Czad morderca nie ma serca
Tragedia na Płoni. 23-latka zatruła się tlenkiem węgla
Młoda kobieta straciła przytomność w łazience. Pomimo starań ratowników, raciborzanki nie udało się uratować.
23 lutego, godz. 15.00, dom przy ul. Sudeckiej w Raciborzu. Domownicy natrafiają w łazience na nieprzytomną 23-latkę. Wzywają pogotowie ratunkowe, na miejsce jedzie również straż pożarna. Ratownicy podejmują resuscytację krążeniowo-oddechową raciborzanki – na próżno. Kobieta umiera. Strażacy sprawdzają pomieszczenie pod kątem zawartości tlenku węgla – mierniki wskazują ponad 900 ppm śmiercionośnego związku w powietrzu (z ang. parts per million, pol. części na milion; w tym konkretnym przypadku 0,09%).
Czad atakuje całą zimę
Śmiertelne zatrucie czadem na Płoni nie jest jednym w tym roku. Niecały miesiąc wcześniej w kamienicy przy ul. Bosackiej zaczadziła się 51-letnia raciborzanka. To przypadki tragiczne, jednakże w sezonie grzewczym strażacy i ratownicy medyczni mają do czynienia z czadem niemalże każdego tygodnia.
Dość powiedzieć, że feralnego 23 lutego w Kuźni Raciborskiej tlenkiem węgla podtruła się 53-letnia kobieta. 26 stycznia strażacy interweniowali w budynku mieszkalnym przy ul. Słowackiego, gdzie na szczęście w porę uruchomił się zakupiony przez właściciela mieszkania detektor tlenku węgla. Pięć dni wcześniej w bloku przy tej samej ulicy podczas kąpieli zasłabła 27-letnia kobieta – jej życie udało się uratować. 10 stycznia w mieszkaniu przy Bosackiej uruchomiła się czujka tlenku węgla, 30 grudnia przy Korczaka czadem podtruła się 18-latka, wcześniej to samo spotkało 12-letnią dziewczynkę...
Jak informuje Wojewódzkie Centrum Zarządzania Kryzysowego w Katowicach, od początku sezonu grzewczego 2015/2015 w całym województwie śląskim na skutek zatrucia tlenkiem węgla zmarło już 14 osób.
Skąd czad w mieszkaniu?
Źródłem tlenku węgla są zasilane paliwem (węglem i jego pochodnymi, gazem, olejem opałowym) ogrzewacze wody i piece. Nie oznacza to, że każdy „junkers” czy „hanysek” to skrytobójca, czyhający okazji aby zamordować domowników – urządzenia grzewcze są niegroźne, jeśli użytkujemy je prawidłowo.
W normalnej reakcji spalania węgla pochodną procesu jest dwutlenek węgla. Problem pojawia się dopiero przy braku dostępu tlenu w trakcie spalania – następuje wówczas tzw. reakcja półspalania, której pochodną jest właśnie tlenek węgla (lub spalanie dwutlenku węgla zamiast tlenu, czego efektem również jest powstanie tlenku węgla: C + CO2 -> 2CO).
Tlenu potrzebnego do właściwej reakcji spalania brakuje, gdy w mieszkaniu nie ma cyrkulacji powietrza. Zamykając szczelnie okna, czy zatykając przewody wentylacyjne (tak postąpili domownicy mieszkania przy ul. Bosackiej, gdzie śmiertelnie zatruła się 51-letnia raciborzanka) znacznie ograniczamy dostęp tlenu, ryzykując powstanie reakcji półspalania w trakcie użytkowania urządzeń grzewczych i w efekcie wydzielanie się czadu. W przypadku pieców do ogrzewania mieszkań ważna jest również drożność przewodów kominowych – zapchane sadzą również nie będą dostarczać do pieca odpowiedniej ilości tlenu. W nowszych urządzeniach nie należy też przesadzać z regulacją ciągu – zbytnie jego ograniczenie również skutkuje półspalaniem i w efekcie uwalnianiem się czadu.
Jak zabija tlenek węgla?
Czad jest związkiem bezbarwnym, bezwonnym i silnie trującym. Wdychany razem z powietrzem łączy się w pęcherzykach płucnych z hemoglobiną, która odpowiada za transport niezbędnego nam do życia tlenu. Gdy czad zwiąże się z hemoglobiną, wówczas krew przestaje transportować tlen, a pozbawione go komórki naszego ciała zaczynają obumierać. To tak, jakby nasze ciało dusiło się od środka.
Raz złączonego z hemoglobiną tlenku węgla nie da się w prosty sposób pozbyć. Wówczas konieczne jest poddanie zatrutego czadem organizmu zabiegom w komorze hiperbarycznej (np. w Siemianowicach Śląskich).
Jak szybko czad zabija?
Trudno jednoznacznie określić jakie stężenie czadu jest dla człowieka śmiertelne. Bardzo wysoka zawartość czadu w powietrzu (przekraczając 1000 ppm) może spowodować zgon w ciągu kilku-kilkunastu minut. Nie oznacza to jednak, że niewielkie stężenie czadu jest niegroźne – wdychanie powietrza z niewielkim stężeniem trującego związku przez kilka godzin (np. podczas snu) może przynieść taki sam, śmiertelny rezultat.
Dlatego warto jest pamiętać o podstawowych objawach zatrucia czadem – osobę wystawioną na jego działanie najpierw boli głowa, później zaczyna odczuwać nudności i zawroty głowy, przy większym stężeniu (lub dłuższej ekspozycji) następuje utrata przytomności. Kolejny objawów brak – następuje zgon.
