Wacławczyk sypie nazwiskami
Kolejna odsłona rozprawy z udziałem radnej Anny Ronin. Tym razem przed sądem zeznawał Dawid Wacławczyk, przedsiębiorca i lokalny polityk związany z PiS.
Ronin broni się w sądzie przed zarzutami prokuratury. Miała ujawnić szczegóły policyjnego śledztwa. Jesienią 2015 roku oznajmiła na konferencji prasowej, zorganizowanej na przystani kajakowej, że z domu prezydenta Lenka wysyłano internetowe hejty na jej temat. Wówczas śledztwo w tej sprawie prowadziła raciborska policja i radna miała naruszyć prawo. Grozi jej grzywna, ograniczenie albo pozbawienie wolności.
Na poprzednich rozprawach zeznawali Mirosław Lenk, oskarżona, jej mąż Dariusz i przedsiębiorca i dziennikarz Grzegorz Wawoczny. Dwaj ostatni zostali powołani na świadków przez Hannę Urbańczyk, obrończynię Anny Ronin. Teraz obrona wezwała Dawida Wacławczyka.
Podobieństwo wpisów
37-latek, który startował na prezydenta Raciborza i jest obecnie radnym powiatowym, poinformował sędzinę Monikę Mańkę, że o sprawie Ronin wie, że z domu prezydenta pisano złośliwe komentarze i "sprawa była na policji". – Wiem, że świadków w tej sprawie było kilkudziesięciu albo kilkunastu – stwierdził Wacławczyk. O tym, że policja prowadzi śledztwo w sprawie hejtów Wacławczyk dowiedział się od Grzegorza Wawocznego, naczelnego portalu gdzie komentarze zamieszczono. – Pytałem się go o to, bo uderzało mnie podobieństwo niektórych wpisów do tego co słyszałem od Mirosława Lenka na prywatnych spotkaniach. Wyglądało to jakby pisał to on, albo ktoś z kim rozmawiał. Byłem ciekaw kto jest autorem komentarzy – kontynuował Wacławczyk.
O postępowaniu Wacławczyk dowiedział się także od osób startujących z nim do samorządu. – Któraś z dziewczyn, obecnych radnych mi to powiedziała. Zuzanna Tomaszewska albo Anna Szukalska. Nie pamiętam która. Pytały innego radnego Michała Wosia czy on też hejtuje tak jak pan prezydent – stwierdził przed sądem świadek.
Jasne jak słońce
D. Wacławczyk mówił ponadto, że wiedza o tym, że toczy się jakieś postępowanie w sprawie hejtowania w trakcie kampanii wyborczej była powszechna w środowisku samorządowym. – Słyszałem nie tylko o prezydencie Lenku, ale też o paru innych nazwiskach, słynnych osobach – podkreślił D. Wacławczyk. Dodał, że wiedza ta była tak powszechna, "jak to, że jest słońce".
Sąd był zainteresowany kiedy wiedza o postępowaniu policyjnym stała się powszechna. Od Wacławczyka usłyszał, że stało się to "wiosną czy też latem latem lub wczesną jesienią". Później dodał, że "na pewno latem, z tą wiosną niewiadomo" – Redaktor Wawoczny powiedział mi, że dostał sms od jednego z przesłuchiwanych, że przez komentarze na jego portalu, ten ma teraz sesję video na policji – wyjawił świadek obrony. – Czy zna pan osobę, która wysłała ten sms? – pytała sędzia Mańka. – To Marek Labus – odparł D. Wacławczyk.
– Kiedy po raz pierwszy usłyszał pan, że z domu Mirosława Lenka hejtowano? – zapytano Wacławczyka. Ten odparł, że dowiedział się tego z artykułów prasowych i plotek, że "prezydent zwala winę na żonę, na dzieci i wprowadził rozmycie odpowiedzialności – Mówiło się, że to Lenk pisał komentarze, ale to była plotka, nie informacja oficjalna".
Teraz już wiem
Prokurator spytała Wacławczyka czy gdy pisał w internecie swój artykuł na początku grudnia 2015 roku gdzie pisał o tym, że sprawę hejtów bada policja to miał świadomość, że łamie prawo rozpowszechniając te informacje, że grozi mu odpowiedzialność karna? – Wszyscy wiedzieli, że Lenk kursuje na policję, że został namierzony, przyszpili go i chodzi się tłumaczyć. Teraz wiem, że (rozpowszechnianie takiej informacji zanim trafi do sądu – red.) to jest przestępstwo, że to jest karalne. Nie ujawniłem treści postępowania, wiedziałem tylko o świadkach – bronił się D. Wacławczyk. Panią prokurator interesowało również o jakich nazwiskach zeznających w postępowaniu "słynnych osób" dowiedział się świadek. – Słyszałem, że to Mirosław Lenk, Michał Woś, Marek Labus i Henryk Siedlaczek i jeszcze jedna pani dyrektor szkoły, że pisała ze służbowego komputera – odpowiedział D. Wacławczyk.
Radny powiatowy podał też, że w plotce o hejtowaniu pojawiało się określenie "organy ścigania". Dopytywała o to obrończyni Ronin. Wcześniej o "organach ścigania", które przesłuchują prezydenta miasta mówił w sądzie też mąż radnej Dariusz Ronin. Przypomnijmy, że usłyszał o nich w swoim sklepie, ale nie pamiętał od kogo (nie potrafił określić nawet płci tej osoby). Wcześniej o wspomniane organy pytała też prokurator, ale Wacławczyk nie odpowiedział. – Dlaczego dopiero teraz pan to uzupełnia – dziwiła się pytająca. Wacławczyk odparł, że nie zrozumiał jej pytania. – W moim odczuciu mówiłem to samo – wyjaśnił.
Sprawdzą akta
Raciborski sąd wyznaczył kolejne posiedzenie na 10 października, na godz. 13.20 w sali nr 25. Wcześniej będzie analizował akta gliwickiej prokuratury w sprawie hejtowania w trakcie kampanii wyborczej i sprawdzi, kto się z nimi zapoznawał.
W rozprawie w Raciborzu wziął udział przedstawiciel Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka Paweł Sobel. Anna Ronin zwróciła się do tej organizacji o wsparcie. Prawnicy fundacji uważają, że kara jaka grozi radnej jest zbyt surowa.
Mariusz Weidner
Najnowsze komentarze