Mistrzostwa w kolorze Tęczy
To były niezwykłe Mistrzostwa Europy Mażoretek, które odbyły się w Kędzierzynie-Koźlu. Nigdy wcześniej zespoły z naszego regionu nie zdobyły tylu tytułów na tak ważnej imprezie. Złote medale zdobywały zespoły Tęczy Racibórz, Arabeski Zawada Książęca i Uśmiechu Tworków, a na pozycjach medalowych znalazły się również dziewczyny z sąsiedniego powiatu wodzisławskiego – Fleszu Lubomia i Aplauzu Marklowice. Łącznie nasze mażoretki zdobyły aż 20 medali, co nigdy wcześniej nie miało miejsca. Zazwyczaj wygrywały Czeszki. Z matką sukcesu mistrzyń Europy Aldoną Krupą-Gawron z SKZR „Źródło”, do którego należą dziewczyny z Tęczy rozmawiał Maciej Kozina.
– Jakie to uczucie wywalczyć mistrzostwo Europy?
– Wspaniałe. Sukces potwierdził, że to co robimy, robimy dobrze. Taki wynik mobilizuje i zachęca do dalszej pracy po wakacjach we wrześniu. Dla dziewczyn jest to fantastyczne zakończenie roku szkolnego i dobry początek wakacji.
– Do tej pory nie udawało się wywalczyć złota mistrzostw Europy. Jaki był największy sukces?
– Najwyższe nasze miejsce na europejskim czampionacie to trzecie w dużej formacji. Do tej pory nie udawało się Polkom wywalczyć takich poważnych pozycji medalowych jak w miniony weekend.
– A w Kędzierzynie-Koźlu były aż cztery medale z tego najcenniejszego kruszcu. Z czego to wynika?
– Myślę, że poziom mażoretek w Europie osiągnął już swoje wyżyny. Więcej nauczyć się nie da. Czeszki te wyżyny osiągnęły kilka lat wcześniej, a my ciągle je goniłyśmy. Ponieważ nie da się wytrenować już bardziej i lepiej, to nastąpił moment w którym byłyśmy w stanie nasze południowe sąsiadki dogonić. Teraz walczymy z nimi jak równy z równym na najwyższym poziomie.
– Czyli można zakładać, że jeśli praca będzie wykonywana na takim poziomie jak obecnie, to mistrzostwa Europy będą się powielać?
– Na pewno do przodu pójdzie jeszcze akrobatyka. Do tej pory elementy akrobatyczne były dozowolne tylko w układach z pompomami. Natomiast od tego roku zmienił się regulamin i można je włączać w program układów z pałkami marszowymi. Czeszki są fantastyczne w akrobatyce artystycznej. Na to położymy większy nacisk od września.
– Dziewczyny ze „Źródła” nie były faworytem tych mistrzostw. Do tego stopnia, że jeszcze dwa tygodnie temu nie miały w planach startu w tej imprezie mimo wielu nominacji.
– Nie wierzyliśmy w powodzenie. Na dwa tygodnie przed ME w ogóle nie rozmawialiśmy, aby wystartować. Zadzwonił do nas pan Stanisław Rewieński, szef mistrzostw, z zapytaniem dlaczego nie chcemy wystartować mimo 34 nominacji? Zrobiłam króciótkie zebranie z rodzicami i podjęliśmy decyzję, że wystartujemy tylko w kilku konkurencjach, żeby sprawdzić co się dzieje na europejskim poziomie. Natomiast absolutnie nie wierzyliśmy w powodzenie, nie stresowaliśmy się z tego powodu. Był to zwyczajny dla nas występ, jechaliśmy tam, aby obserwować i uczyć się czegoś od lepszych. Niespodziewaliśmy się, że może się to zakończyć jakąś pozycją medalową.
– Może dlatego, że było to na luzie, bez presji?
– Być może. Wszyscy twierdzili, że bardziej się stresowaliśmy na mistrzostwach Polski przed miesiącem niż teraz. Presji żadnej nie było i może dlatego się udało.
