Wtorek, 19 listopada 2024

imieniny: Elżbiety, Seweryny, Salomei

RSS

Jadłodajnie i bary, czyli gastronomia na każdą kieszeń

13.10.2015 00:00 red

Dzień najlepiej było zacząć od śniadania w „Dziewiątce”, na domowy obiad wybrać się do „Przelotu”, popołudnie osłodzić sobie deserem w „Hajdówce” i z dala od miejskiego zgiełku spędzić wieczór przy wódeczce w „Klubowej”. Bo wbrew powszechnej opinii o kryzysie, w czasach PRL-u gastronomia kwitła, a na posiłki w miejscowych barach i jadłodajniach stać było każdego.

Leniwe dla tych co się spieszą

„Przelot” kochało się za domową atmosferę i domowe jedzenie, bo choć wielu raciborzanom kojarzył się głównie z piwem, przez całe lata stołowały się w nim całe rodziny. Nazwa, która przetrwała do dziś wzięła się z Domu Wycieczkowego „Przelot”, który Społem przejęło od Spółdzielni Pracy. W lokalu przy placu Wolności najpierw powstała gospoda z własną tuczarnią, a potem zastąpił ją bar „Turystyczny”, którego nazwa nigdy się nie przyjęła. Gdy jego kierowniczką została Wiesława Siatkowska, miał on trzecią kategorię i jedną salę przeznaczoną na 50 osób. Słynął z domowej kuchni, nic też dziwnego, że wykupowano tam często obiady abonamentowe. Z powodu sąsiedztwa często przychodzili tu milicjanci. – Jak tylko coś się działo to wystarczył mój jeden telefon i miałam całą komendę na miejscu – wspominała ze śmiechem pani Wiesia, po której funkcję kierowniczki objęła Wiesława Radziak. Lokal był czynny codziennie od 8.00 rano do 22.00 i pracowano w nim w systemie zmianowym. Nie organizowano tu żadnych dancingów, zabaw ani sylwestrów. Na pierwszym piętrze kamienicy, w której funkcjonował, znajdowały się biura PSS-u.

Z okazji 5-lecia wyzwolenia Raciborza oddano do użytku jadłodajnię naprzeciw dworca PKP. Lokal przejęto od pana Kobińskiego i odpowiednio zaadaptowano. Uruchomiono bar mleczny „Smakosz” (na rogu ul. Opawskiej i Ogrodowej), a już niebawem własną gastronomią mogła się pochwalić każda dzielnica Raciborza. Na Płoni powstał bar  „Willanowa”, na Ocicach „Bartek”, na Starej Wsi „Starowiejski”, w Studziennej „Wojtek”, a na Ostrogu restauracja „Irena”.

W 1958 roku przy ul. Mickiewicza, niedaleko restauracji „Hotelowej”, otwarto Bar Specjalistyczny, zwany „Dziewiątką”, który przemianowano potem na „Popularny”. Był to typowy bar samoobsługowy, w którym serwowano proste dania śniadaniowe (kawę zbożową, kakao, kanapki), obiadowe (zupy, pyzy z mięsem, flaczki, fasolkę po bretońsku, bogracz, kotlety mielone i schabowe), jarskie (naleśniki, pierogi, knedle z owocami czy ziemniaki z kefirem), a także domowe desery (budynie, kisiele, galaretki) i oczywiście kompoty.

