym piecu górnego spalania (takie posiada około 90 proc. właścicieli zasypowych kotłów), nie wytwarzając ogromnej ilości czarnego dymu, a przy tym dużo oszczędniej i bez konieczności ciągłego doglądania pieca? Ekipa „Rybnik bez dymu” zapewnia, że tak. Na blogu czysteogrzewanie.pl proponują zmianę sposobu rozpalania kotła. Zamiast „od dołu”, proponują rozpalać „od góry”. Sami sprawdziliśmy, czy to działa. Przy odrobinie wysiłku i cierpliwości owszem, działa. A ludzie, którzy od lat stosują tę metodę zapewniają, że dzięki niej można zaoszczędzić nawet 30 proc. opału.

Opał zamieniamy w dym i wysyłamy kominem

Większość posiadaczy kotłów zasypowych zna tylko jeden, powszechnie stosowany sposób rozpalania ognia. To rozpalanie „od dołu”. Na ruszcie rozpala się nieduże ognisko, a na wierzch dorzuca się kolejne porcje opału. Po każdym takim dołożeniu powstaje mnóstwo gęstego, śmierdzącego dymu i sadzy — tym więcej, im większą porcję dorzucono na raz. Znaczna część opału jest wtedy zamieniana w dym i wysyłana w komin. Dym to lotne składniki opału, które stanowią 30 proc. składu węgla i aż 70 proc. składu drewna. Przyczyną tego stanu rzeczy jest fakt, że dokładane paliwo ląduje na wierzchu warstwy żaru i tam jest gwałtownie podgrzewane, przez co lotne składniki gwałtownie odparowują. Gdy dorzucona warstwa jest cienka (tak że widać przez nią żar pod spodem), opary te ulegają zapłonowi i tragedii nie ma. Ale jeśli na żar wysypiemy dwa wiadra węgla, wtedy brakuje tlenu oraz temperatury do zapłonu składników lotnych i dym w dużych ilościach wysyłany jest kominem. Problem ten można minimalizować, dokładając często małymi porcjami, ale jak wiadomo jest to niezbyt wygodne.

Zamiast dymu więcej ciepła

Tymczasem na blogu czysteogrzewanie.pl zaproponowano inne alternatywy. Pierwsza to rozpalanie „od góry”. Cały trik w tym sposobie polega na przeniesieniu warstwy żaru z dołu na górę paleniska. Czyli najpierw kładziemy na ruszt paliwo do spalenia, a dopiero na nim rozpałkę. W tym wypadku żar pomału schodzi ku dołowi (z równą łatwością jak w paleniu od dołu wędrował ku górze), a dym wydostający się z warstwy zimnego jeszcze opału musi przejść przez żar, gdzie ulega praktycznie całkowitemu spaleniu. Do komina lecą czyste spaliny, a w miejsce dymu powstaje więcej ciepła. Oczywiście rozpalanie od góry wymaga pewnej wprawy. Trzeba poświęcić nieco więcej suchej rozpałki. Wszystko wymaga wprawy i oczywiście zmiany przyzwyczajeń. Kiedy po kilku godzinach paliwo się wypala, a co za tym idzie, żar zaczyna przygasać, jego resztki można ostrożnie wyciągnąć i odłożyć np. do popielnika, nie gasząc ich jednak. Następnie należy załadować piec i resztki żaru położyć na wierzch. Ponowne rozpalenie będzie szybsze niż za pierwszym razem. Nie ukrywajmy jednak – ten sposób dokładania do pieca jest nieco kłopotliwy.

Palenie kroczące

Dlatego istnieje jeszcze inna opcja, tzw. palenie kroczące. W zasadzie jedyna różnica sprowadza się do przegarnięcia żaru do tyłu przed dołożeniem nowej porcji opału. Szczególnie przy pierwszym rozpalaniu żaru trzeba mieć większą ilość, dlatego na ruszt wsypujemy 5 – 10 cm warstwę węgla czy drewna i na to kładziemy rozpałkę. Po przesunięciu żaru, na przednią część rusztu wsypujemy nową porcję paliwa tak, aby cały ruszt był przykryty, a jednocześnie paliwo to musi stykać się z kupką żaru, która jeśli jest wystarczająca, to bez problemu rozpali świeże paliwo. Efekty osiągane tą prostą zmianą są znakomite, nieco tylko gorsze niż przy paleniu „od góry”.

BHP w kotłowni

Oczywiście stosowanie wyżej opisanych metod wymaga wprawy. Pomocne są rady, które można znaleźć na www.czysteogrzewanie.pl. Ważne jest by kocioł, w którym palimy był odpowiednio szczelny i powietrze wędrowało w nim tylko od rusztu w kierunku komina (chodzi o to by nie zasysał „lewego” powietrza”, np. z nieszczelnych furtek). Rozpalanie od góry nie niesie nowych zagrożeń w stosunku do tego, z czym trzeba się liczyć przy typowej obsłudze kotła węglowego. Oczywiście pod warunkiem, że kotłownia i instalacja grzewcza są zbudowane zgodnie z przepisami i utrzymane w dobrym stanie. Głównym ryzykiem przy rozpalaniu od góry jest wsypanie na raz zbyt dużej ilości węgla. Jeśli kocioł jest bardzo nieszczelny, to może to być okazja do niekontrolowanego wzrostu temperatury, a nawet zagotowania wody.

(art)

  • Numer: 38 (1268)
  • Data wydania: 20.09.16
Czytaj e-gazetę