środa, 20 listopada 2024

imieniny: Anatola, Rafała, Edmunda

RSS

Człowiek powinien wziąć odpowiedzialność za zwierzę, które udomowił

03.05.2016 00:00 red

Debata „Nowin” na temat sytuacji bezdomnych zwierząt w regionie

Często musimy działać w pośpiechu, kiedyś miałam trzy godziny na zabranie psa, bo inaczej właściciel planował wyrzucić go do lasu – Agata Radwan

Nic innego nie chcemy poza tym, żeby istotę, w której bije serce, oddycha i czuje ból traktować z szacunkiem do życia – Małgorzata Malik-Kęsicka

Za mało jest ludzi broniących interesy zwierząt, za niska jest świadomość i za słabe współdziałanie – Ireneusz Serwotka

Bywa, że właściciel zgłasza się po zagubionego zwierzaka, jeśli jednak pies jest stary, schorowany i wyrzucony, to nikt po niego nie przyjdzie – Wanda Mruczyńska

Na wsiach potrzebne są bardziej bezpośrednie działania, np. poprzez księdza – Izabella Kozieł

Edukacja i kształtowanie wrażliwości wobec zwierząt konieczne jest już na poziomie szkolnym – Krzysztof Bielecki

W zeszłym roku staraliśmy się o środki finansowe na kampanię informacyjną, niestety dla komisji były inne priorytety, ponieważ przed zwierzętami zawsze jest człowiek – Justyna Ostrzołek

Wielu ludzi nie wie, że schroniska prowadzone są przez prywatne przedsiębiorstwa, które czerpią z tej działalności zyski – Jowita Kasprzyk

Łatwiej byłoby działać, gdyby inicjatywy podobne do naszej pojawiły się w gminach – Ewelina Łuc

Liczba odbieranych przez właścicieli psów mogłaby być dużo większa, ale często brakuje informacji, gdzie można je szukać – Rafał Połednik


Problem bezpańskich zwierząt tylko z pozoru wydaje się nieważny, drugorzędny. Tymczasem sposób w jaki radzą sobie z nim społeczności lokalne, świadczy o ich kulturze, świadomości, a także stosunku do życia.

Dlatego inicjując redakcyjną debatę, chcemy szerzyć szlachetne inicjatywy na rzecz niechcianych zwierząt, a także wspierać działania, które mogą zapobiegać niepotrzebnemu ich krzywdzeniu. Aby lepiej zrozumieć i przeciwdziałać bezdomności, należy nieustannie uświadamiać i uwrażliwiać ludzi, którzy często nawet nie wiedzą, gdzie są w ich okolicy schroniska czy przytuliska. Na szczęście coraz więcej jest osób nieobojętnych, a wśród nich zapaleńców – działaczy i wolontariuszy z poświęceniem oddających się sprawom zwierząt.

Te w zamian za okazane serce, odwzajemniają się, stając się wiernymi towarzyszami, bezinteresownymi przyjaciółmi, a czasem nawet pracują dla ludzi, jak chociażby wolno żyjące koty, wypowiadające walkę na śmierć i życie groźnym miejskim gryzoniom.

O to, jak można pomagać bezpańskim zwierzętom, jakie trzeba stworzyć im warunki do godnego życia, jak przekonać niewrażliwych na ich los do okazania im większej troski i współczucia – zapytaliśmy przedstawicieli samorządów, schroniska i przytuliska dla zwierząt, a także wolontariuszy organizacji i fundacji trzech naszych powiatów: rybnickiego, raciborskiego i wodzisławskiego.

Psy i koty na ulicy

– Najwięcej zwierząt w schronisku pojawia się w okresach poświątecznych, po sylwestrze i wczesną wiosną, gdy rodzi się wiele szczeniąt. W gminach ludzie znają swoje zwierzęta, a bezpańskie psy, to głównie takie, które zostały tam przywiezione i wypuszczone. W wakacje nagminnie zdarza się, że ludzie wyjeżdżający na urlopy, nie wiedząc co zrobić z psem, wypuszczają go lub przywiązują przy parkingach. Bywa, że właściciel zgłasza się po zagubionego zwierzaka, jeśli jednak pies jest stary, schorowany i wyrzucony, to nikt po niego nie przyjdzie – mówi kierownik Schroniska dla zwierząt w Raciborzu Wanda Mruczyńska.

Rafał Połednik ze Stowarzyszenia na rzecz zwierząt „Koty, psy i my” w Wodzisławiu Śląskim, wyjaśnia natomiast, że najwięcej bezpańskich zwierząt pojawia się na ich terenie w sylwestra, kiedy uciekają przestraszone wystrzałami petard, ale także w okresie rui. Dużą grupę stanowią zwierzęta, których właściciele nie widzą możliwości zatrzymania ich z powodu wyjazdu za granicę, zmiany miejsca zamieszkania, warunków lokalowych, a nawet własnej bezdomności. – Szacujemy, że właściciele odebrali od nas ok. 40 – 50 proc. swoich psów. Liczba ta mogłaby być dużo większa, ale często brakuje informacji, gdzie można je szukać. Zdarzyło się, że pies przyjechał do nas autobusem z Jastrzębia Zdroju – wspomina.