W ciągu wielu lat istnienia „Specjalistycznego” pracowały w nim m.in. Wiesława Dorozińska, Sabina Bajor, Teresa Strzybny, Elżbieta Kuzar, Anna Zubel, Elżbieta Doleżych i Róża Klima (Lazar). Pani Róża trafiła do baru w 1971 roku i została w nim jako kasjerka trzynaście lat. Towarzyszyły jej wtedy Wiesława Siatkowska jako kierowniczka, bufetowe: Maria Pawlik i Dorota Rząsa oraz Dorota Nowosielska i Teresa Kudla. Lokal, w którym można było zjeść przy sześciu stolikach na siedząco i trzech wysokich stołach na stojąco, otwarty był przez 7 dni w tygodniu od 7.00 do 19.00. Personel baru, ubrany w nienagannie białe fartuchy ochronne z chustką lub przepaską na głowie, był często sprawdzany przez miejscowy sanepid. Pracę w zmywalni miała usprawnić jedna z pierwszych zmywarek elektrycznych, która jednak pod natłokiem naczyń często odmawiała współpracy. – Nasza kuchnia przygotowywała posiłki samodzielnie. Obrane ziemniaki, które trzeba było tylko oczkować w barze, dostarczano z „Przelotu”, a pieczywo pochodziło z piekarni PSS Społem. Rano przychodziła do baru młodzież dojeżdżająca do szkoły. W ciągu dnia korzystali z niego taksówkarze, kierowcy PKS-u, MPK, kolejarze, okoliczni mieszkańcy i podróżni, bo przy barze był przystanek miejskiej linii nr 5. Nieraz kolejka wychodziła aż na chodnik, a klienci jedli nie tylko na miejscu, ale i kupowali dania na wynos. Jedynie konina „nie szła” – wspomina Róża Klima.

Mała czarna z fusami

Kiedy z okazji 20-lecia istnienia Spółdzielnia podsumowała swój dorobek gastronomiczny, okazało się, że w 1965 roku posiadała cztery restauracje, sześć barów, dwa bary mleczne, dwie kawiarnie, dwie cukiernie, siedem piekarń, dwie ciastkarnie, jedną wytwórnię lodów i jedną wytwórnię wód gazowanych. Dysponowała też własnym laboratorium, wykorzystywanym do badań swojej produkcji, które uruchomiono przy ul. Długiej nad kawiarnią „Tęczową”.

Jednym z najpopularniejszych barów w centrum Raciborza była usytuowana przy ul. Mickiewicza „Iwonka”, zwana popularnie „Hajdówką”, a to za sprawą ks. Jana Hajdy, który był proboszczem Parafii Wniebowzięcia NMP i podobno z ambony często upominał tych, którzy zamiast kościoła wybierali pobliski bar. Jego kierowniczkami były m.in. Elfryda Chwastek, Lucyna Szołdra, Jadwiga Juszczyk i Kazimiera Fiałkowska. Funkcje bufetowych i jednocześnie zastępczyń kierowniczki pełniły panie: Barbara Lazar, Maria Majchrzak, Łucja Zdrzałek, Maria Dublanka i Zofia Marcinecka. Ponadto pracowały tam: Emilia Kowalczykowska, Grażyna Zaskwara, Grażyna Antończyk i Urszula Piela.

Kelnerki z „Iwonka” słynęły z urody, nie ma więc co się dziwić, że amatorów kawy wśród mieszkańców Raciborza wciąż przybywało. – Do „Iwonki” trafiłam w 1963 roku. Pracowałam tam jako barmanka razem z Wiktorem Kaliszem i Krzysztofem Burdą, a naszą kierowniczką była wtedy Elfryda Chwastek – wspomina Jadwiga Kretek (dziś Gwozdecka). – Mieliśmy cukiernika, który ciasta wypiekał w ciastkarni PSS-u przy ul. Przejazdowej, a kremy do nich robił na miejscu. Ciasta można było zamawiać na wynos, ale „Iwonka” słynęła głównie z deserów i wyszukanych alkoholi – dodaje pani Jadzia, która przeszła potem do restauracji „Raciborska”.

