Kolejny Ruch Monety
PIŁKA NOŻNA
W ostatnim czasie dużo się dzieje wokół Łukasza Monety, 21-letniego piłkarza z Raciborza. Jak już wielokrotnie wspominaliśmy, Łukasz jest wychowankiem LKS Brzezie, kolejno grał w raciborskiej Unii i LKS 1908 Nędza, jednak przygodę z seniorską piłką zaczynał w trzecioligowym LZS Leśnica. Dwa i pół roku temu trafił do Legii Warszawa, a w zasadzie do jej rezerw grających w trzeciej lidze. Debiut w pierwszej drużynie zaliczył, a potem został wypożyczony do pierwszoligowych Wigier Suwałki, gdzie spędził cały 2015 rok. Teraz przyszedł czas na Ruch Chorzów – obecnie piątą drużynę polskiej ekstraklasy. Raciborski piłkarz ma za sobą pierwszy obóz przygotowawczy w Rybniku – Kamieniu. Właśnie tam udało się porozmawiać z Monetą, który będzie drugim po Łukaszu Zejdlerze z Cracovii raciborzaninem grającym obecnie w najwyższej klasie rozgrywkowej w Polsce. Z młodym pomocnikiem rozmawiał Maciej Kozina.
– Jak wyglądał czas spędzony do tej pory w Ruchu?
– Zacząłem od treningu siłowego w hali, wprowadzającego, ale z mocniejszymi akcentami. Nie ukrywam, że było to mocne przetarcie. Następnie mieliśmy testy szybkościowe i wytrzymałościowe połączone z ważeniem i pomiarem tkanki tłuszczowej. W kolejnych dniach miałem pierwszy trening na boisku i gierkę. Od poniedziałku zaczęliśmy zgrupowanie w Rybniku – Kamieniu. Zaczęły się trudne treningi. Rano na siłowni, a po południu zajęcia na boisku.
– Przed świętami też spędziłeś trochę czasu w chorzowskim klubie?
– Dołączyłem do drużyny na trzy dni i trenowałem trochę z nimi. Wszyscy mieli jeszcze swój cykl treningowy przed ostatnim meczem z Termalicą.
– Z kim nawiązałeś najlepszy kontakt?
– Jak na razie to z chłopakami, którzy wcześniej grali w Legii – Michałem Efirem, Kamilem Mazkiem i Mateuszem Cichockim, a najbardziej z Wojtkiem Skabą, z którym dojeżdżam codziennie na treningi do Chorzowa. Jak razem byliśmy w Legii, to też z nim wracałem do domu.
– Jakie są twoje pierwsze odczucia po pierwszym sparingu Ruchu, w którym zagrałeś 45 minut?
– Wydaje mi się, że dobrze wyszło. Nie miałem głupiej straty, co mogło się zdarzyć. Był to dopiero pierwszy sparing, więc nie ma co wyciągać pochopnie żadnych wniosków, ale grę trzeba przeanalizować. Miałem szansę na zdobycie gola, szkoda, że nie udało się wykorzystać. W Suwałkach też pojawiała się czasem nieskuteczność w dogodnych sytuacjach, ale po to są treningi, żeby się szkolić i poprawić.
– Cieszysz się, że wracasz do swoich stron z dalekiej północy?
– Nie ukrywam, że jest to duży komfort psychiczny, bo jestem na miejscu z rodziną i dziewczyną. Teraz pozostaje ciężko pracować, dawać z siebie wszystko i mam nadzieję grać w ekstraklasie.
– Jak wygląda wyżywienie? Co jedzą piłkarze?
– Szablon jedzenia jest nakreślony w większości polskich klubów. Zdrowe, dietetyczne jedzenie, nie ma kotletów schabowych czy innych tłustych dań. Zazwyczaj są to sałatki, mięso drobiowe, ryż, makaron. Ziemniaków tu jeszcze nie widziałem. Każdy się kontroluje z jedzeniem. Może to głupio zabrzmi, że patrzę komuś w talerz, ale to widać kto co sobie nakłada. Na kolację jest dużo potraw bogatych w węglowodany, żeby przez noc się nie odłożyło w organizmie. W Legii też mieliśmy bardzo regorystyczne podejście do żywienia, bo mieliśmy swojego dietetyka. Na wszystkich posiłkach był obecny i podpowiadał co mamy zjeść, aby dopasować do intensywności odbytego treningu. Tam się nauczyłem i teraz wiem co jeść, żeby było dobrze. Każdy ma swój tok odżywiania. Jeden może sobie pozwolić na więcej, drugi na mniej. Mieliśmy szczegółowe badania w których wyszło, że w dniu kiedy nie mam treningu mogłem zjeść 1700 kilokalorii, a przy ogromnym wysiłku mogę nawet 3500 kcal.
– Czy miałeś okazję więcej porozmawiać z trenerem Waldemarem Fornalikiem?
– Nie miałem jeszcze okazji do dłuższej rozmowy. Na razie staram się skupiać na treningach. Przy ćwiczeniach trener coś podpowie, coś zapyta, ale dłużej nie rozmawiamy. Trener Tomasz, brat pana Waldemara pytał mnie o Wigry Suwałki, więc generalnie jak jest możliwość, to parę słów zamienimy, ale odnośnie oczekiwań to rozmów nie było. Mam nadzieję, że po obozie się spotkamy i przeanalizujemy jak to wyglądało.
Dzień z życia piłkarza przebywającego na obozie drużyny z ekstraklasy
Zaczyna się dosyć wcześnie, bo o 8 rano mamy wagę, pomiary są robione systematycznie. Później 8.30 śniadanie, 10-11 mamy trening półtoragodzinny w hali. 13.00 obiad, 16.30 na boisku trening. 18.45 kolacja i do wieczora czas wolny, który spędzamy odpoczywając na łóżku z nogami do góry, żeby się zregenerować na kolejny dzień – mówi Łukasz Moneta.
Najnowsze komentarze