– Kilkanaście 3 – 4-miesięcznych szczeniaków, które do nas trafiło w lutym, to zapewne niechciane prezenty gwiazdkowe. Zgłaszane są też ciężarne kotki, które trzeba sterylizować. Łatwiej byłoby działać, gdyby inicjatywy podobne do naszej pojawiły się w gminach, szczególnie że dziś zwierzęta stamtąd trafiają do nas – mówi o rosnącej skali problemu Ewelina Łuc ze Stowarzyszenia „Koty, psy i my”.

– Często zwierzęta są niechcianym spadkiem, rodzina nie chce zająć się pieskiem lub kotkiem babci. Zdarzają się też psy stare lub chore, czy one tak chętnie uciekają? Nie. Wyrzuca się je, bo trzeba wydać pieniądze na leczenie. Czasem samotni właściciele trafiają do szpitala, do domu opieki i nie ma kto zająć się ich zwierzętami – wylicza Jowita Kasprzyk ze Stowarzyszenia na Rzecz Budowy Gminnego Schroniska dla Bezdomnych Zwierząt.

– Psy wyrzucane są na pobocza, poza miastem. W wakacje pod moim domem wyłapałam sześć psów, z czego trzy pozostały u mnie, w domu tymczasowym. Często musimy działać w pośpiechu, kiedyś miałam trzy godziny na zabranie psa, bo inaczej właściciel planował wyrzucić go do lasu – tłumaczy Agata Radwan z Fundacji „Jestem głosem tych co nie mówią” w Rybniku.

Schroniska przyjazne zwierzętom

– Statystycznie co trzy dni przeprowadzamy adopcję psa lub kota, zachowując okres dwutygodniowej kwarantanny u nas lub w domach tymczasowych. Zajmujemy się głównie psami i kotami, choć był również żółw i gołąb. Nasza dobra opinia sprawia, że problem bezpańskich zwierząt z całego powiatu wodzisławskiego prawie wyłącznie spada na nasze barki – przedstawia sytuację Rafał Połednik. I dodaje: – Przez nasze ręce przeszło ok. 500 psów, a kotów już nie liczymy. Z doświadczenia radnego wiem, że temat bezdomności zwierząt budzi najwięcej dyskusji na sesjach i nie zawsze ma pozytywny przebieg, gdyż uznawany jest za mało ważny. Gminy jednak wydają dużo na zwierzęta i pomimo, że z naszej, perspektywy „zwierzolubów” to zawsze mało myślę, że pieniądze te można często lepiej wydawać.

– Poprosiłam burmistrz Pszowa, aby pomogła w sfinansowaniu zabiegu sterylizacji jednej z bezdomnych kotek. Okazało się, że schronisko w Rybniku, z którym Pszów ma umowę, wykonuje ten zabieg zdecydowanie drożej niż prywatnie, np. w lecznicy w Raciborzu – potwierdza opinię Agata Radwan.

Pod wrażeniem działania stowarzyszenia „Psy, koty i my” jest starosta wodzisławski Ireneusz Serwotka: – Dzięki staraniom wolontariuszy, wiele zwierząt trafiało do swoich właścicieli lub znalazło nowe domy. W ten sposób i u mnie pojawił piesek. Uważam, że powinniśmy ideę przytuliska dla zwierząt propagować szerzej, w innych gminach powiatu wodzisławskiego.

Zysk kontra dobre serce

– Wiele ludzi nie wie, że schroniska prowadzone są przez prywatne przedsiębiorstwa, które czerpią z tej działalności zyski. Przynoszone są tam karmy i inne dary, ale nikt nie ma możliwości skontrolowania, czy trafiają do zwierząt, ile faktycznie przeznacza się na ich utrzymanie, a wolontariusze, potrafiący z dobroci serca zaopiekować się zwierzęciem, nie mają wstępu. To wypaczona, jak dla mnie, idea schroniska – przekonuje Jowita Kasprzyk.

I opowiada, jak w Rybniku, w prywatnym schronisku, w soboty wyłącznie spod bramy, kilka osób może zabrać psy na godzinny spacer (wolontariatu nie ma i nie będzie). Nie ma ogłoszeń o znalezionych zwierzętach, a te o adopcji, podbierane są „wyprowadzaczom” ze strony facebookowej.

