ROBERT „FINUS” WYPIÓR: krajobrazy oraz piękne kobiety
Znalazł receptę na to, jak piękno kobiety połączyć z majestatem krajobrazu. W jego zdjęciach jest wszystko: sensualność, subtelność, powabność, ulotność, a jednocześnie ekspresja i nieco mroczniejsze akcenty. – Fotograf musi posiadać umiejętność wnikliwego patrzenia. Najważniejsze jest wyczucie odpowiedniego momentu – wyjaśnia Robert Wypiór, nauczyciel i fotograf, twórca profilu „Finus-fotografia”.
Z aparatem nie rozstawał się już od dziecka. Pierwszy dostał w prezencie od rodziców w piątej klasie szkoły podstawowej. – To była stara kompaktowa Smiena. Bawiłem się nią godzinami, ale niestety sprzęt analogowy miał to do siebie, że wywołanie zdjęć sporo kosztowało – wraca wspomnieniami do lat dzieciństwa Robert Wypiór. – Marzyłem więc o własnej ciemni i wszelkich narzędziach, dzięki którym będę mógł pokazać owoce swojej pracy innym – mówi dziś już z uśmiechem, za którym mimo wszystko kryje się nutka żalu, bo własnej ciemni się nigdy nie dorobił. – Tamte czasy i to poczucie, że robiąc zdjęcie można zatrzymać w kadrze daną chwilę, były ekscytujące – ocenia.
Po młodzieńczym zauroczeniu fotografią, odsunął ją jednak na bok. Bardziej absorbowały go studia, życie towarzyskie, praca i oczywiście sport, który namiętnie uprawiał. – Jestem nauczycielem wychowania fizycznego w jednej z raciborskich szkół. Sport to duża część mojego życia. Lubię wiele dyscyplin, ale gdybym miał wybrać kilka, postawiłbym na pływanie, piłkę nożną i koszykówkę – wymienia nasz bohater. Blisko dziesięć lat temu doznał poważnej kontuzji, przez którą musiał znacząco ograniczyć aktywny tryb życia. – Paradoksalnie pozwoliło mi to znów zainteresować się fotografowaniem. Siedząc w domu nie miałem co robić. Aby nie zwariować, musiałem zająć się czymś konkretnym. Robienie zdjęć wydało mi się na tyle statycznym, a zarazem ciekawym zajęciem, że znów się temu oddałem – przyznaje Wypiór, dodając, że musiał przyzwyczaić się do fotografii cyfrowej, z którą przez lata nie miał, bezpośredniego kontaktu.
Po jakimś czasie przestało mu wystarczać amatorskie pstrykanie zdjęć. Zapragnął czegoś więcej, choćby, jak sam mówi, miało to być bieganie z aparatem po polach. – Uwielbiam krajobrazy. Objeżdżałem więc wszystkie pobliskie pola i robiłem mnóstwo zdjęć. Wokół Raciborza, szczególnie bliżej Czech, mamy fantastyczne plenery – ocenia i dodaje, że wbrew pozorom zadanie nie jest proste. – Dużą rolę odgrywają niuanse. W końcu mamy do czynienia z otwartą przestrzenią i siłami natury. Ważne jest między innymi światło, zdjęcia tego samego miejsca wykonane o różnych porach bardzo się różnią. Jeśli chcemy uzyskać bardzo artystyczny efekt, najpiękniejsze barwy uchwycimy wczesnym rankiem lub wieczorem, gdy słońce powoli zachodzi – tłumaczy nauczyciel. Fotograf wyjaśnia, że uwielbia minimalizm. – W kadrze nie powinno się zbyt wiele dziać. Idealnie jeśli zostaną uchwycone jakieś samotne drzewko czy krzew, oczywiście w połączeniu z niebem, które potrafi zaskoczyć kolorami – wyjaśnia. Za barwne pejzaże najbardziej podziwia Toskanię. – Dlaczego akurat tamte tereny? To trzeba zobaczyć! Pierwszy raz byłem tam pięć lat temu. Dech zapiera widok miejsc, w których morze łączy się z bardzo surowymi, pozbawionymi zieleni górami – zachwyca się Wypiór.
Nie spoczął na fotografowaniu krajobrazów. Zrozumiał, że czegoś mu w tych zdjęciach brakuje. Nie musiał długo myśleć, aby odpowiedzieć sobie na pytanie, co inspiruje go bardziej niż piękno pejzaży – kobiety. Zdecydował się więc połączyć wszystko, wymyślając konwencję znaną w świecie fotografii od dawna. – Chciałem pokazać modelki w jak najlepszym świetle, ukazać widzowi ich prawdziwe piękno. Otoczenie, czyli wspomniany pejzaż miał stać się jedynie tłem. To kobieta miała być gwiazdą – objaśnia swoją wizję Robert. Tutaj znów najważniejszy był dla niego kolor. – Lubię nasycać swoje fotografie kolorem, czasem je nawet przekoloryzowywać. Ale wiele osobom się to podoba, uznają to za znak rozpoznawczy mojego stylu.
Jak twierdzi, między fotografem a modelką musi zadziałać swoista chemia. – Powinniśmy nawiązać nić przyjaźni. Bez tego nie będziemy czuli się swobodnie w tym, co robimy i tak naprawdę nie ruszymy z miejsca. To nie może wyglądać tak, że spotykamy się, ona pozuje, ja robię zdjęcie, po czym rozchodzimy się. Przed sesją staram się jak najwięcej rozmawiać z modelką, poznać jej gust, dowiedzieć się, czego oczekuje od tej sesji i ode mnie – nie kryje fotograf, który w większości przypadków sam dobiera modelki, choć nie tylko… – Niektóre panie same zgłaszają chęć wzięcia udziału w sesji. Wiele tłumaczy swoją decyzję tym, że chce mieć ciekawą pamiątkę.
Dotychczas wykonał kilkadziesiąt sesji. Nie liczy już nawet, ile modelek zaprosił w ciągu pięciu ostatnich lat do współpracy. Zdarzają się takie, które fotografował kilkanaście razy. – Z reguły pierwsze sesje są w pewnym sensie „testowe”. Wtedy dowiaduję się więcej o modelce, widzę, na co ją stać i od razu pojawiają się pomysły na kolejne zdjęcia – mówi. Zdradza także niektóre z tajników i zasad swojej pracy. – Staram się nie przedłużać sesji. Działam raczej konkretnie, chcę osiągnąć najlepszy efekt w jak najkrótszym czasie. Fotografuję oszczędnie, czyli dbam o to, aby robić mało zdjęć (około 250), ale mimo to mieć z czego wybierać. Po selekcji do publikacji wybieram około osiem – wyjaśnia i kontynuuje: – Spotykam się z wieloma pochwałami, a mimo to zawsze odczuwam niedosyt. Wierzę, że można było zrobić coś lepiej. Zawsze dążę do ideału – kończy fotograf.
Wojciech Kowalczyk
Najnowsze komentarze