środa, 20 listopada 2024

imieniny: Anatola, Rafała, Edmunda

RSS

Ludzie wielkanocni, ludzie radośni

29.03.2016 00:00 red

ks. Łukasz Libowski przedstawia

Uroczystość Zmartwychwstania Pańskiego i okres wielkanocny odkrywają przed nami i wprowadzają nas w nowy wymiar przeżywania naszej wiary i naszego człowieczeństwa. Tym nowym wymiarem jest radość. Oto mamy być ludźmi radykalnej radości!

Krzyż melancholii

Czas, w jaki zostaliśmy „wrzuceni”, nie sprzyja, niestety, radości. By się o tym przekonać, wystarczy rozglądnąć się dokoła i spojrzeć na twarze ludzi. Co daje się z nich wyczytać? Jakieś dojmujące zaabsorbowanie prozaicznością: tym, żeby powierzone sobie zadania i obowiązki, tak zawodowe, jak domowe, względne dobrze wykonać, żeby zdążyć załatwić, co gdzie i z kim trzeba, żeby z miesiąca na miesiąc pieniędzy wystarczyło i żeby do garnka co włożyć było. Z ludzkich twarzy bije znużenie konsekwentnie i niezmiennie obracającym się kołowrotem powszedniości. Maluje się na nich pewne rozczarowanie człowiekiem i teraźniejszością oraz niepewność jutra. To zrozumiałe. Bo i z czegóż się cieszyć, skoro życie nie rozpieszcza, ale ciąży i męczy, jawiąc się w niewesołych zgoła kolorach?

Ogarnia nas przygnębienie i smutek, owiewa nas melancholia. Żyjemy wszakże, lecz co to za życie. Bez ustanku czymś zajęci, nie możemy po prostu żyć, tak spokojnie i beztrosko żyć życiem, delektować się rozmaitymi jego odsłonami i smakami. Żyjąc, odczuwamy zatem ból – ból życia, ból istnienia. I powoli dociera do nas, że życie nierozerwalnie związane jest z cierpieniem: cierpi ten, kto żyje i żyje ten, kto cierpi. Wystarczy bowiem być człowiekiem, aby cierpieć. Wystarczy być człowiekiem, aby dźwigać krzyż. Ponieważ krzyż wpisany jest w naszą egzystencję na jakimś zasadniczym poziomie.

Cierpienie dla cierpienia

Chrześcijaństwo zachodnie mniej więcej od średniowiecza zorientowane jest raczej pasyjnie. Skupia się przeto bardzo, zwłaszcza w przestrzeni modlitwy prywatnej i ludowej, na męce Pańskiej i w centrum wiary, jako jej oś niejako, ustawia krzyż. Krzyż z figurą powyginanego w konwulsyjnym bólu ciała Jezusa.

Czy upatrywać w tym fakcie skutku pogłębienia tajemnic wiary, tzn. skupienia się na tym, co istotne i najbardziej przemawiające do wyobraźni? Czy może próby – poprzez pokazanie gehenny Boga, a tym samym Jego współudziału we wszystkich doświadczeniach człowieczej doli – usensowienia albo częściowego przynajmniej zrehabilitowania cierpienia? A może widzieć w owym fakcie usiłowanie gloryfikowania czy wręcz ubóstwiania cierpienia? Czy może tylko przejaw prymitywnego, jakiegoś pierwotnego i nieokiełznanego upodobania ducha ludzkiego w tym, co okrutne, brutalne i krwawe? Jakkolwiek było, stało się: krzyż stanął pośrodku wiary, zatkniony jako jej ośrodek. W rezultacie zaczęła się szerzyć pobożność pasyjna, na wszystko patrząca z wysokości krzyża i przez pryzmat krzyża.

I dobrze to, i źle zarazem. Dobrze, bo rzeczywiście wydarzenie krzyża jest najważniejsze i kluczowe: ukazała się w nim przecież miłość doskonała, dla człowieka unicestwiająca samą siebie, dokonało się w nim, przez ofiarniczą śmierć Bożego Syna, nasze usprawiedliwienie i uprzystępniło nam ono zbawienie. Źle natomiast, bo niekiedy, a może nawet i dość często, pobożność ta zamknęła i zasklepiła się w krzyżu i w cierpieniu – w cierpieniu dla cierpienia. W konsekwencji okazała się pyszna, bo pewna swego zbawienia. I posępna.

Wszystko będzie dobrze

Tymczasem, owszem, był Wielki Piątek, ale na nim się nie skończyło. Po piątku była jeszcze wypełniona grobową ciszą sobota, a po niej nastał opromieniony radością poranek wielkanocny. Krzyż nie był tedy ostatnim słowem ani klęską Boga, jakby się mogło wydawać. Był wstępną częścią wielkiej symfonii zbawienia albo pierwszym aktem dramatu zbawienia. Niczego nie zamknął, ale otworzył – otworzył Nowe Przymierze.

Dlatego koniecznym dopełnieniem krzyża jest zmartwychwstanie. Razem tworzą integralną całość i trzeba dbać o to, żeby ani jednego, ani drugiego nie przeakcentować. Stąd też coraz częściej spotyka się krzyże paschalne, czyli takie, których belki rozpadają się i na których umocowana jest rzeźba Chrystusa w ciele chwalebnym.

Zmartwychwstanie przezwycięża mroczną i ciasną logikę udręki. Idzie dalej, zakreśla szerszy horyzont. Objawia dynamiczną logikę Boga, logikę, która zawsze dąży do życia i która wlewa w cierpieniem przeorane i zszargane, i, rzec chyba można, oczyszczone serce człowieka nieskończoną nadzieję. Nadzieję nie tyle na to, że to, co trudne wnet minie – taka nadzieja byłaby w gruncie rzeczy naiwna – lecz na to, że wszystko będzie dobrze, że ostatecznie wszystko się dobrze skończy, gdyż wszystko jest w dobrych rękach Boga.

Radość radykalna

Takie spojrzenie w jutro, jeśli tylko je zaakceptujemy i przyjmiemy za swoje, musi obecne nasze przygnębienie ozłocić, musi w przyćmione nasze, „tu i teraz” wlać trochę światła. Z wiary w taką, bądź co bądź, niepewną, ale koniec końców zwycięską przyszłość powinna przynajmniej zakiełkować, a właściwie to bujnie wykwitnąć w naszym życiu radość. Nie płytka wesołkowatość, nie głupkowaty śmiech czy chichot, lecz radość – radykalna radość.

Bądźmy ludźmi wielkanocnymi! Toż chrześcijaństwo to wielkanocność, jak zwykł mawiać abp Nossol, a wielkanocność to radość. Nie bójmy się tej paschalnej radości! Szczerze życzmy jej sobie, ponieważ jest ona nowym, lepszym wymiarem naszej więzi z Bogiem, a także naszego człowieczeństwa.

Ta radość to głębia. Sięga najpierw dna rozpaczy – to niezmiernie ważne, że jej nie ignoruje – a potem rozpacz rozsadza. Ta radość jest nieposkromiona. Może przygasnąć, przyblednąć, zachwiać się, ale nigdy nie wyczerpie się ani nie załamie. Ta radość uczyni nas wiarygodnymi świadkami Chrystusa zmartwychwstałego w naszym apatycznym dniu codziennym i w naszym smutkiem, humanistycznym pesymizmem spowitym świecie.

  • Numer: 13 (1245)
  • Data wydania: 29.03.16
Czytaj e-gazetę