W 1969 roku pracę w kawiarni rozpoczęła Urszula Piela (dziś Kowoll). – Pamiętam Jadwigę Juszczyk, Barbarę Lazar, Kazimierę Fiałkowską oraz szwagierki Jadzię i Wiesię Zajączkowskie. „Hajdówka” miała dobre bułgarskie i węgierskie wina, a mrożoną kawę sporządzało się parząc tradycyjną w szklance i studząc ją, oddzielając potem od niej fusy. Naszymi klientami byli przede wszystkim handlujący na targu i młodzież z pobliskich szkół. Pamiętam, że lokal był czynny w każdy dzień, łącznie z niedzielami, od 9.00 do 22.00, bo wracałam ostatnim autobusem do domu o 22.30 – tłumaczy pani Urszula.

Sporym zainteresowaniem cieszyły się bary kawowe: „Piotruś”, otwarty w 1966 roku, oraz „Koliber” przy Opawskiej, który zaczął funkcjonować rok później. W marcu 1971 roku „Koliber” został niespodziewanie zamknięty. Budynek, w którym się znajdował był w tak złym stanie, że nadawał się jedynie do rozbiórki. „Piotruś” był pierwszym barem kawowym, w którym królował ekspres do kawy i przygotowywane na miejscu desery. Jego otwarcie PSS Społem zorganizował z wielką pompą, a rozpoczęto od sesji zdjęciowej, na której nowy lokal uwieczniał znany raciborski fotograf Franciszek Jasny. Kierowniczkami baru były m.in. Teresa Strzybny i Kazimiera Fiałkowska. Jako pomoc kuchenna pracowała tam Helena Syrewicz. Od 1990 roku bar prowadzi Barbara Wadowska, która pracowała wcześniej w PSS-ie jako technolog.

1 maja 1968 roku przy placu Dominikańskim oddano do użytku piwiarnię „Gambrynus”, w 1972 roku kawiarnię „Basztowa”, a dwa lata później restaurację „Opawska”.

W zaciszu Klubowej inteligencji

W 1957 roku przy ul. Kochanowskiego uruchomiono nową, i jak się okazało rentowną, kawiarenkę „Klubową”, słynącą z organizowanych tam tzw. „czwartków młodzieżowych”. W latach 60. nazywano ją też KIP-em, bo na piętrze działał Klub Inteligencji Pracującej, który spotkania miał właśnie w kawiarni. – Stanowiliśmy też taki zaciszny kącik dla pracowników pobliskich zakładów mięsnych, którzy przychodzili tu nie na kawę, ale żeby się w swoim gronie napić – wspomina Elfryda Chwastek, która pełniła funkcję kierowniczki „Klubowej”. Pomimo, że była to kawiarnia, można tu było dostać proste dania, przygotowywane na miejscu. – Pracowałam sama, więc lokal był samoobsługowy. Desery dostawaliśmy z ciastkarni PSS-u a jajecznice czy kanapki z kiełbasą przygotowywałam na miejscu. Nieraz dostawaliśmy z „Gastronomii” bigos, więc i on był uwzględniany w menu – mówi pani Elfryda. W kawiarni nie organizowano dancingów, ale były sylwestry i zabawy karnawałowe. To właśnie tu pani Fredzia poznała swojego przyszłego męża Adama Chwastka. Ich wesele odbyło się w 1963 roku oczywiście w „Klubowej”. W latach 60. kierowniczką kawiarni była też Kazimiera Fiałkowska, która przeszła potem do popularnej kawiarenki PSS-u „Cassatte”, mieszczącej się przy ul. Londzina. W 1969 roku do „Klubowej” trafiła Zdzisława Szyra, która pracowała tam razem z mężem. – Byłam wtedy w ciąży, więc przesunęli mnie do pracy, w której nie musiałam niczego podnosić – wspomina. –  Pamiętam, że lokal wybierano często jako miejsce wesel. Gościom bardzo podobała się impreza w otoczeniu parku, a dodatkową atrakcją było karmienie gołębi – dodaje. Kawiarnia działała do listopada 1971 roku, po czym przejął ją razem z budynkiem NOT.

Katarzyna Gruchot

  • Numer: 41 (1221)
  • Data wydania: 13.10.15
Czytaj e-gazetę