środa, 20 listopada 2024

imieniny: Anatola, Rafała, Edmunda

RSS

Bluesman - człowiek targany myślami

01.03.2016 00:00 red

Wywiad z Markiem Wojtowiczem, mieszkańcem Kuźni Raciborskiej, muzykiem bluesowym, organizatorem festiwalu Motywy Bluesa, laureatem nagrody Mieszko 2015. Rozmawia Marcin Wojnarowski.

Co to jest blues?

Początki tej muzyki sięgają czasów niewolnictwa. Czarnoskórzy mieszkańcy Ameryki poprzez śpiew, przypominający zawodzenie i lament, prosto z serca, wyrażali swoje uczucia (feeling). Była to pierwotna forma wokalna bluesa. Instrumenty takie jak gitara czy harmonijka ustna pojawiły się później. Najpierw były robione samodzielnie z jednej struny, przytwierdzonej gwoździami do deski. Bluesa charakteryzuje rytm. Są utwory śpiewane do akompaniamentu uderzeń stalowego młota, którymi pracowali niegdyś czarnoskórzy więźniowie podczas układania traktów kolejowych. Blues koresponduje z gospel (pieśń ewangeliczna), można go traktować jako amerykański folk.

Kiedy Pan zaczął słuchać tej muzyki?

Słucham i gram bluesa od ponad 30 lat. Kiedyś w radiowej Trójce redaktor Maria Jurkowska prowadziła audycję poświęconą tej muzyce (Blues Wczoraj i Dziś). Nie było wtedy innych źródeł bluesa. W ówczesnej Polsce ukazały się raptem dwie kolekcje płytowe na winylach, które szczęśliwie nabyłem w nieistniejącym już sklepie muzycznym przy placu Długosza. Szkoda, że dziś, w głównych rozgłośniach, tak trudno o bluesową dyskografię.

Co z polskimi wykonawcami?

Często słyszę, że zespół Dżem jest określany jako grupa bluesowa. To nieporozumienie, gdyż ani muzycznie ani tekstowo nie mają nic wspólnego z prawdziwym bluesem. Oni graja muzykę rockową. W naszym kraju temat bluesa jest jednak słabo rozwinięty, nie ma obszernej literatury, choć płyt tego gatunku wydano na świecie mnóstwo.

Należy dodać, że to jest muzyka, która prawdopodobnie nigdy nie będzie na topie podobnie jak muzyka pop, która pojawiają się tak szybko jak znika. Blues to muzyka, której utwory mają po kilkadziesiąt lat, a pomimo to nie nudzą. Wiele osób sięga po te nagrania właśnie ze zmęczenia pop-em, w poszukiwaniu czegoś wrażliwego.

Czy to może być muzyka dla młodych?

Oczywiście, tylko niestety dzieci nie mają okazji żeby się z nią zapoznać, zetknąć. Kiedyś grałem koncert dla dzieci w Szkole Podstawowej nr 1 w Raciborzu. To był jeden z moich najpiękniejszych występów. Wybrałem co prawda bardziej wesoły repertuar. Dzieci klaskały i prawie nie umiały usiedzieć na krzesłach. Doskonale odbierają bluesa.

Grał Pan w innych ciekawych miejscach?

Koncertowałem głównie w Polsce. Byłem na największych festiwalach, m.in. na Rawie Blues. Ciekawym występem był koncert na zaproszenie pewnego biznesmena w Katowicach. Był on znawcą bluesa podobnie jak jego goście, którzy tańczyli do mojej muzyki, co było przyjemne, ale zdarza się bardzo rzadko.

Koncerty bluesowe posiadają zresztą swoją specyfikę. Sam grywam głównie solo lub w duecie. Kiedy na Motywy Bluesa przyjechał harmonijkarz Billy Branch, to na naszej próbie przed występem puścił mi kilka utworów z własnego telefonu, nasza próba nie trwała nawet godziny, a następnego dnia daliśmy dobry koncert. Tak jest z bluesmanami, znasz temat i do niego interpretujesz. Ważne jest osłuchanie bluesem, znajomość standardów gatunku. Ważne żeby to płynęło z serca.

Kuźnia Raciborska ma coś z bluesa?

Tak półżartem, to ma mnie i mojego bluesa. Organizowałem tu dwa koncerty, ale z frekwencją nie było najlepiej. Mamy fajny, odremontowany Dom Kultury, ale trzeba jeszcze bardziej pobudzić lokalną społeczność.

