Klimat zabytkowych maszyn
Z każdym rokiem przybywa pasjonatów starych samochodów i motocykli.
Wśród miłośników – nowicjuszy są głównie osoby młode, które motoryzacyjnego bakcyla połknęły w rodzinnym domu i niejako kontynuują tradycję zapoczątkowaną przez swoich ojców czy dziadków. Dwa tygodnie temu, w Zabełkowie odbyła się kolejna już edycja imprezy kończącej sezon motorowy. Według organizatora Mariana Studnica, padł rekord frekwencji jeśli chodzi o uczestników.
Do sołectwa Gminy Krzyżanowice zjechały pojazdy z całej Polski oraz z Czech. Tradycyjnie, najłatwiej można było natrafić na samochody zarejestrowane w śląskich miastach: Katowicach, Sosnowcu, Wodzisławiu Śląskim, Bytomiu, Rybniku. Nie zabrakło naturalnie reprezentantów Zabełkowa, który, jak mówi Marian Studnic, słynie nie tylko z dużych wydarzeń motoryzacyjnych, ale także ze sporej grupy pasjonatów oldtimerów.
Rekordowa frekwencja
W Zabełkowie co roku organizowane są dwa duże wydarzenia dotyczące motoryzacji. W czerwcu odbyła się tam ósma edycja zlotu pojazdów zabytkowych. Z końcem września natomiast zaproszono pasjonatów oldtimerów na czwartą edycję imprezy kończącej sezon motorowy. I trzeba przyznać, że zakończono go z przytupem. Przy boisku lokalnego LKS-u zgromadziło się 65 samochodów oraz 45 motocykli. Zdaniem organizatora to najwyższa frekwencja w historii wydarzenia. – Dla wszystkich miłośników pojazdów zabytkowych to ostatnie dni, w których można wyjechać swoimi maszynami z garaży. Wyszliśmy im naprzeciw i jak co roku zaprosiliśmy do wspólnego i godnego pożegnania sezonu – mówi Marian Studnic, dodając, że imprezę motoryzacyjną zdecydowano się połączyć z końcem sezonu kajakowego. – Dzięki temu obie grupy mogły wymienić się doświadczenia oraz spędzić wspólnie trochę czasu. Aby uatrakcyjnić uczestnikom ten dzień, zorganizowaliśmy z samego rana krótki, siedmiokilometrowy przejazd przez Zabełków – wyjaśnia i kontynuuje: – Po nim wszyscy chętni udali się swoimi pojazdami na punkty kontrolne – w tym przypadku wykorzystaliśmy Meandry Rzeki Odry, dzięki czemu nasi goście mogli poznać i zwiedzić okolicę. Nie ukrywam, że poprzez takie wydarzenia chcemy pokazywać i promować piękno naszej ziemi – uśmiecha się Studnic.
Uczestnicy imprezy pochodzili w większości z miast Śląska, nie zabrakło jednak przybyszy choćby z Krakowa. Jak co roku pojawili się Czesi z Opawy, Karwiny czy Ostrawy. Kierowcom, którzy okazali się najlepsi w rozegranych z rana konkurencjach sprawnościowych rozdano pamiątkowe nagrody i puchary.
Triumf w Kaliningradzie
Na płycie boiska w Zabełkowie ustawiły się zarówno samochody wyprodukowane przed II wojną światową, jak i nieco bliższe naszym czasom. Właściciele motoryzacyjnych cudów chętnie opowiadali o swoich „cackach”. Marian Studnic na zakończenie sezonu przyjechał volksvagenem garbusem z 1963 roku. Tak wspomina początek miłości do starych samochodów: – Wszystko zaczęło się jeszcze w latach 80. Moja pasja miewała jednak wzloty i upadki. Na poważnie zajmuję się tym od około dekady – opowiada. W swoim garażu ma między innymi: citroena z 1930 r., chevroleta z 1934 r., forda z 1923 r. oraz pojazdy z lat 50. i 60. jak wartburg, trabant, syrena, mercedes i skoda.
Co ostatnio odrestaurował? – Na razie jeżdżę tym starym, zasłużonym taborem. Ostatnio nie miałem zbyt wiele czasu, aby zająć się nowymi wozami. Oczywiście, kilka czeka, aby je odnowić. Mam nadzieję, że uda mi się nadrobić zaległości zimą. Ostatnio kupiliśmy wóz strażacki, czeka nas więc dużo pracy – mówi z optymizmem pan Marian, który jest stałym uczestnikiem zlotów odbywających się zarówno na terenie Polski, jak i za granicą. Jego ostatnią dłuższą wyprawą była ta do Kaliningradu. Studnic pojechał tam citroenem z 1930 roku, a co więcej, zdobył pierwszą nagrodę w konkurencjach sprawnościowych.
Pan Marian zdradza receptę, w jaki sposób dbać o swoje pojazdy, aby przez lata pozostawały „na chodzie”. – Trzeba być systematycznym i mieć świadomość, że nic nie jest dane raz na zawsze. Wszystkie czynności przy swoich wozach wykonuję sam; tak jest bezpieczniej. Czasem jeden zły ruch może uszkodzić części maszyny – przestrzega i cieszy się, że w Zabełkowie i nie tylko powiększa się grono miłośników oldtimerów. – To przede wszystkim osoby młode. Zaczynają od motocykli czy motorowerów, próbują na nich się uczyć. Później przychodzi czas na samochody. W dzisiejszych czasach z pojazdów można robić cuda, dostępność części jest o wiele większa niż kiedyś. Problemem są jednak duże koszty takiej pasji, a z pieniędzmi różnie bywa u młodych ludzi. Mimo wszystko najważniejsze jest samozaparcie i zaangażowanie – uważa Studnic.
Renault na węgierskiej ziemi
Jednym z uczestników imprezy był pochodzący z Radlina Brunon Fyrla. Miłość do starych wozów zawsze miała związek z jego pracą, pan Brunon przez lata prowadził bowiem zakład lakierniczy. Do Zabełkowa przyjechał wyprodukowanym we Francji w roku 1937 renault primaquatre. – Samochód był używany w latach 50. jako warszawska taksówka. W roku 1978 trafił na Śląsk, wymagał renowacji, która trwała trzy lata. W 1988 r. został uznany za samochód zabytkowy – opisuje Brunon Fyrla, dodając, że pojazd przeżył kilka długich tras, między innymi na Węgry w 1989 roku, gdzie zdobył pierwsze miejsce w rajdzie. Jak przyznaje Fyrla, obecnie używa go rzadko, wyjeżdża nim tylko na zloty. W swojej kolekcji pan Brunon ma ponadto adlera z lat 1937-1938, messerschmitta oraz amerykańskiego lincolna.
MAD
Najnowsze komentarze