Dylematy sześciolatka
Iść do szkoły czy nie iść – oto jest pytanie
Paweł Rycka – przewodniczący komisji oświaty w radzie miasta
Jedni odnajdą się w szkolnej rzeczywistości prędzej, inni później
Iwona Górecka – mama Magdy, która zaczęła naukę jako 6-latka
Bezcelowe było zatrzymywanie dziecka w przedszkolu
Danuta Hryniewicz – psycholog, wieloletnia dyrektor Poradni Psychologiczno-Pedagogicznej
Pod względem rozwoju umysłowego między sześciolatkiem, a siedmiolatkiem nie ma różnicy
Tomasz Kuryłowicz – ojciec Jakuba, którego posłał do szkoły jako 7-latka
Nie żałuję decyzji o pozostawieniu dziecka w przedszkolu
Teresa Frencel – radna powiatowa, przewodnicząca NSZZ Solidarność Nauczycieli
Posyłanie sześciolatków do szkoły nazywam poborem dzieci
Bogusława Małek – dyrektor Szkoły Podstawowej nr 13 w Raciborzu
Rodzice są pierwszymi nauczycielami dzieci
Katarzyna Dutkiewicz – radna powiatowa, polityk Prawa i Sprawiedliwości
Przed samorządem jest trudny moment ale to sytuacja przejściowa. Nie sposób jej uniknąć by naprawić niedobre przepisy i oddać rodzicom możliwość decydowania o własnych dzieciach
Co powinien zrobić rodzic sześciolatka? Posłać go do szkoły czy zatrzymać w przedszkolu? Zaprosiliśmy do dyskusji na ten temat nauczycieli, rodziców i polityków. Wszyscy byli zgodni. Przy tej decyzji należy kierować się dobrem dziecka.
Zaproszenie do naszej debaty prasowej przyjęli: Bogusława Małek – dyrektor podstawówki, która w sposób pilotażowy prowadziła pierwszą w mieście klasę dla sześciolatków; Teresa Frencel – związkowiec nauczycielskiej Solidarności z 25-letnim doświadczeniem w edukacji wczesnoszkolnej; Danuta Hryniewicz – psycholog kierująca przez wiele lat Poradnią Psychologiczno-Pedagogiczną; Katarzyna Dutkiewicz – samorządowiec i polityk Prawa i Sprawiedliwości; Iwona Górecka – mama Magdy, która zaczęła edukację w wieku 6 lat i dziś kończy szkołę podstawową jako wzorowa uczennica; Tomasz Kuryłowicz – tato Jakuba, który poszedł do szkoły jako siedmiolatek oraz Paweł Rycka – przewodniczący komisji oświaty w raciborskiej radzie miasta. Debatę zorganizowaliśmy w naszej sali konferencyjnej 15 marca – w połowie miesiąca, w którym rodzice zapisują swoje dzieci do przedszkoli i szkół.
Gdzie im będzie lepiej?
Dyskusję z ekspertami rozpoczęliśmy od pytania o atuty placówek gdzie dzieci powinny kontynuować edukację. Czy powinno być to przedszkole czy też szkoła? O tym, że rozpoczynanie edukacji szkolnej w wieku 6 lat nie jest niczym nowym przypomniała Bogusława Małek. – Dla SP 13 to nie była rewolucja. Przed sześciu laty powstała klasa licząca 24 uczniów. Pamiętam, że było duże zainteresowanie przy zapisach – powiedziała. Małek wie, że zmiana środowiska oznacza dla dzieci stres. – Zawsze staramy się aby nową klasę tworzyła w więszkości znająca się grupa przedszkolna – wyjaśnia. Odkąd trzynastka prowadzi klasy dla sześciolatków nigdy nie doszło do sytuacji by rodzic zabrał pociechę z powrotem do przedszkola. Dyrektor Małek przekonywała, że podstawa programowa jest ta sama dla dzieci 6- czy 7-letnich. – Inne są metody i formy pracy. Najlepszą formą nauki jest zabawa. Co nie oznacza, że nauczyciele cały czas się z dziećmi bawią – uśmiechała się.
