Czy suczkę Majkę czeka los maltretowanego Kuby?
Pieska dola Majki wpisuje się w historie zwierząt, dla których człowiek stał się oprawcą i katem. Co więcej los szczeniaka podzielił przedstawicieli raciborskich służb i instytucji, które z mocy prawa powinny chronić zagrożone zwierzęta. Ujawnił niemoc i obojętność na los czworonoga.
Przed kilkoma miesiącami mężczyzna wziął malutką suczkę ze schroniska, a pracownicy nie sprawdzili, w czyje ręce oddają zwierzę. Krótko potem inspektor Ogólnopolskiego Towarzystwa Ochrony Zwierząt OTOZ Animals w Raciborzu Danuta Miguła otrzymała od sąsiadów sygnały, że coś niedobrego dzieje się w relacjach nowy właściciel – pies.
– Zwiększyliśmy kontrole, ponieważ zgłoszono nam, że pies jest bity. Okazało się, że to już trzeci zwierzak, którego katuje. Drugiego psa zabił, nie boję się tego powiedzieć, ponieważ sąsiedzi widzieli, jak kopał go w brzuch – twierdzi pani inspektor. Ponieważ od kilku miesięcy co rusz dochodzą do niej niepokojące sygnały, podejmuje interwencje również z policją. – Raz gdy otworzył nam drzwi, psa miał na ręku, prosiłam by postawił go na ziemi. Chciałam sprawdzić czy wszystko jest w porządku, wtenczas zamknął nam drzwi przed nosem. Innym razem otworzył z nożem w ręce. Policjanci wyjęli broń, kiedy kazali mu schować nóż, znów zamknął drzwi. Poprosili, aby zszedł z psem, odpowiedział że zejdzie, ale z siekierą. Policjanci odjechali – opowiada o akcji niczym z sensacyjnego filmu Danuta Miguła. Sama też doświadcza nieobliczalnych zachowań mężczyzny, który grozi jej, że ją zaj...
Za bezkarność dręczącego zwierzę mężczyzny pani inspektor obwinia policję. – Wniosek, który złożyłam o znęcanie się nad psem na komendzie został odrzucony przez policjantkę. Nie przyjęła nas, pomimo, że moja wizyta odbywała się w godzinach jej pracy. Tłumaczyła, że idą święta i spieszy się do domu. Nie przeprowadzono też żadnego dochodzenia, policjanci nie rozmawiali z sąsiadami. Co więcej policjantka pouczyła właściciela psa, że może nas zaskarżyć o nękanie – opowiada oburzona Danuta Miguła. Powołuje się na Ustawę o ochronie zwierząt, w której ujęto zasady współpracy służb państwowych z organizacjami broniącymi czworonogi. Po kolejnej wizycie inspektor OTOZ na policji i rozmowie z komendantem, w końcu sporządzony zostaje wniosek o znęcanie się nad psem.
Policja i weterynarz wiedzą lepiej
Danuta Miguła nie daje za wygraną, podobnie jak sąsiedzi, którzy nie mogą patrzeć na bestialstwo, choć i ich nie omijają zuchwałe groźby mężczyzny. Do prokuratury trafia wniosek o znęcanie się na psem, problem przedstawiony jest również prezydentowi, który z mocy ustawy może zdecydować o jego odebraniu właścicielowi. Niestety, o piśmie, które włodarz obiecał składającym skargę, nic nie wiedzą na policji. – Być może prezydent podpisał pismo o wszczęcie postępowania w sprawie zabrania psa – słyszy od urzędniczki pani inspektor. Sprawa może się ciągnąć dłuższy czas. Najprościej byłoby zabrać psa i umieścić w bezpiecznym miejscu na czas jej wyjaśnienia. Tego z pozoru oczywistego działania, jakoś nikt z przedstawicieli służb nie chce podjąć. Szczególnie po wizycie weterynarz Powiatowego Inspektoratu Weterynaryjnego w Raciborzu. – Piesek jest zdrowy, szczęśliwy, a właściciel dobrze się nim opiekuje – zapewnia inspektor Agata Ballarin.
Sąsiedzi widzą więcej
Innego zdania są sąsiedzi, obserwujący na co dzień Grzegorza O., który już wcześniej pastwił się nad swoim poprzednim zwierzakiem. Po wakacjach pies znikł. Zapytany o Kubę mężczyzna tłumaczył, że najechał go rower i musiał go uśpić. Pies był piękny, ale bardzo wystraszony i trzęsący się. – Powiadomiłam panią Danusię, gdy we wrześniu zobaczyłam go z malutkim szczeniaczkiem. Ciągnął go na smyczy, szarpał i kopał – opowiada jedna z sąsiadek. Wspomina, jak pewnego razu, gdy pies mu uciekł, tak go kopnął, że przeleciał kilka metrów. Opowiada, że Grzegorz O. ma już swoją policyjną kartotekę niekoniecznie dotyczącą zwierząt. Kiedyś wizytę dwóch funkcjonariuszy podsumował głośno: – Oni mi wszyscy mogą skoczyć na ch... – przez samo h, czy ch skwitowała odzywkę. Pytany zaś o psa – potrafi wulgarnie zwyzywać.