– Czy pomna doświadczeń z lat ubiegłych zastosowała pani w tym roku jakiś specjalny trik szkoleniowy czy motywacyjny by wygrać?
– Nie. Nie było żadnych trików. Wszystko z przygotowaniami odbywało się jak każdego roku. Przyszło mi teraz tylko żałować, że wystartowaliśmy w tak małej liczbie konkurencji, nie wierząc w ich powodzenie. Cieszy również to, że nie tylko mażoretki z Raciborza dogoniły europejską czołówkę, ale także zespoły z Zawady Książęcej, Tworkowa, Lubomi czy Marklowic. Nasza wieloletnia praca się opłaciła i nastąpił ten moment w którym to my jesteśmy najlepsi w Europie. Skumulowało się wszystko na jubileuszowe dziesiąte mistrzostwa Europy.
– Czyli nie można powiedzieć, że to jakiś szczególnie utalentowany rocznik dziewczyn?
– Tak jak już wspomniałam, mażoretki czeskie były zawsze lepsze i uznawałyśmy ich wyższość. Wzorowałyśmy się na nich i chciałyśmy być na takim poziomie jak one. Z tym, że one osiągnęły pułap w którym bardziej ludzkiego ciała nie da się wytrenować. Nie da się zrobić więcej niż cztery obroty z pałką. Obraca się pałką wokół wszystkich części ciała. Jest tzw. piąty poziom, z którego potrafimy wykonać wszystkie elementy. Od przyszłego roku będzie obowiązywać przede wszystkim talent choreograficzny, czyli mażoretki będą na maksymalnie wyśrubowanym poziomie, natomiast o tym kto stanie na podium będzie decydował poziom choreografii, czyli pomysł, strój i wykonanie. Teraz jeśli komuś pałka wypadnie z dłoni to zespół praktycznie od razu jest skreślony z rywalizacji o mistrzostwo. Teraz większa rola nas, instruktorów, choreografów, bo nasze dzieci wyszkoliliśmy już do maksimum.
– To imprezy mistrzowskie zamienią się w takie „show”. Już teraz jest kategoria „show mażoretek”.
– Jest taka tendencja, żeby układy sceniczne miały określony temat i ku temu będzie to zmierzać.
– Jak sukces Polek odebrały Czeszki?
– Hmm... nie wiem, nie rozmawiałyśmy z nimi. Podobała mi się na tych mistrzostwach jedność w narodzie. Gdy pierwsze polskie zespoły zaczęły stawać na podium, to niezależnie kto do jakiego zespołu należał krzyczał „Polska, Polska”. Wszystkie polskie zespoły kibicowały sobie nawzajem. Pierwszy raz takie coś się zdarzyło i było to fantastyczne. Wszyscy z dumą śpiewali hymn Polski, gdy stawałyśmy na najwyższym stopniu podium. Po raz pierwszy zrozumieliśmy wszyscy, że jesteśmy jedną wielką rodziną. Na Mistrzostwach Polski rywalizujemy między sobą, a na poprzednich mistrzostwach Europy zazwyczaj byliśmy zdołowani tym, że przegrywaliśmy. A teraz gdy walczyliśmy na równi z innymi krajami, to zaczęliśmy się nawzjem wspierać. Taka mażoretkowa rodzina.
– Czy jest coś więcej w prowadzeniu mażoretek? Są Mistrzostwa Świata?
– Tak są. W ubiegłym roku startowałyśmy na MŚ w Pradze. Paradoksalnie były one słabiej obsadzone niż Mistrzostwa Europy. Generalnie była to droga impreza, na którą nie wszystkich stać. Obsada zespołów była dużo mniejsza niż w ME.
– Czyli MŚ są słabszą imprezą niż ME?
– Trudno mi to oceniać. Liczba podmiotów startujących w MŚ była mniejsza, co przynosiło mniejszą satysfakcję.
