Szpilka i szminka: Sempre avanti czyli zawsze do przodu
Kiedy włoska fantazja spotyka na swojej drodze polską przebojowość to kobieca intuicja podpowiada im, że razem będą mogły zdziałać o wiele więcej niż w pojedynkę. Małgosia i Zuzia w ten głos się wsłuchały i wspólnie chcą realizować najśmielsze marzenia. Zapału i pomysłowości im nie brakuje, więc pozostaje tylko mocno za nie trzymać kciuki.
Z ziemi włoskiej do Polski
Poznały się rok temu, dzięki uczęszczającym do szkoły muzycznej córkom. – Gloria miała podczas popisu zagrać na pianinie w duecie z Jadzią Tomaszewską. Zobaczyłam nazwisko i od razu spytałam, czy to ta radna? Widocznie w moim głosie była jakaś nuta dezaprobaty, bo nauczycielka wyjaśniła: radna, ale bardzo miła pani – opowiada ze śmiechem Małgorzata Siwochowicz. A potem rozpoczęły się wspólne próby dzieci i wzajemne poznawanie się, ale tak naprawdę dopiero kurczak po tajsku w wykonaniu gospodyni podbił serce pani Małgosi. – Ja też lubię gotować, ale Zuzi wychodzi to o wiele lepiej. Zaczęłyśmy rozmawiać o jedzeniu i nagle okazało się, że mamy podobne marzenia i pomysły. Znalazłam w niej bratnią duszę – tłumaczy.
Dobra kuchnia to temat, nad którym pani Małgosia mogłaby się rozwodzić godzinami, bo o doświadczeniu zdobytym w ciągu 23 lat spędzonych we Włoszech, trudno zapomnieć. – Do wyjazdu zmusiła mnie sytuacja finansowa. Pracowałam jako pielęgniarka na oddziale anestezjologicznym u doktora Józefa Klimanka. Po śmierci mamy, która była pierwszą pacjentką tworzonego wówczas przez Rajczykowskich hospicjum, sytuacja ekonomiczna mojej rodziny stała się tragiczna. Za namową ordynatora zdecydowałam się w 1992 roku wyjechać na kontrakt do Włoch – tłumaczy pani Siwochowicz, która po trzymiesięcznym kursie językowym zaczęła pracę w Trydencie. Razem z nią z Polski wyjechało pięć dziewczyn, ale wróciła tylko pani Małgosia. – Moje koleżanki zarobione tam pieniądze inwestowały w mieszkania we Włoszech, a ja budowałam w Raciborzu dom. Decyzję o powrocie podjęłam jednak dopiero wtedy, gdy moja córka miała rozpocząć naukę w szkole. Razem z mężem wiedzieliśmy że jeśli zostaniemy we Włoszech, córka do Polski już nigdy nie wróci. Postanowiliśmy więc że przyjedziemy do Raciborza, skąd oboje pochodzimy, damy jej gruntowne wykształcenie, a potem ze swoim życiem zrobi co chce – tłumaczy pani Małgosia.
Po powrocie przydała się praktyka zdobywana za granicą. – Przez sześć lat prowadziłam w Tyrolu razem z mężem centrum rehabilitacyjne. Zdobyłam tam przy okazji potrzebne doświadczenie z branży hotelarskiej i gastronomicznej, ale przede wszystkim przekonałam się o tym, że nadaję się do prowadzenia własnej firmy. To zaprocentowało, gdy otwierałam swój pierwszy butik w Raciborzu – wyjaśnia pani Małgosia. Pomoc Juliany Florenzano, która dała jej swoją kolekcję, pozwoliła na dobry start w branży modowej, ale to nie ona jest oczkiem w głowie nowoczesnej bizneswoman. – We Włoszech pracowałam dla osób bardzo majętnych, niektórzy z nich byli współwłaścicielami supermarketów, ale w ich lodówkach nigdy nie było produktów z takich miejsc. W warzywa i owoce zaopartywali się na targach, mięso
kupowali od rolników a wina i oliwę od lokalnych producentów. Ich kuchnia była prosta, ale zarazem najwyższej jakości, bo stawiali na produkty sprawdzone i dobre. Pomyślałam, że raciborzanom też można by zaproponować taką zdrową żywność, dostępną w jednym miejscu i dzięki temu wpłynąć na ich sposób odżywiania się. I gdy tylko o tym pomyślałam, spotkałam na swej drodze Zuzię, która miała podobne pomysły jak ja – podsumowuje Małgorzata Siwochowicz.
Dom jest zawsze w Raciborzu
Zuzanna Tomaszewska, absolwentka biotechnologii na Politechnice Wrocławskiej, zawsze była mocno związana ze swoim rodzinnym miastem. – Od kiedy pamiętam, byłam zaangażowana w jakieś działania kulturalne, albo społeczne. Z zamiłowania jestem muzykiem, więc nawet gdy już studiowałam, w każdy weekend wracałam do domu, by móc wspólnie muzykować z zespołem – tłumaczy.
Na co dzień pracuje jako technolog w SGL Carbon. Pozazawodowo jest członkiem Zarządu Raciborskiego Stowarzyszenia Kulturalnego ASK, managerem klubu Przystanek Kulturalny Koniec Świata, a od dwóch lat radną miejską. – Startując do rady nie czułam się politykiem tylko społecznikiem. Temu poświęcałam się dziesięć i piętnaście lat temu, organizując różne akcje dla domów dziecka, imprezy muzyczne, takie jak Gwiazdka Serc, festiwal Spotkałem Pana czy koncerty na Końcu Świata. Pomyślałam jednak że warto wystartować w wyborach, bo w radzie mam większe możliwości. Tam podejmowane są ważne decyzje dla naszego miasta i jego mieszkańców, a ja mogę mieć na nie wpływ – tłumaczy pani Tomaszewska i dodaje, że odkąd sama zaczęła zajmować się działalnością gospodarczą widzi jak wygląda załatwianie wielu spraw w urzędach, wypełnianie dokumentów i przebijanie się przez gąszcz przepisów. – To cenne doświadczenie, które pozwoli mi zrozumieć innych przedsiębiorców i ich problemy – podsumowuje.