Jak rodzina reaguje na życie z bluesmanem?

Granie bluesa jest moim zawodem, żyje bluesem stale. Twórczość może być trudna dla rodziny, na szczęście moja żona jest super i to akceptuje. Koledzy, muzycy się nawet dziwią, że potrafię połączyć życie bluesmana z rodziną i domem. Mieszkam w Kuźni od sześciu lat i tu znalazłem warunki sprzyjające twórczości.

Jakie ma Pan inne zainteresowania?

Interesuję się powiązaniem bluesa z kulturą, dialog, który jest obecny w tej muzyce na zasadzie: zawołanie (instrument) – odpowiedź (wokal). Przez bluesa można zrozumieć drugiego człowieka. Poza tym pisuję czasami teksty o elementach bluesa. Lubię czytać książki, nagrywam w moim małym domowym studiu. Mam psa, lubię spacerować. Zajmuję się ogródkiem, nie jestem „delikatesem”, więc czasem coś naprawię. Lubię samochody. No i oczywiście spędzam czas z żoną i dwoma córkami. Jestem też człowiekiem wierzącym, co w tworzeniu bluesa jest według mnie bardzo istotne.

Gdyby blues był człowiekiem...

Willie Dixon śpiewał „I’m the Blues” (Ja jestem bluesem). Blues niesie i wyraża nostalgie oraz smutki, ale i radość, które nosimy w sobie codziennie. Bluesman to człowiek targany myślami, a jednocześnie to muzyka niosąca ukojenie i ulgę, i przez niektórych określana jako terapeutyczna.

Co z tegoroczną edycją festiwalu Motywy Bluesa?

Jest kolejka wykonawców-gwiazd, którzy mogą do nas przylecieć z USA. Z samą organizacją nie ma problemów. Raciborski Dom Kultury jest dobrze przygotowany, mamy coraz większe wsparcie od władz miasta. Pan prezydent Lenk chce wspierać bluesa. Największym problemem jest pozyskiwanie jeszcze większych finansów na działalność festiwalową, od których wszystko zależy. Wciąż szukam sponsorów, bo chcę rozwijać bardziej festiwal. Dokładnej daty festiwalu na razie nie znam, ale odbędzie się najprawdopodobniej z końcem kwietnia. Będę to ogłaszał, kiedy się wszystko uda ogarnąć organizacyjnie. Już dziś zapraszam wszystkich ciekawych tej muzyki. Na jednej z poprzednich edycji na koncerty przyszła pani w wieku około 80 lat, nie znająca wcześniej bluesa, i podzieliła się ze mną bardzo pozytywnymi uwagami, a był to jej pierwszy taki koncert.

Czym dla Pana jest nagroda Mieszko 2015?

Byłem już nominowany dwa razy. Za trzecim razem się udało. Nie jestem łasy na nagrody, ale się cieszę, bo mam nadzieję, że przez Mieszka wzrośnie zainteresowanie bluesem. Ktoś coś powie na ten temat, napisze i blues zaczyna istnieć w przestrzeni społecznej, lokalnej.

Jakie marzenia ma Marek Wojtowicz?

Chciałbym zorganizować kiedyś tydzień bluesa w Raciborzu. Żeby koncerty odbywały się w różnych miejscach miasta. Takie rzeczy są organizowane w USA. Dla przykładu muzycy grają wtedy w knajpie z grillem, na ulicy, w bibliotece. Oczywiście chciałbym aby więcej osób interesowało się tą twórczością, a wiem że potencjał jest, bo kiedyś przez moment prowadziłem szkołę bluesa w Raciborzu. Dodatkowo cieszyłbym się gdyby Polacy bardziej doceniali to co ich otacza. Wielu moich gości z USA było pod wrażeniem naszego kraju, jego przyrody i choćby dżemów jagodowych (śmiech - red.), którymi ich częstowałem, a które zrobiła moja żona. Kiedy grałem z nimi bluesa rodem z USA, to czuć w nim było te polskie akcenty z mojej strony. Zawsze podkreślam, że gram amerykańskiego bluesa ale jestem Polakiem.

  • Numer: 9 (1241)
  • Data wydania: 01.03.16
Czytaj e-gazetę