Oburzenia tym, że rodzicom ograniczono wybór w sprawie rozpoczęcia edukacji ich dzieci, nie kryła Teresa Frencel. – Pozbawiono ich podejmowania decyzji. Nastąpił pobór szcześciolatków. Z dywanu oderwano je od zabawy i wpakowano do szkolnej ławki – podkreślała. Zdecydowanie opowiedziała się za przedszkolem dla 6-latków. Wskazała jako atuty: pracę w godzinach od 6.00 do 17.00; cztery posiłki; sympatyczne środowisko w przestronnych salach oraz zerówka z podstawą programową przygotowującą 6-latków do nauki w szkole.
Danuta Hryniewicz uznała, że to nie dziecko, a jego rodzic ma problem w temacie wyboru między przedszkolem i szkołą. – Dziecko jest delegatem rodziny, która staje przed czymś nowym. A przed zmianą zawsze jest opór – oznajmiła psycholog, która sama zaczynała szkołę jako sześciolatka. – 50 lat później dzieci nie są przecież głupsze – skwitowała.
Katarzyna Dutkiewicz zaznaczyła, że nowela ustawy oświatowej dokonana przez PiS przychodzi w sukurs wypowiedzianym w trakcie debaty merytorycznym uwagom. – Sprawa jest indywidualna i stąd pozostawienie możliwości wyboru rodzicom – wyjaśniła.
Iwona Górecka ponownie posłałaby swą córkę jako sześciolatkę do szkoły. – Magda umiała już pisać i czytać w przedszkolu. Chciała iść do szkoły – wspominała. Mama Magdy przyznała jednak, że ma koleżanki, które żałowały takiej decyzji. – Pojawiły się problemy z nauką – przyznała. Górecka nie ma wątpliwości co do jednego. – Żaden polityk nie nakaże mi co robić z własnym dzieckiem – podsumowała.
Tomasz Kuryłowicz był świadom, że syn nie jest gotów by podjąć naukę w szkole. – Nie żałuję tej decyzji. Dziś Kuba uczy się na piątki i szóstki. Od znajomych wiem, że nauczycielki wolą klasy siedmiolatków od młodszych dzieci, bo z nimi trudniej się pracuje – przytoczył.
Przewodniczący Rycka sam posłał córki do szkoły w wieku 7 lat. – Jedna bardzo chciała iść, druga chciała zostać w przedszkolu – wspominał. Według niego, współczesna szkoła różni się znacznie na plus od tej z przeszłości. – Dla najmłodszych są kąciki zabaw. Lekcje nie trwają od dzwonka do dzwonka – wymieniał. Jest zdania, że trzeba sztywno ustalić kiedy zaczyna się obowiązek szkolny. – Łączone klasy nie są dobrym rozwiązaniem – stwierdził.
Dzieci dają lub zabierają pracę nauczycielom
Teresa Frencel już się orientowała w tej kwestii: w tym roku nie będzie specjalnego dramatu ze zwolnieniami nauczycieli w raciborskiej oświacie. – Dyrektorzy prowadzą przewidującą politykę kadrową – zaznaczyła. Żałuje początkującej kadry, zatrudnionej rok temu na umowy okresowe. – Młodzi nauczyciele, którzy się sprawdzili, pozostaną bez pracy – żałuje. Wierzy, że polityka oświatowa miasta będzie zmierzać w kierunku wykorzystania potencjału zawodowego nauczycieli rozpoczynających swoją karierę w zawodzie.
Młode nauczycielki chciałaby zatrzymać u siebie Bogusława Małek. – Nie mogą z nami zostać, a są naprawdę świetne. Wnoszą świeży oddech i zapał do pracy – przyznała.
Przedstawicielka PiS-u przekonywała, że za każdym rozwiązaniem o randze ustawowej idą konsekwencje. – Z rozważną polityką samorządów, które mają możliwości roszad w zasobie nauczycielskim, jesteśmy w stanie sprawić, że te negatywne skutki będą jak najmniejsze – uważa Katarzyna Dutkiewicz. Według niej, nie można, myśląc przede wszystkim o dobru dziecka, projektować systemu edukacji wczesnoszkolnej, patrząc na problem jedynie przez pryzmat ochrony miejsc pracy. Przypomniała też, że ustawa przed nowelizacją, nakładająca obowiązek szkolny na sześciolatki, wiązała się z kolei z zagrożeniem utraty pracy dla nauczycieli przedszkola.