Mimo natłoku zajęć, pani Zuzanna zawsze znajduje czas na gotowanie. – W moim rodzinnym domu to nie mama, tylko tato lubił eksperymentować w kuchni i zawsze dobrze mu to wychodziło. Mama specjalizowała się w tradycyjnych daniach i gdy nauczyła się robić sernik, to jedliśmy go co tydzień. Pod koniec roku błagaliśmy: mamo, tylko nie sernik! Tato omijał kotlety schabowe, które uważał za zbyt trywialne, ale za to potrafił przyrządzić sushi i do dziś słynie z najlepszego tatara i śledzia po węgiersku, jakie kiedykolwiek jadało się w naszej rodzinie – opowiada pani Tomaszewka. Od taty dostała cenną radę: do gotowania trzeba mieć serce i to serce wkłada zawsze w dania przygotowywane dla swojej rodziny – męża i dwóch córek. – Eksperymentowanie też mi zostało, więc gdy zbliża się jakaś impreza, często słyszę od najbliższych: nie możesz zrobić po prostu tego co zawsze i wiesz, że ci wyjdzie? A ja nie mogę, bo nie lubię stać w miejscu – podsumowuje.
Oaza smaków
Kiedy pani Zuzanna studiowała we Wrocławiu, często słyszała narzekania znajomych, że w Raciborzu nic się nie dzieje. – Zawsze odpowiadałam im: tu się tyle dzieje ile my sami zrobimy. W Raciborzu jest wiele osób, które mnie inspirują i powodują, że zawsze chcę iść dalej. Gosia jest tak samo nakręcona jak ja i to mnie do niej przekonało. Ja jestem trochę bardziej sceptycznie nastawiona do świata, ale jej włoski temperament sprawia, że zaczynam wierzyć w każdy jej pomysł – opowiada o początkach znajomości pani Tomaszewska, a jej partnerka w biznesie dodaje, że gdyby je skleić razem, to powstałaby kobieta, która miałaby szansę dołączyć do grona raciborskich milionerów.
Na razie przyjaciółki zaczęły od spółki, która ma wdzięczną nazwę „Ruota”, co po włosku oznacza koło.
– Ja preferuję nazwy polskie, ale Gosia przekonała mnie do swojego pomysłu, tłumacząc że najważniejsze by się wszystko kręciło w dobrym kierunku i do przodu. Problem powstał dopiero przy wypełnianiu kwestionariuszy potrzebnych do założenia spółki, bo raz wpisywałam „Ruota” a w innym miejscu „Routa” – wspomina ze śmiechem pani Zuzia. Koło z założenia miało być nazwą uniwersalną, bo panie mają kolejne pomysły i nie chcą się ograniczać do jednej branży. Mają też dużo szczęścia, bo przyciągają do siebie wiele osób, które chciałyby z nimi współpracować. – Na biobazarku podeszła do mnie mama dwóch synów, którzy są wegetarianami. Zaczęłyśmy rozmawiać o tym, jak takie dzieci dobrze żywić, bo moja córka też nie je mięsa, więc wiem jakie to bywa trudne. Skończyło się na tym, że ci dwaj młodzi ludzie, którzy mają ogromną wiedzę na temat zdrowego żywienia, odwiedzili mnie i zgłosili swoją gotowość do pracy – tłumaczy Małgorzata Siwochowicz i dodaje, że nie wystarczy dobrze napisane CV. Trzeba czuć, że ktoś nadaje na tych samych falach.
– Wszystko zaczęło się od Ani Wacławczyk, która jeździła z całą rodziną na organizowany co dwa tygodnie w Katowicach biobazar. Przywoziła sporo zdrowych produktów dla siebie i znajomych, którzy składali u niej zamówienia. Wtedy pomyślałam, że takich lokalnych producentów zdrowej żywności moglibyśmy też ściągać do Raciborza. Tak zrodził się pomysł na organizowane w klubie Koniec Świata biobazarki – mówi Zuzanna Tomaszewska.
Kontakty z lokalnymi producentami przydały się, gdy przyjaciółki postanowiły otworzyć w Raciborzu sklep, w którym będzie można kupić chleb bezglutenowy i pieczony za tradycyjnym zakwasie, domowe sery, zdrowe warzywa bez oprysków, a także szynkę parmeńską i wyroby prosto z włoskich winnic. – Jestem pielęgniarką, ale nie tkwię już przy łóżku pacjenta, lecz przy jego talerzu, bo to, jak się odżywiamy jest dla naszego zdrowia bardzo ważne. Jeśli warto inwestować, to na pewno w siebie – podkreśla Małgorzata Siwochowicz.
Obie panie nie mogą ustać w miejscu i snują już plany na przyszłość: warsztaty kulinarne, dietetyczne, wypiek tradycyjnego chleba, degustacja włoskich win, bistro i... gdy tak słucham o kolejnych przedsięwzięciach to czuję, że to ich koło zostało już dawno wprawione w ruch i będzie parło zawsze do przodu, lub – jak by wolała pani Małgosia – sempre avanti!
Katarzyna Gruchot
Najnowsze komentarze