– Strasznie mi smutno, że nic nie zrobiono – komentuje mieszkanka kilkuminutową wizytę pani weterynarz z policją u właściciela Majki. Potem widziała, jak ostentacyjnie spacerował z psem, który kulał na prawą przednią nogę, a wracając trzymał go na smyczy tak wysoko, że ledwo dotykał łapkami ziemi – wtenczas już nie kulał.
Kolejna kobieta też zwróciła uwagę na sposób, w jaki Grzegorz O. traktuje swego psa. – W zeszłym roku widziałam, jak podczas spaceru kopał go w głowę, nie znałam go z tej strony, nie wiedziałem, że jest takim złym człowiekiem – przyznaje. Kiedy zobaczyła, że ma nowego małego psa, od razu pomyślała, że będzie robił to co z tym dużym. Spotkała go w pierwszy dzień świąt, nie poznała od razu. Zatrzymała się jednak i zainteresowała, gdy usłyszała pisk zza żywopłotu. Podbiegł do niej malutki piesek trzymając łapkę w powietrzu. – Powinien pan pójść do weterynarza, mogę zaprowadzić psa do weterynarza – zaproponowała. Gdy w odpowiedzi usłyszała: „Chcesz butem w łeb” wystraszyła się i odeszła: – Nic nie mogłam zrobić, bałam się tego człowieka.
– Grzegorz nie powinien mieć zwierząt – mówi inna sąsiadka. Oprócz Kuby, był jeszcze wielorasowy Kokuś, który żyje do dziś przygarnięty przez sąsiadów. Pies częściej bywał na podwórku niż w mieszkaniu, pętał się po Raciborzu, spał pod ławką. W końcu ktoś odprowadził go właścicielowi. Ten chwycił za smycz i rzucił nim o podłogę. Po tym, jak kundelek znów zamieszkał na podwórku, przygarnęła go jedna z sąsiadek. Właściciel najpierw zgodził się go oddać, po czym zaczął ją terroryzować. Po śmierci swej nowej pani Kokuś trafił do kolejnej kobiety. – Co Grzegorz wtedy wyprawiał: ścigał ją, groził, straszył że ją poderżnie, a w końcu dopadł i pobił – wspomina kobieta. Po śmierci drugiej swej pani piesek znów zmienił dom.
– Gdyby sąsiadki go nie wzięły, pewnie by już nie żył ponieważ Grzegorz wyprawiał z nim straszne rzeczy, znęcał się, kopał, co nie raz widziałam na podwórku. Kokuś bał się i z daleko go obchodził. Takim ludziom, nie powinno dawać się psów, jest to człowiek psychicznie niezrównoważony, a zatem nieodpowiedzialny – przyznaje rozmówczyni.
Dwa odmienne spojrzenia na psi los
Składamy dziennikarską wizytę właścicielowi psa. Otwiera nam, ale odmawia rozmowy odsyłając nas na policję. Zachęcamy, aby odniósł się do stawianych przez inspektor OTOZ zarzutów znęcania się nad swoim zwierzakiem. Bezskutecznie. Gdy proszę, aby pokazał nam psa, odmawia, po czym zamyka drzwi.
Podkomisarz Mirosław Szymański z KPP w Raciborzu potwierdza, że przy ul. Leczniczej doszło do interwencji, jednakże przekazana mu przez kolegów policjantów wersja wydarzeń różni się od tej, którą opisała pani inspektor. – Żadnego straszenia nożem nie było. Była interwencja, byli policjanci, było dwóch lekarzy weterynarii, którzy obejrzeli pieska. Na tym psie nie ma żadnych śladów znęcenia, jest w bardzo fajnym stanie, nic nie zagraża jego życiu i zdrowiu – mówi Mirosław Szymański.
Nieoficjalnie udało nam się dowiedzieć, że prowadzone w tej sprawie postępowanie zostanie wkrótce zakończone, a właściciel psa nie będzie pociągnięty do odpowiedzialności, gdyż według policji nie ujawniono śladów przestępstwa.
Inspektor Danuta Miguła jest zaniepokojona postawą weterynarza i funkcjonariuszy. – 25 lat pracuję ze zwierzętami i wiem, jak wygląda zwierzę maltretowane, a jak szczęśliwe. Pies kuli uszy, gdy podchodzi do swego właściciela – komentuje i pokazuje na zdjęciu czerwony brzuch suczki.
Przekonana jest, że psa należało zabrać do lecznicy, wykonać prześwietlenie, aby wykluczyć obrażenia wewnętrzne. – Suczka jest prawdopodobnie szczenna, o czym poinformował mnie sam właściciel – mówi Danuta Miguła i zastanawia się czy musi się powtórzyć historia Kuby, aby ktoś pochylił się nad losem malutkiej suczki ze schroniska.
Ewa Osiecka, Wojciech Żołneczko
Najnowsze komentarze