Paweł Rycka zapewnił, że samorząd zrobi wszystko, aby jak najwięcej nauczycieli zachowało pracę. Wiadomo, że do szkół pójdzie 54 dzieci odroczonych od nauki w 2015 roku. – To już 3 klasy. Według szacunków spodziewamy się przynajmniej 40% rocznika sześciolatków w naszych placówkach – oznajmił.
Utracone dzieciństwo czy dłuższa młodość?
Czy wysyłanie sześciolatka do szkoły to zamach na jego dzieciństwo? Mocno polemizuje z taką tezą Danuta Hryniewicz. – A czy dziecko w przedszkolu się nie uczy? Uczy się, tylko inaczej. Pójście do szkoły oznacza stymulację dla jego rozwoju – uważa.
Teresa Frencel nie mówiła o zabieraniu dzieciństwa, ale o nakładaniu na dziecko obowiązków. – Do szkoły trzeba pójść, siedzieć na lekcjach, odrabiać zadania. Tych obowiązków w przedszkolu nie ma. Dzieci zdobywają wiedzę przez zabawę w blokach tematycznych, umożliwiających skupienie ich uwagi – przypomniała.
Bogusława Małek stwierdziła, że sześciolatek w szkole dalej się bawi, tylko to nie dziecko wyznacza granice czasowe tej zabawy. Zabawa jest ukierunkowana – wyjaśniła.
Gdy Iwona Górecka stwierdziła, że jej córce nikt nie odebrał dzieciństwa, Tomasz Kuryłowicz mówił o znacznym obciążeniu syna obowiązkami szkolnymi. Danuta Hryniewicz uznała, że ambitne wymagania nauczycieli wobec pierwszoklasistów są niczym stosowanie przemocy wobec dzieci.
D. Hryniewicz postanowiła obalić mit, że rodzice nie mają czasu dla dzieci bo są zapracowani. – Nie chodzi o ilość czasu jaki poświęcają, a o jakość tych relacji. Kiedyś rodzice mieli jeszcze mniej czasu dla dzieci. Podwórko ich wychowywało. Wspinały się na drzewa, wisiały na trzepaku i chodziły na bosaka. Dziś dziecko po murku nie pójdzie bo boi się upadku. Na drzewo nie wejdzie bo się pobrudzi albo skaleczy – zauważyła uczestniczka debaty.
Pokusa kontra informacja
Przeróżnych sposobów chwytają się samorządy w Polsce by ściągnąć dzieci sześcioletnie do szkół. Po niekonwencjonalne rozwiązania sięgnęły np. Opole i Rybnik. Porównania z Raciborzem dokonała Katarzyna Dutkiewicz, która pracuje w sąsiednim mieście. – Pomysł prezydenta Kuczery by wręczać rodzicom sześciolatków wyprawkę wartą 200 zł wywołał tam ogromną dyskusję. Dlaczego wyróżniono tylko sześcioletnich pierwszoklasistów? – dziwiła się z rybniczanami przedstawicielka PiS. Skomentowała to sama jako pomysł głupi i szkodliwy.
Formą przekupstwa, a nawet prostytucją samorządową określiła takie idee Danuta Hryniewicz.
– Cieszę się, że prezydent Lenk nie idzie tym tropem i ma własne pomysły na zachętę dla rodziców. Do takich należą list do nich i kampania informacyjna. Są dobre, bo wnoszą argumenty w dyskusji. Pomogą mądrze wybrać – stwierdziła K. Dutkiewicz.
Przewodniczący Paweł Rycka podkreślił, że samorząd nie będzie przekupywał rodziców ani motywował w podobny sposób. – Chcemy poinformować i uświadomić o możliwościach i korzyściach. Śmieszne bonusy się nie sprawdzą. Poza tym nie można dzielić dzieci – podkreślił.
Dla Teresy Frencel postawa prezydenta Lenka oznacza, że szanuje on dobrowolny wybór rodziców. – Też mi się to podoba – zaznaczyła.
Bogusława Małek apelowała aby w miejskiej kampani informacyjnej znalazł się przekaz o darmowych podręcznikach dla pierwszoklasistów, nauce pływania z dowozem na basen oraz asystentach dla klas pierwszych, którzy zaopiekują się najmłodszymi na przerwach, w świetlicy i na stołówce. – O wielu udogodnieniach dla rozpoczynających naukę rodzice po prostu nie wiedzą – podsumowała.
Opracował Mariusz Weidner
Najnowsze komentarze