Mianowałam na uczniów 258 dzieci
W tym roku Szkoła w Pawłowie obchodzi 45 urodziny. Rocznice są obchodzone co pięć lat. Tym razem odbył się m.in. przemarsz przez wioskę, apel i mecz siatkówki, w którym uczniowie ulegli nauczycielom.
O jubileuszu i nie tylko opowiada dyrektorka Zespołu Szkolno-Przedszkolnego w Pawłowie, Regina Strzeduła. Rozmawia Marcin Wojnarowski.
– Jest pani dyrektorką od 2002 roku. Co robiła pani wcześniej?
– Pochodzę z Makowa i już w latach 1974 – 75 uczęszczałam do pawłowskiej szkoły. Moja kariera nauczyciela również rozpoczęła się w tej placówce, gdzie zaczęłam uczyć historii w 1983 roku. Od 2002 roku jestem tu dyrektorem. Przede mną placówkę prowadzili Jerzy Świątek i Halina Arendarska. Podobny okres pracują tu jeszcze dwie nauczycielki: Gabriela Kubik i Teresa Flak.
– Ili uczniów już pani wychowała?
– Od początku funkcjonowania naszej szkoły w 1971 r. jej mury opuściło 1315 absolwentów. Osobiście, jako dyrektor, mianowałam na uczniów 258 dzieci. Wśród nich jest wiele osób, które osiągnęły sukces. Niemal wszyscy lokalni przedsiębiorcy kończyli naszą szkołę, inni prowadzą dobrze prosperujące gospodarstwa. Niektórzy uczniowie zostali nauczycielami.
– Czy pedagogika to pani powołanie?
– Tak. Gdybym miała wybierać jeszcze raz, to wybrałabym pracę w szkole. Być może zainteresowałabym się bardziej geografią, która pasjonuje mnie od dawna.
– Obserwowała pani wiele reform oświaty. Co z minionego uważa pani za wartościowe?
– Dobrze by było gdyby wróciły mundurki szkolne. Powodowały większą łączność i identyfikację uczniów ze szkołą. To z kolei ułatwia sytuacje wychowawcze. Inną sprawą jest brak autorytetów wśród dzieci. Obecnie mamy większy szacunek nauczyciela do ucznia, niż na odwrót. Tę cechę widać już u najmłodszych dzieci. Są one odważniejsze, śmielsze i mają większe poczucie bezpieczeństwa. To akurat dobre cechy, ale musimy pamiętać aby wychowywać dzieci w zgodzie i szacunku dla innych.
– Jakie plusy ma nauka w wiejskiej szkole?
– Nauczyciele znają wszystkie dzieci i mogą z nimi pracować indywidualnie. Nasze klasy liczą do 20 uczniów. Mamy bardzo dobry kontakt z rodzicami. Na bieżąco się informujemy i przekazujemy uwagi. Jeśli chodzi o wyposażenie, to nie odbiegamy od placówek miejskich. Mamy dobre zaplecze sportowe, jeździmy na basen, a świetlica jest czynna tak aby dopasować się do pracy rodziców.
– Czy działalność UKS-u wpływa na postrzeganie waszej szkoły?
– UKS jest naszą wizytówką. Zespół pod opieką Wojciecha Zalewskiego, który również uczęszczał do naszej szkoły, osiąga bardzo dobre wyniki. Na pewno ma na to wpływ sam trener. Członkami klubu jest 90 procent uczniów. A dzięki treningom nasze dzieci mają ponadprogramowe godziny sportu.
– Lokalna społeczność wspiera waszą działalność?
– Rodzice z roku na rok coraz chętniej nas wspierają. Czasem wskazują problemy w klasach, kiedy indziej biorą udział w wycieczkach. Angażują się też w przygotowanie ciast np. na Eko-Wystawę, kiedy sprzedajemy wypieki a cały dochód przeznaczamy na organizację wycieczki dla uczniów. Podobnie na kiermaszach świątecznych, kiedy rodzice nam pomagają dowożąc dzieci na miejsce.
– Jest pani historykiem. Czy uważa pani, że powinny być lekcje z historii lokalnej?
– Kiedyś były zajęcia z edukacji regionalnej, ale je zlikwidowano. Obecnie lokalną historię można przemycać na lekcjach historii, lecz zgodnie z programem nie ma na to zbyt wiele czasu. A to tu jest prawdziwa ojczyzna tych dzieci. Kiedy dowiadują się np. o Joannitach, którzy kiedyś mieszkali w Makowie albo o wspomnieniach swoich dziadków z drugiej wojny światowej, to mają zupełnie inny obraz historii. Wpływa to na wzmacnianie więzów rodzinnych, a i nauka jest wtedy przyjemniejsza.
– Który okres historii jest pani najbliższy?
– Lubię Polskę szlachecką, Jagiellonów i królów elekcyjnych. Chyba dlatego, że były to czasy bardzo dynamiczne i nastało wtedy wiele istotnych zmian w kraju. Czasy te obfitowały w ciekawe postacie, które miały duży wpływ na polska kulturę. Mój ulubiony król to Stefan Batory, niepokorny i walczący ze szlachtą, domagającą się coraz większych przywilejów.
– Wracając do jubileuszy. Czy zdarza się na nich coś nowego, co panią zaskakuje?
– Święto szkoły obchodzimy w okresie końca lutego, kiedy przypada rocznica urodzin Mikołaja Kopernika, patrona szkoły. Jednak byli uczniowie odwiedzają nas o różnych porach roku. Czasem organizują w szkole spotkania klasowe, na których wspominają, śmieją się, a my za każdym razem słyszymy coś nowego.
– Podczas ostatniego jubileuszu odbył się mecz siatkarski uczniowie kontra nauczyciele. Czy wygrana pedagogów była ustawiona? Przecież macie bardzo dobrych siatkarzy?
– Nic nie było ustawione. Naszą silną stroną było trzech wuefistów. Wiem, że uczniowie już szykują rewanż, który ma się odbyć 1 czerwca na Dzień Dziecka.
– Jak odczuwacie problem z demografią?
– Kiedy zaczęłam pracę dyrektora, do szkoły uczęszczało 130 uczniów. Obecnie jest ich nieco ponad 80. W przedszkolu mamy dzieci również z innych obwodów, ale wiemy, że do szkoły pójdą już w swoich miejscowościach. W tym roku nie otworzymy pierwszej klasy sześciolatków, gdyż tak zdecydowali rodzice. Niestety, tak wygląda demografia i podobne problemy mają niemal wszystkie szkoły.
– Jakie zadania widzi pani przed sobą?
– Kiedyś szóstoklasiści, kończący szkołę, podarowali mi złotą rybkę, co miała spełniać życzenia. Wkrótce udało się wybudować halę sportową. Dziś rozmawiam z rybką o bieżni, pracowni językowej z prawdziwego zdarzenia oraz o wyposażeniu wszystkich sal lekcyjnych w tablice multimedialne. W przyszłości, szkole przydałoby się jeszcze odświeżenie i malowanie.
– Czego życzyć dyrektorowi szkoły?
– Dobrej współpracy z rodzicami i życzliwości. Kiedy w ten sposób rozmawiamy ze sobą, wówczas lepiej się dogadujemy i rozumiemy. Dobra współpraca z rodzicami to chyba gwarancja efektów dydaktycznych i wychowawczych. No i można życzyć, żeby za pięć lat, podczas 50. jubileuszu, było o naszej szkole głośno.
Najnowsze komentarze