– Zdajemy sobie sprawę, że gminy mają na uwadze inne ważne sprawy, że mogą nie posiadać specjalistów w dziedzinie zwierząt (w tym bezdomnych). Nasze Stowarzyszenie powstało m.in. po to, aby pomóc gminom i pokazać dobre wzorce, podsunąć pomysły. Powstaje właśnie strona internetowa, gdzie będzie można znaleźć wszystkie informacje prawne związane ze zwierzętami w Rybniku i okolicy, a także stanie się miejscem dyskusji opiekunów kilkunastu tysięcy psów z Rybnika (nie licząc mruczków i innych zwierząt) – zachęca do korzystania z niej Jowita Kasprzyk. Warto, by mieszkańcy współtworzyli politykę prozwierzęcą w mieście i mogli o tym w jednym miejscu porozmawiać. Tłumaczy, że głównym celem Stowarzyszenia na rzecz budowy gminnego schroniska dla bezdomnych zwierząt jest utworzenie miejsca, którego filarem będą wolontariusze. – Przygotowujemy projekt razem z kancelarią adwokacką i doradcą finansowym pod względem prawnym, organizacyjnym i finansowym. Gdy będzie gotowy, przedłożymy go prezydentowi, ponieważ w pierwszej kolejności powinny dowiedzieć się o nim nasze władze – zapewnia Jowita Kasprzyk.

– Sytuacja naszego schroniska zmieniła się na lepsze, mieliśmy już 190 psów, dziś jest ich około 90. Mamy podpisane umowy z niektórymi gminami, które dostarczają nam bezpańskie zwierzęta ze swego terenu. Zdarzają się jednak i takie gminy, które pomimo porozumienia, nie dostarczyły dotąd żadnego psa i nie wiadomo, jak radzą sobie z bezdomnymi zwierzętami – komentuje kierownik Wanda Mruczyńska.

Najważniejsze: czipowanie, kastracja i edukacja

Kierownik raciborskiego schroniska zapewnia, że psy oddawane do adopcji w mieście są czipowane, a niektóre gminy, w umowach zawarły wymóg czipowania psa przy przyjęciu do schroniska. – Wszystkie nasze zwierzęta są wysterylizowane i wykastrowane. Jesteśmy na etapie przygotowywania umowy o współpracy z OTOZ „Animals”, co umożliwi wejście na teren schroniska wolontariuszom tej organizacji. Nie bez znaczenia jest, że od miasta otrzymaliśmy działkę, na której znajdzie się wybieg dla psów – zapowiada pani kierownik.

– Dobrze układa się nam współpraca ze schroniskiem w Raciborzu. Miasto widzi nasze problemy. Od dwóch lat przeprowadzamy sterylizacje i kastracje u kotów wolno żyjących. Tylko w ub.r. wykonano je u 116 zwierząt. Należą się za to słowa podziękowania radnym. Gmina przekazała nam też nieodpłatnie teren i zleciła budowę 20 ocieplonych domków – bliźniaków, gdzie schronisko zajmie się dokarmianiem wolno żyjących kotów – potwierdza poprawne relacje wolontariuszka Ogólnopolskiego Towarzystwa Ochrony Zwierząt „Animals” w Raciborzu Małgorzata Malik-Kęsicka.

Wzorem dużych miast zamierza starać się o wprowadzenie w Raciborzu sterylizacji i kastracji kotów właścicielskich. – Gdy kociątko zaczyna znaczyć teren, a właściciela nie stać na kastrację, zwierzak trafia na ulicę. Jeśli jednak rodzina miałaby możliwość wykonania zabiegu, kotek zachowałby dom. To jest również ekonomiczne dla gminy, bo wyłapywanie, dowóz oraz utrzymania psa lub kota w schronisku, po blisko trzech miesiącach kosztuje ok. 2 tys. zł. Za te pieniądze można wysterylizować i wykastrować dużo zwierząt, których właściciele nie będą „produkować” bezdomnych czworonogów – twierdzi Małgorzata Malik-Kęsicka.

Potrzebę edukacji i kształtowanie wrażliwości na poziomie szkolnym widzi Krzysztof Bielecki, behawiorysta, koordynator OTOZ „Animals” w Raciborzu: – Zmieniać podejście do zwierząt powinno się w szkole podstawowej, bo w wieku 16 – 17 lat jest to prawie niemożliwe. Jeśli ktoś wcześniej nie polubił kotów i psów, później nie będzie obchodził go los zwierząt. – Edukacja dzieci przyniesie efekty być może dopiero za 15 lat, dlatego im później zaczynamy, tym dłużej skazujemy zwierzęta na bezsensowne cierpienia ze strony ludzi nieuświadomionych – przestrzega. Raciborskiego inspektora martwi, że w szkołach takiej edukacji nie ma, choć istnieje możliwość wprowadzenia chociażby jednej lekcji w ciągu całego roku.

