Nie pomogę, ale nie polecam
– Tak, tak znam ten bar. Pod ladą lali mi do drogiego łiskacza colę z biedry, ale przyczaiłem – pisze młody konsument, o jednym z barów w centrum Rybnika. Powstające jak grzyby po deszczu strony internetowe, to nowe wyzwanie dla urzędników i cenne źródło informacji o nieprawidłowościach w firmach.
Pracodawcy i właściciele firm zaczynają dostrzegać, że internet to nie tylko szansa na promocję swojego biznesu, ale i miecz obusieczny. Klienci bezlitośnie piętnują każde potknięcie, co gorsza publicznie. Mowa o stronach w internecie, gdzie każdy może wyrazić swoją opinię o firmie. Króluje w tym portal społecznościowy Facebook. Tu każdy może założyć swoją podstronę i gromadzić fanów. Tych przybywa w lawinowym tempie. Profile typu „Nie polecam w Rybniku” czy „Nie polecam w Raciborzu” polubiło już tysiące osób i również do tysięcy osób dociera w jednym momencie niekorzystna opinia.
Zaszkodzić innym
Stereotyp jest taki, że typowy Polak to narzekacz. Narzekamy w aptece, autobusie, sklepie. Część z osób narzeka nawet, że inni ciągle narzekają. – Podarowanie takim osobom przestrzeni, na której będą mogli się realizować to przepis na sukces – pisze autor jednej z takich stron. Z pięciu stron do administratorów, do których napisaliśmy, odpisał nam tylko jeden. Nie wiem nawet jak ma na imię. Z rozmowy wnioskuję, że jest kobietą. – Chciałam ambitnie publikować swoje sprawdzone opinie, ale nie da się. To jest po prostu zalew opinii od osób, które wręcz domagają się publikacji swoich opinii. Im strona jest popularniejsza, tym ma większą siłę, by komuś zaszkodzić. A nie taki był zamysł. Co ciekawe, powoli zaczynają się pytania, czy dysponując taką liczbą fanów, nie mogę kogoś... narzekaczom zareklamować – pisze.
Na czym to polega?
Teraz najciekawsze, czyli kto komu podpada. Tu odpowiedź jest bardzo prosta, bo każdy każdemu. Autorzy publikujący na stronach, źle potraktowani w sklepie przyśpieszają kroku i pędzą przed komputer, aby czym prędzej obsmarować warzywniak. Info od pani K. – Chciałabym ostrzec przed gabinetem stomatologicznym, który ma swój gabinet (tu pada adres). Byłam tam z synem, zero podejścia do dzieci, wszystko robił na siłę i na końcu stwierdził, że moje dziecko jest agresywne, ponieważ zrobiło mu ryskę na krześle i powiedział, że nie będzie ryzykował w leczeniu jego zębów, ponieważ tapicerka kosztuje 5 tys. zł, po czym powiedział żegnam i wyprosił mnie z gabinetu – pisze na stronie Nie polecam w Rybniku.
Co można jeszcze nie polecić?
Jak firmy, to również usługi. – Nie polecam salonu fryzjerskiego (tu pada nazwa salonu w Wodzisławiu Śląskim). Fryzjerka tam pracująca nie ma żadnych kompetencji, aby ścinać ludziom włosy. Obcinałam włosy, które miałam do pasa na krótko, zostałam obcięta gorzej niż by mnie kurczaki wydziobały! Po wyjściu z salonu musiałam biec od razu do innego fryzjera, żeby ratował włosy. Fryzjerka w kolejnym salonie była przerażona jak ktoś z tytułem fryzjera mógł tak mnie obciąć – czytamy na stronie Nie polecam w Wodzisławiu Śląskim. Nie polecać można wszystko i każdego. Czujnym oczom agentów ruchu „nie polecam” nie ujdzie nic, nawet podczas wypadu po ser do sklepu. Obrywa się np. kasjerom. Tu opinia o raciborskim markecie – Nie polecam (...) kolesia z (...) który siedzi na kasie. Oszukuje starszych ludzi, wbijając kody na rzeczy, których nie ma na taśmie. Starsze osoby dają się na to nabierać, bo nie liczą wartości produktów. Byłam świadkiem jak oszukał starszą panią na 50 zł i schował głowę w piasek, twierdząc że to jej się coś musiało pomylić – czytamy na stronie Nie polecam w Raciborzu. Z kolei na rozbudowanej wersji, czyli „Nie polecam w Raciborzu i okolicach”. – Nie polecam knajpy w miejscu (...) Albo niech zmienią kucharza albo niech zainwestują chociaż w lepsze przyprawy. Zupy jak gęsta woda, a danie główne jak papier... Deseru nie ryzykowałem – przestrzega smakosz z Raciborza.