– Czy czuje się Pani już spełniona i powierzy swą rolę jakieś następczyni? Czy czas przekazać pałeczkę instruktorkom, które w tych mistrzostwach też doprowadziły swoje podopieczne do medali?
– Już powiedziałam dziewczynom, że jako instruktor i choreograf czuję się spełniona. Dlatego, że zdobyłam praktycznie wszystkie laury jakie zespoły działające w stowarzyszeniu mogą zdobyć – zarówno w dziedzinie folkloru, tańca nowoczesnego jak i mażoretek. Mam to poczucie, że potrafię dzieci zmobilizować i zachęcić do ciężkiej pracy. Trzeba znaleźć ten złoty środek. Muszę tak prowadzić zajęcia, żeby było na tyle wesoło i sympatycznie, aby dzieci z własnej woli przychodzić chciały przychodzić i za to płacić. A z drugiej strony musi być na tyle dyscypliny i pracy, żeby osiągnąć wysoki poziom. Ten złoty środek udało się znaleźć. Jednocześnie zachęcam najlepsze dziewczyny, najlepszych tancerzy, żeby się kształcili. Sama im wyszukuję oferty kursów instruktorskich. Mam już mnóstwo wykształconych instruktorów mażoretek, a przyszłym roku chciałabym wyszkolić pierwsze sędzie. Ja sama jestem sędzią międzynarodową, ale zrezygnowałam, bo pojawiały się zarzuty, że wszystkie zwycięstwa są moim dziełem, czyli że wpływałam na wyniki komisji. Od kilku lat nie jestem sędzią, a liczba medali się nie zmniejsza. Instruktorki bardzo mi pomagają i tak to już jest, że uczeń musi przerosnąć mistrza. Mam nadzieję, że tak się stanie, bo stowarzyszenie się niesamowicie rozrosło, a gdyby mi się coś stało, to nie chciałabym, żeby to wszystko tak upadło. Musi być kontynuacja i myślę, że od strony instruktorów jest zabezpieczona.
– Czy organizacyjnie polski czempionat różnił się od tych za granicą?
– Byliśmy wcześniej kilka razy na mistrzostwach Europy. Organizacyjnie było w Polsce bardzo sprawnie. Na pewno w Chorwacji nie podobało nam się to, że czasem numery startowe mieliśmy tak dalekie, że przychodziło nam tańczyć o pierwszej w nocy. Organizacja i opieszałość tam, była przerażająca. Nastomiast tutaj wszystko kończyło się o przyzwoitej godzinie, był czas, nie było gonitwy. Dla chętnych były przewidziane posiłki i szatnie. Było czysto, schludnie i sympatycznie.
– Racibórz doceni ten sukces?
– Hm. Myślę, że nie. Dlatego, że generalnie w Raciborzu, w Polsce jest tendencja do narzekania, marudzenia i nie potrafimy się cieszyć z tego, co jest dobre. Nie umiemy się cieszyć i chwalić tym co mamy. Gdyby nam się powinęła noga na mistrzostwach, to zainteresowanie było by dużo większe. Natomiast do naszych sukcesów już się przyzwyczajono i uważa się je za normę. Nikt nie docenia tego, że żaden medal nie został przyznany za to, że nazywamy się Tęcza, tylko za ogromne liczby godzin ciężkiej pracy. Nie potrafimy się cieszyć i chwalić. W Rybniku wszyscy rybniczanie są dumni z tego, że mają RYJKA – ogólnopolski festiwal kabaretowy. Rybnik chwali się „Złotą Lirą” – mieszkańcy są z tego dumni. A raciborzanie? Niestety, ciągle narzekają i nie potrafią się cieszyć, tym, że mażoretki promują miasto. Wielu ludzi dzięki mażoretkom wie gdzie leży Racibórz.
– Bo łatwiej jest narzekać...
– Łatwiej jest narzekać. Niestety taka smutna prawda.
Najnowsze komentarze