– W zeszłym roku jako fundacja w ramach projektu, staraliśmy się o pozyskanie środków na kampanię informacyjną. Niestety, dla komisji były inne priorytety, ponieważ przed zwierzętami zawsze jest człowiek – ubolewa, że nie udało się pozyskać dotacji Justyna Ostrzołek z Fundacji „Jestem głosem tych co nie mówią” w Rybniku.

O dobrej współpracy z młodymi ludźmi mówi natomiast kierownik Wanda Mruczyńska: – Obecnie w raciborskich szkołach ponadgimnazjalnych przygotowywane są projekty, do których młodzież chętnie wybiera schroniska. Fajnym zwyczajem są też dary przywożone przez nowożeńców, którzy zamiast kwiatów życzą sobie karmę dla zwierząt.

– Mamy zaprzyjaźnioną szkołę, w której dzieci przygotowują już kolejny raz dla naszych zwierząt paczki, a każda paczka jest inna, kolorowo opisana i adresowana dla konkretnego psa lub kota – wtóruje szefowej raciborskiego schroniska Ewelina Łuc ze stowarzyszenia „Koty, psy i my”.

– Nie chcę usprawiedliwiać samorządów, że nie garną się do problemu bezdomności zwierząt, ale potrafię zrozumieć, że jest wiele innych trudnych zadań, którymi trzeba się zająć. Za mało jest ludzi broniących interesy zwierząt, za niska jest świadomość i za słabe współdziałanie. Być może trzeba być interesownym i przekonać samorządowców, że dobre działania mogą im przysporzyć większą akceptację, a tym samym poparcie społeczne – podpowiada starosta Ireneusz Serwotka.

Okrutna mentalność wiejska

– Najbardziej dramatyczna jest sytuacja zwierząt na wioskach. Jak edukować ludzi, trzymających psiaka na metrowym łańcuch, w upały lub mrozy bez budy, bez wody? Jeśli nie będziemy mieli po swojej stronie sołtysa, to nie dotrzemy do tych osób – ubolewa Małgorzata Malik-Kęsicka.

Apeluje: – Wszyscy musimy być świadomi, że „bezdomniaki” za kratami, to problem nie tylko schroniska, czy organizacji, ale całej naszej społeczności.

Izabella Kozieł z Fundacji „Jestem głosem tych co nie mówią” z własnego doświadczenia wie, że ludzie na wsi mają inne podejście do zwierząt: – Trzeba traktować ich inaczej, zmienić nastawienie, często wspierając się autorytetami i badaniami naukowymi, nawet w tak banalnych opiniach, potwierdzających, że kot wysterylizowany lub wykastrowany równie dobrze będzie łapał myszy, jak przed zabiegiem.

Potrzebne są też bardziej bezpośrednie działania, np. poprzez księdza. – Kiedy znalazłam małego pieska przywiązanego do płotu, porozwieszałam ulotki ze zdjęciem, a proboszcz mówił o tym podczas niedzielnych mszy. Po drugim nabożeństwie znalazł się właściciel, który skwitował całe zajście: „Pani, tako gańba na wsi”. Pieskowi oczywiście znaleźliśmy inny dom – opowiada wiejską historię Izabella Kozieł.

Podczas debaty padały słowa uznania dla ludzi prowadzących domy tymczasowe dla zwierząt, bez których organizacje nie dałyby rady. – Dzwonią do nas osoby, które znalazły zwierzaka na ulicy, po wypadku, a my nie mamy schroniska, dlatego zabieramy je do siebie, albo trafiają do domu tymczasowego – podkreśla znaczenie takich miejsc Izabella Kozieł.

– Chciałabym powiedzieć również o „kociarach”, które dokarmiają dziesiątki, jak nie setki mruczków. Im należą się ogromne podziękowania. Znam osoby, które potrafią ostatnią kromkę chleba oddać, zbierać złom, żeby nakarmić bezdomne i wolno żyjące koty. Osoby te za własne pieniądze również leczą swoich chorych podopiecznych – mówi o anonimowych i bezinteresownych karmicielkach Jowita Kasprzyk.

– Jesteśmy specyficznymi ludźmi, sami nazywamy się „zwierzolubami”. Nic jednak innego nie chcemy poza tym, żeby istotę, w której bije serce, oddycha i czuje ból traktować z szacunkiem do życia, a nie jak rzecz, którą można wyrzucić czy skrzywdzić. Zawsze znajdą się ludzie źli dla innych. Musimy jednak kształtować świadomość, że pies czy kot to nie pluszak, że czuje ból choć go nie rozumie. Człowiek powinien wziąć odpowiedzialność za zwierzę, które udomowił – podsumowywała dyskusję Małgorzata Malik-Kęsicka.

Ewa Osiecka

  • Numer: 18 (1250)
  • Data wydania: 03.05.16
Czytaj e-gazetę