Ballada o pracującym betonie
Złośliwy komentarz tygodnia
Na ostatniej sesji rady miasta Raciborza odbyła się taka, mniej więcej, publiczna rozmówka:
Radny Michał Fita: Na przystani kajakowej pęka beton, a chyba nie powinien? Tyle milionów to kosztowało i już się sypie?
Prezydent Mirosław Lenk: Bez paniki! Beton pęka bo pracuje! Inżynier mi powiedział, że tak to już jest z betonem.
Radna Anna Ronin: Milczy (ale znacząco!)
Do ludu poszła informacja, że dyskutanci z troską pochylili się nad stanem miejskiej architektury, tudzież tajnikami technologii budowlanej. Ale nie z nami takie numery Brunner… My tu w Raciborzu oglądaliśmy „Kod da Vinci” i wiemy co to jest symbolika! „Folwark zwierzęcy” też czytaliśmy i kumamy co to są aluzje! Jak się u nas mówi „beton” to przecież nie chodzi o to samo, co w pozostałych 918 polskich miastach. O pardon, może jeszcze w Gdańsku z tym słowem mają kłopot, bo tam niektórzy wołają „betony” na kibiców Lechii (kiedyś Budowlany Klub Sportowy). W każdym razie my, raciborzanie, dzięki Annie Ronin et consortes dobrze wiemy, że „raciborski beton” to po prostu nasza lokalna „grupa trzymająca władzę”. Dlatego tę z pozoru niewinną pogawędkę dwóch panów należy przetłumaczyć tak:
Fita: Tyle kasy wydajecie, żeby się zabetonować u władzy, ale i tak to wam nie pomoże. Gołym okiem widać, że pękacie!
Lenk: Pękamy bo pracujemy. Inżynier Krzyżek mówi, że to normalne. Jak wcześniej nie pracowaliśmy to też wam się nie podobało!
Ronin: Milczy (a może w duchu kalkuluje: Co się tam będę wcinać między wódkę a zakąskę… Jak ostatnio palnęłam mówkę na tej cholernej przystani, to mnie do dziś dnia prokurator ściga).
Niestety, ze smutkiem należy odnotować, że we współczesnym raciborskim piśmiennictwie, ciekawa skądinąd, tematyka betonu obumiera. Nie działa już strona internetowa raciborskibeton.pl, a „betonowy” profil na fejsbuku wydaje z siebie gniewne pomruki rzadziej niż Wezuwiusz. Na dodatek czołowi badacze tutejszego betonu pochowali młotki do szafek i zajęli się podróżami, zwiedzaniem sądów, szachami, sklepikami i biznesami różnej maści. Na pewno to bezpieczniejsze od łupania betonu, od czego jak wiadomo można dostać odłamkiem w oko.
Ale żeby nie kończyć pesymistycznie, przytoczę uniwersalny przepis na polski „beton samorządowy” – dziełko wprawdzie anonimowe, ale będące twardym (jak beton) dowodem, że duch w narodzie nie zginął.
BETON SAMORZĄDOWY uzyskujemy przez zmieszanie:
a) kruszywa drobnego (czyli szeregowi radni koalicyjni, osoby na pośledniejszych stanowiskach samorządowych),
b) kruszywa grubego (czyli figury samorządowe na stołkach płatnych od 8 tys. zł wzwyż, zarządy w spółkach miejskich, przedstawiciele zaprzyjaźnionego biznesu),
c) spoiwa mineralnego (rodziny wszystkich wyżej wymienionych, kumple ze szkoły i siłowni, koleżanki z aerobiku i inny pożyteczny plankton),
d) wody (jej odpowiednikiem są najczęściej diety dla radnych, załatwianie roboty w urzędach, domach kultury, szkołach i spółkach miejskich żonom, szwagrom, synom, synowym, kolegom i innym, którzy się mogą przydać, zlecenia urzędowe dla odpowiednich firm),
a następnie stwardnienie uzyskanej mieszanki betonowej (Proces przebiega w sposób naturalny, ale stymulowany jest przez pobrane kredyty na domy, mieszkania i samochody, rosnące wydatki osobiste – wczasy zagraniczne, dzieci na studiach, diety odchudzające, itp. Uwaga: jest wskazane by wyżej wymienione składniki betonu miały świadomość, że jak do obsługi betoniarki dorwie się ktoś nowy to może zabrać im te wszystkie frukty i dać je „swoim”).
Bożydar Nosacz
bozydar.nosacz@outlook.com
Najnowsze komentarze