Jeśli któryś z domowników odczuwa powyższe objawy, należy natychmiast wyprowadzić go (wraz z resztą osób przebywających w domu) na zewnątrz – na świeże powietrze, powiadomić pogotowie ratunkowe oraz straż pożarną.
Wojtek Żołneczko
Piotr Wranik – mistrz kominiarski
Z moich obserwacji wynika, że ludzie wolą się zaczadzić niż zmarznąć. Montują w domach coraz bardziej szczelne okna, doszczelniają wszystkie otwory nawiewne i co jest niedopuszczalne – zasłaniają kratki wentylacyjne. Nie pamiętają jednak o tym, że piecyk gazowy raz do roku powinno się sprawdzić, bo w jego właściwym użytkowaniu może przeszkadzać nawet zwykły kurz. Na właścielach obiektów mieszkalnych spoczywa obowiązek corocznego przeglądu przewodów kominowych. Miejski Zarząd Budynków, wspólnoty mieszkaniowe i spółdzielnie pamiętają o tym i mają z kominiarzami podpisane umowy, ale gorzej jest w domach prywatnych. Odkąd w ustawie znalazł się zapis, że właściciele takich domów sami mogą czyścić swoje kominy, ci przestali w większości korzystać z kominiarzy. Trzeba jednak pamiętać o tym, że czyszczenie komina to nie to samo, co przegląd drożności jego przewodów, które powinien wykonywać mistrz kominiarski. Jedni o tym zapominają, a innym szkoda jest wydać te 60 – 70 złotych, bo tyle kosztuje w prywatnym domu przegląd. Ostatnio pojawia się w domach coraz więcej czujników czadu. To dobrze, że świadomość ludzi jest coraz większa, ale nie może to nas zwolnić od myślenia.
Krzysztof Urbasik – zastępca kierownika działu elektrycznego Castoramy
Obserwuję coraz większą sprzedaż czujników czadu, bo i świadomość ludzi co do zagrożeń jest coraz większa. Jeżeli już kupują, to stawiają na bezpieczeństwo, nie na cenę. Najdroższy produkt, który mamy w ofercie kosztuje 161 złotych. Ten czujnik sprzedajemy od ośmiu lat i nie mieliśmy z nim do tej pory żadnego problemu. Ma siedem lat gwarancji i zasilanie sieciowe, więc nie trzeba pamiętać o sprawdzaniu w jakim stanie jest bateria. Zgodnie z zaleceniami producenta, należy go montować na wysokości 70 – 180 cm w pobliżu piecyka gazowego. Jeżeli mamy w domu kilka piecyków w różnych pomieszczeniach, to w każdym z nich powinien się znaleźć czujnik, który w momencie zagrożenia ostrzeże nas alarmem. Najtańszy czujnik, który kosztuje 88,98 zł sprzedajemy od dwóch lat. Ma zasilanie na baterie, więc trzeba pamiętać o ich wymianie. Oprócz tego posiada wyświetlacz, który pokazuje stężenie czadu. Wszystkie sprzedawane przez nas urządzenia mają certyfikat.
Cena czujnika to cena życia
Radny Raciborza Michał Woś na dwóch sesjach apelował u prezydenta o zakup czujników czadu. Pierwszy raz zrobił to po tragedii na Ostrogu. Drugie wystąpienie w tej sprawie miało miejsce po wydarzeniu na Płoni. Woś chciał by kupione przez urząd czujniki rozdać lokatorom miejskich kamienic. Apele nie poszły na marne, decyzja w magistracie już zapadła. Wkrótce samorząd kupi pół tysiąca takich urządzeń i chce je wypożyczać mieszkańcom.
Początkowe wahanie z decyzją o zakupie „czujek” było spowodowane kosztami. Szacowano wydatek rzędu miliona złotych. Prezydent Mirosław Lenk uznał, że przy takich nakładach Racibórz będzie stać jedynie na symboliczne wyposażenie swoich służb w czujniki. – Może kupimy kilkadziesiąt sztuk i będziemy je wypożyczali – rozważał włodarz na lutowej sesji.
Michał Woś początkowo chciał aby czuki kupiono najbiedniejszym lokatorom budynków MZB. – Trzeba postawić na mocną promocję tego tematu. Poprzez działania straży pożarnej oraz inne instytucje. Tragedii można łatwo uniknąć. Takie czujniki są już za 50 zł. Może być to cena życia – przekonywał.
Lenk ubolewał nad śmiercią 23. letniej kobiety. – To na sczęście nie był budynek miejski, tam gdzie doszło do tragedii ale w tej sytuacji to żadne pocieszenie – skomentował. Wosiowi powiedział, że za 50 zł można kupić tylko tanie czujniki chińskiej produkcji. – Na dobre trzeba będzie wydać jakieś 100 zł. Tyle kosztuje sprzęt certyfikowany przekonywał prezydent.
Dwa dni później, na posesyjnej konferencji prasowej, sprecyzował, że koszty jakie podawał na posiedzeniu rady dotyczyły Kielc. Postanowił zakupić pół tysiąca czujników czadu, które urząd (prawdopodobnie przez MZB) będzie wypożyczał mieszkańcom. Według wstępnych ustaleń mają z nich korzystać nie tylko lokatorzy miejskich budynków. Wypożyczenie miałoby być bezterminowe. – Sam ma w domu czujnik. Trwałość takiego sprzętu szacuje się na kilka lat – powiedział dziennikarzom. Czujniki do wypożyczenia mają być dostępne jeszcze w tym sezonie grzewczym.
(ma.w)
Najnowsze komentarze