środa, 20 listopada 2024

imieniny: Anatola, Rafała, Edmunda

RSS

Dziewczyna z żelaznymi zasadami

14.06.2016 00:00 QLA

Sara Siekierzycka, to była lekkoatletka raciborskiej Szkoły Mistrzostwa Sportowego. Ta 21-letnia dziewczyna, mimo, że zakończyła przygodę z profesjonalnym sportem, nie zapomniała o bieganiu. Obecnie od półtora roku uprawia street workout, jako odskocznię od biegania. Marzy o powrocie do jazdy konnej, w przyszłości myśli o masażu lub wizażu. W wolnej chwili bawi się w modeling, ma także tatuaż w nietypowym miejscu i zapewnia, że był to jej pierwszy i ostatni. Z młodą raciborzanką rozmawiał Maciej Kozina.

– Co takiego fajnego jest w uprawianiu street workout, że zaczęłaś ćwiczyć?

– Namówił mnie do tego założyciel naszej raciborskiej grupy Dawid Łomnicki. Powiedział, że można ćwiczyć dzięki własnej masie ciała. Zaproponował, żebym przyszła na jeden z treningów. Spodobało mi się, więc wybrałam się kilkukrotnie i tak już zostało. Nigdy nie ćwiczyłam na drążkach. Wcześniej biegałam i to było moją mocną stroną. Zawsze trzeba było mieć mocne nogi, a tutaj ćwiczy się, żeby mieć mocne ręce i plecy. Stwierdziłam, że warto zacząć coś nowego w życiu, tym bardziej, że przestałam biegać. Szukałam czegoś nowego, co mnie zadowoli pod względem sportowym.

– Na czym polegają ćwiczenia w street workoucie? Jakbyś zachęciła do uprawiania tego sportu?

– Przede wszystkim można to robić za darmo, przyjść poćwiczyć na drążkach, o każdej porze. To jest sport dla każdego, nawet dla osoby trochę otyłej. Bardzo szybko widać efekty swojej pracy. Najwięcej nauczyłam się przez pierwsze trzy miesiące. Zarówno młodsze osoby jak i starsze mogą zacząć i spróbować swoich sił w tym sporcie. Do treningów zachęca także to, że jesteśmy zgraną grupą i wtedy łatwiej, a przede wszystkim przyjemniej się ćwiczy. Jest nas coraz więcej, Dawid zachęca kolejne osoby i dzięki niemu możemy prezentować swoje umiętności w szkołach i innych imprezach. Gdyby nie on, to nie byłoby nas teraz w tym miejscu.

– Dlaczego tak mało jest dziewczyn uprawiających street workout?

– Wstydzą się.

– A Ty się nie wstydzisz?

– Na początku trudno było się zaaklimatyzować, jednak udało się przełamać bariery.

– Dlaczego one się wstydzą?

– Bo jest dużo chłopaków, boją się przed sobą nawzajem, że jest się słabszym. A dziewczyny często tak mają, mówiąc: ja jestem dziewczyną i tak nie potrafię. Uważam, że koleżanki mogą osiągnąć to co samo co chłopcy.

– Wystarcza ci czasu na treningi?

– Teraz robię to rzadziej, bo mam pracę i innej obowiązki. Mimo, wszystko staram się jak najczęściej trenować.

– Jak wygląda twój trening?

– Zaczynam od rozgrzewki, najczęściej już truchtam z domu, żeby rozgrzać organizm. Najważniejsze jest rozgrzanie i rozciąganie. Poza tym bardzo dużo pompek, przysiadów, wymachów i podskoków. A później już praca na drążkach, co trening inna partia ciała.

– Czego jeszcze nie potrafisz w street workout?

– Stanie na rękach jest moją bolączką. Kiedyś upadałam i miałam skręcony odcinek szyjny, więc teraz mam taką blokadę psychiczną.

– A o bieganiu już całkowicie zapomniałaś?

– Nie, wręcz odwrotnie. Wróciłam i bieganie stało się znów numerem jeden.

– Wcześniej biegałaś bardzo dużo i w Szkole Mistrzostwa Sportowego byłaś jedną z wyróżniających się zawodniczek. Potrzebowałaś odpoczynku?

– Biegałam zawodowo, byłam w kadrze i przyszło zmęczenie. Mając 17 – 18 lat zaczęłam odnosić sukcesy. Jednak naciski z zewnątrz na to, żeby biegać mnie zniechęciły. Teraz trochę żałuję, że przerwałam bieganie. Gdybym miała tą mądrość co teraz, to nie przestałabym biegać.

– Być może kariera potoczyłaby się drogą, którą przeszła inna raciborzanka, Justyna Święty?

– Raczej nie. Aż tak utalentowana nie byłam, ale jeśli chodzi o bieg przez płotki, to szło mi coraz lepiej, więc może gdybym nie odpuściła po szkole, byłoby inaczej.

– Śledzisz karierę Justyny Święty i innych sportowców, którzy ukończyli SMS?

– Tak, każdego po trochę. Jestem w szoku, że Rafał Smoleń, wyszedł z bardzo ciężkiej kontuzji i idzie teraz jak burza.

