Poniedziałek, 29 lipca 2024

imieniny: Marty, Olafa, Beatrycze

RSS

Tumulowie rodzina, która szkoły się trzyma

21.06.2016 00:00 QLA

Gdyby ktoś pokusił się o spisanie losów rodziny Tumulów, okazałoby się, że od trzech pokoleń są one związane ze szkołą głuchych w Raciborzu. Dziadkowie i rodzice pana Janusza są jej absolwentami, a on sam wychowawcą.

Pierwszy był dziadek Paweł Tumula, który do Zakładu Głuchoniemych w Raciborzu trafił jeszcze przed wojną. Uczył się w klasie krawieckiej, którą ukończyła też jego przyszła żona Emma. Mieszkali w Żytnej, gdzie na świat przyszli ich dwaj synowie: Zygfryd i Piotr.

Starszy rozpoczął naukę w Państwowym Zakładzie Wychowawczym dla Głuchoniemych w 1951 roku, a więc zaledwie rok po jego otwarciu po wojnie. Nazwa się zmieniła, ale to była wciąż ta sama szkoła, którą ukończył wcześniej jego ojciec, choć zniszczenia były tak ogromne, że na drugim piętrze budynku pozostała tylko część dachu. Od samego początku działał jednak internat, w którym pan Zygfryd mieszkał przez dwa lata, dopóki rodzice nie przenieśli się do Raciborza. Potem codziennie pokonywał trasę do szkoły z Ostroga, gdzie rodzina zamieszkała przy ul. Zamkowej.

Do tego samego ośrodka trafiła Stanisława Białoszycka, która pochodziła z Wolicy i pierwsze sześć lat uczyła się w szkole dla głuchych w Lublinie. Do Raciborza przyjechała dopiero wtedy, gdy edukację zaczęła tu jej młodsza, również niesłysząca, siostra Zosia. Obie zamieszkały w internacie i obie skończyły klasy krawieckie. To właśnie szkoła połączyła losy Stanisławy i Ztgfryda, który z wyborem zawodu miał większy kłopot, niż jego przyszła narzeczona. Zapragnął być tapicerem, a właśnie w takim kierunku szkoła wtedy nie zapewniała wykształcenia. 15-letniego chłopca nie chciała też zatrudnić Spółdzielnia Inwalidów „Raciborzanka”, więc rok musiał spędzić w szkole zawodowej i w końcu jako 16-latek zaczął swą karierę zawodową, pracując jako tapicer, aż do emerytury, 48 lat.

W 1965 roku Stanisława i Zygfryd pobrali się. Najpierw zamieszkali z rodzicami na Ostrogu, potem przenieśli się do mieszkania przy ul. Ogrodowej. Gdy przyszły na świat dzieci: Dorota i Janusz, ciocia Zosia przyjechała z rodzinnych stron, by pomóc młodym rodzicom. Wkrótce do rodziny dołączyła też babcia Magdalena, której łatwiej było porozumieć się ze słyszącymi wnukami. Na koniec babci udało się ściągnąć męża, który z ogromnymi oporami sprzedał gospodarkę i dołączył do reszty. W ten sposób cała rodzina Białoszyckich stała się raciborzanami.

Dorota i Janusz często towarzyszyli rodzicom w klubie Polskiego Związku Głuchych, a język migowy był dla nich tak naturalny, że nawet nie pamiętają kiedy zaczęli się nim posługiwać. – W klubie graliśmy w piłkarzyki i warcaby, a ośrodek głuchych pamiętam jako dziecko głównie z sali gimnastycznej, gdzie członkowie PZG przychodzili żeby pograć w siatkówkę – wspomina pan Janusz.

Oprócz sportu, największym hobby pana Zygfryda była motoryzacja. Zanim przyszły na świat dzieci, Tumulowie byli fanami motorów i zwiedzili na nich prawie całą wschodnią Europę. Potem postawili na cztery kółka, znacznie wygodniejsze dla maluchów. – Na pierwszą syrenę tato wziął kredyt. Wszyscy znajomi mówili, że będziemy teraz głodować, ale jakoś przeżyliśmy – mówi ze śmiechem pan Janusz i dodaje, że auto miało otwierane od przodu do tyłu drzwi i służyło do czasu, gdy Tumulowie w losowaniu książeczek PKO wygrali skodę. Potem pojawiały się kolejne samochody, tym razem niemieckie, a ich wszystkie fotografie trafiały do albumu, który mówi dziś nie tylko o historii rodziny, ale i o jej pasji motoryzacyjnej. A że historia lubi zataczać koło, pan Janusz w końcu znalazł się tam, gdzie zaczynali jego dziadkowie, a potem rodzice, choć przyznaje, że praca w szkole głuchych była zupełnym przypadkiem. – Z wykształcenia jestem inżynierem, a o wolnym etacie dowiedziałem się od kolegi ze studiów, który już tu pracował. Przyszedłem na rozmowę do pani Ireny Białuskiej, ówczesnej kierowniczki internatu, pomigaliśmy sobie i zdecydowała, że się nadaję – opowiada Janusz Tumula, który od 25 lat jest wychowawcą w internacie i dziś podstaw języka migowego uczy słyszących wnuków Laurę, Igora i Olafa.

Katarzyna Gruchot

  • Numer: 25 (1256)
  • Data wydania: 21.06.16
Czytaj e-gazetę