Fala narzekania
Co ciekawe tryb „nie polecania” zdominował nawet strony gdzie do tej pory wymieniano się pozytywnymi opiniami. Aneta z Rybnika pyta: Czy macie może jakąś sprawdzoną piekarnię w Rybniku, gdzie można kupić jeszcze tradycyjnie pieczony chleb? – pyta internautów rybniczanka. – Witaj Anetko, z tym chlebem może być problem i nie mam pojęcia gdzie taki kupić. Jedyne co mogę zrobić, to ostrzec przed piekarnią przy (...). Nie polecam jej od czasu kiedy kupiłam synkowi bułkę. Już wcześniej miałam zastrzeżenia do smaku chleba, jednak w środku były grudy mąki. Dziecko wyglądało jak pączek w cukrze pudrze – odpisuje Karolina. – Ciesz się, że jeszcze używają mąki – kwituje wszystko z dystansu, pan Kazimierz, po zdjęciu profilowym widać, że już po 60.
Nie wszystko można pisać
– Internet daje sporą swobodę wypowiedzi, jednak należy umieć ją wykorzystać – mówi nam mecenas Michał Jarmundowicz, rybnicki adwokat. – Wypisując niekorzystne dla danej osoby lub firmy opinie, zwłaszcza takie na których poparcie nie mamy dowodów, narażamy się odpowiedzialność cywilną a nawet karną. Jeśli dany podmiot poczuje się dotknięty, może nam wytoczyć proces o naruszenie dóbr osobistych. Podczas takiego procesu może starać się udowodnić, że między innymi przez naszą opinię stracił klientów, a więc i pieniądze. Jeśli przekona sąd, może nas to sporo kosztować. W zależności gdzie publikujemy, taka opinia może być potraktowana również jako zniesławienie, co już w świetle przepisów prawa karnego jest przestępstwem – dodaje.
W PIP-ie siedzą na Facebooku
W internecie powstają również czarne listy pracodawców. – Krzyki, mobbing, praca na czarno lub na umowie śmieciowej, harówka przez 10 godzin dziennie – w ten sposób internauci opisują nieuczciwych pracodawców. Takich wpisów są setki, a w każdym z nich padają konkretne nazwy firm. Zjawisko osiągnęło już taką skalę, że obok niego nie mogli przejść pracownicy Państwowej Inspekcji Pracy. – Okręgowy Inspektorat Pracy w Katowicach na bieżąco analizuje i monitoruje „czarne listy pracodawców” – tj. podmiotów znajdujących się w obszarze jego działania – przyznaje Beata Sikora-Nowakowska, rzecznik prasowy Okręgowego Inspektora Pracy w Katowicach. – Informacje podane do publicznej wiadomości, mające znamiona skargi, przekazane przez redakcje prasowe, radiowe telewizyjne do jednostek organizacyjnych Państwowej Inspekcji Pracy, w myśl obowiązujących w naszym urzędzie procedur podlegają rozpatrzeniu i są uwzględniane w planowaniu działalności kontrolnej. Anonimowe skargi i wnioski kierowane do PIP, czyli te niezawierające danych wnoszącego skargę lub wniosek pozostawia się bez rozpoznania, ale i od tego są odstępstwa. Kiedy ktoś pisze o rażących naruszeniach przepisów pracy, musimy to zweryfikować. Również to, co zamieszczane jest anonimowo na Facebooku. Tym samym, wszystkie sygnały dotyczące nieprawidłowości w zakresie przestrzegania prawa pracy i bhp, szczególnie takie, które dotyczą rażącego naruszania przepisów prawa pracy, lub występuje zagrożenie życia lub zdrowia pracowników, uwzględniane są w bieżącej działalności urzędu i podlegają rozpoznaniu w trybie kontroli – wylicza.
Załóżcie związek
Kto miał więc problemy przez wpis na Facebooku? – Zgodnie z art. 44 ust. 3 Ustawy o Państwowej Inspekcji Pracy inspektorzy pracy są obowiązani do nieujawniania informacji, że kontrola przeprowadzana jest w następstwie skargi, chyba że zgłaszający skargę wyrazi na to pisemną zgodę – tłumaczy urzędniczka. Tomasz Krzak, koordynator ds. rozwoju z Zarządu Regionu Śląsko-Dąbrowskiego NSZZ Solidarność podkreśla, że pracownicy, którzy czują się źle traktowani przez pracodawców, powinni zorganizować się w związek zawodowy. – W ten sposób będą mogli przeciwstawić się złemu traktowaniu i upomnieć o godne traktowanie i lepsze warunki pracy – przekonuje Tomasz Krzak.
Adrian Czarnota
Najnowsze komentarze