– Co musiałoby się stać, żebyś przestała uprawiać street workout?

– Gdybym miała więcej pieniędzy, to wróciłabym do sportu z dzieciństwa, czyli jazdy konnej. Zaczęłam jak miałam sześć lat i kontynuowałam to przez dziesięć. Najpierw jeździłam rekreacyjnie, później na obozach sportowych. Skakałam też przez przeszkody, ale nie startowałam ze względu na to, że byłam za młoda i mama się bała o mnie.

– Czym zajmujesz się na co dzień?

– Uczę się w szkole jako masażystka i pracuję w sklepie obuwniczym. Może to nie jest na razie praca marzeń, ale póki co jest dobrze. Jak skończę szkołę to zacznę pracę w swoim zawodzie. Zawsze marzyłam, żeby być masażystką.

– A gdzie chciałabyś kontynuować pracę w swoim wymarzonym zawodzie?

– Nie traktuję Raciborza jako miasta, w którym chciałabym zostać na zawsze. Masaż jest tak popularny, że trudno dostać pracę w tym zawodzie, a w takim małym mieście jak Racibórz to szczególnie. A gdzie chciałabym mieszkać i pracować to sprawa otwarta. Najlepiej Kraków, bo je kocham. Zawsze podobały mi się stare miasta.

– Jeśli nie masaż to co?

– Może wizaż? To jest coś co mi się podoba i mam do tego dryg. Robię to z przyjemnością. Wiadomo, że malujemy się codziennie, więc warsztat związany z wizażem jest bogatszy każdego dnia.

– Street workout uprawiasz już półtora roku. Masz jakieś mięśnie, które szczególnie lubisz?

– Hmm... bicki (śmiech). Jak na babkę nie jest źle. Mój chłopak wie, że musi się mnie bać (śmiech). Oczywiście żartuję, ale wiadomo, że kobieta zawsze jest trochę słabsza od mężczyzny.

– Ćwiczenia dzięki własnej masie ciała są również niebezpieczne jak jazda konna. Teraz mama się już o Ciebie nie boi?

– To jest inny moment życia. Wtedy byłam mała, teraz już dorosła i wiem jakie niebezpieczeństwa niesie za sobą ten sport.

– Czy odniosłaś jakąś kontuzję?

– Tak i to boleśnie. Zrobiłam sobie raz krzywdę i to z własnej głupoty. Myślam, że to jest dużo łatwiejsze niż sądziłam. Była ze mną wtedy moja przyjaciółka Kasia, która też tutaj trenuje. Upadłam, wstałam, otrzepałam się i ćwiczę dalej.

– Jeździłaś konno, biegałaś, teraz ćwiczysz, ale jednym z hobby jest dla Ciebie również modeling. Jak wygląda Twoja przygoda z fotografią?

– Jest dużo aplikacji w których można pochwalić się zdjęciami jak chociażby instagram. Na modeling jestem za niska. Mam profil na maxmodels, ale od fotografów ciągle słyszałam stwierdzenie: Jesteś śliczna, ale ile masz wzrostu? Odpowiedź 1,64 m ich nie satysfakcjonowała. Owszem, są fotografowie, którzy chcą ze mną współpracować, ale poniekąd mam lekkie obawy, bo oni od razu chcą, żebym się rozbierała przed obiektywem, a ja tego nie chcę. Mam swoje żelazne zasady i nie zamierzam ich łamać. Wiem, że nagość jest w modzie, ale trzeba mieć trochę swojej prywatności.

– Ale jednak trochę pokazałaś ciała... mam na myśli tatuaż w dosyć nietypowym miejscu.

– Owszem pokazałam. Cieszyłam się z niego bardzo, więc podzieliłam się fotką z innymi.

– Skąd pomysł na tatuaż w dość specyficznym miejscu, pod piersiami?

– Marzyłam o nim od pięciu lat i powiedziałam sobie wtedy, że jeśli nie przejdzie mi ochota na zrobienie tatuażu przez trzy lata, to sobie go zrobię. Minęło nawet pięć, więc go zrobiłam. To był jak najbardziej przemyślany wybór. Wiem, że to był mój pierwszy i ostatni. Znajomi się śmieją i mówią, że zrobię sobie kolejne, bo od pierwszego się zaczyna, ale ja wiem, że ten jest jedyny.

– A teraz pytanie z innej beczki, a w zasadzie z innego gara. Gotujesz?

– Oczywiście! Lubię i potrafię. Teraz jestem panią domu i gotuję. Moja specjalność to rosół i gulasz.

– Co lubisz jeść?

– Wszystko poza kaszanką i wątróbką.

– W wolnej chwili opiekujesz się także młodszym rozdzeństwem.

– Tak, Lila ma dopiero dwa latka. Spora różnica wiekowa, ale mam młodą mamę.

– Ale Ty na razie nie myślisz o dzieciach?

– Myślę, że odpowiedni czas będzie za jakieś pięć lat.

  • Numer: 24 (1256)
  • Data wydania: 14.06.16
Czytaj e-gazetę